NIEOCZYWISTY ZDOBYWCA
Pierwszy raz od dziesięciu lat w półfinale PP nie ma Rakowa, Legii lub Lecha. W walce o trofeum zostały Piast, Pogoń, Jagiellonia i Wisła Kraków.
Do wyłonienia najlepszej czwórki potrzeba było trzech dogrywek, każda zakończyła się w ostatnich chwilach regulaminowego czasu. W 1/4 finału Puchar Polski pokazał najwspanialsze oblicze.
„Na początku było trzęsienie ziemi, a potem tylko ciekawiej” – dziennikarze często nadużywają tego sloganu, ale tego, co wydarzyło się we wtorek i środę, chyba nawet to stwierdzenie nie oddaje w pełni. Może poza tym, że faktycznie zaczęło się od trzęsienia ziemi.
Dramat Rakowa
Po katastrofalnej grze Raków został rozbity przez Piasta tak mocno, że od razu po powrocie z Gliwic właściciel zwołał pilne zebranie z działaczami, trenerem oraz piłkarzami. Klęskę 0:3 w połączeniu z kilkoma wcześniejszymi wynikami oraz stylem gry nazwał wprost „największym kryzysem klubu od 2016 roku”, nawiązując do porażki 1:8 z GKS Tychy w II lidze. – Jest mi wstyd, zagraliśmy bez ambicji. To najgorszy mecz, odkąd jestem w Rakowie
– mówił nam bramkarz Vladan Kovačević, który jako jedyny porozmawiał z dziennikarzami w Gliwicach. Gdyby nie kilka jego interwencji, porażka mogła być jeszcze bardziej dotkliwa. Michał Świerczewski nie podjął na razie żadnych radykalnych decyzji, te mogą nastąpić po ewentualnej porażce w niedzielnym meczu ligowym z Lechem. To spotkanie wyznaczy cel dla klubu na dalszą część sezonu i można spodziewać się różnych scenariuszy, choć posada Dawida Szwargi raczej nie jest jeszcze zagrożona. Bardziej realne wydaje się być odesłanie kilku zawodników do rezerw, ale w obecnej sytuacji kadrowej (kontuzje wielu zawodników) i to jawi się mało prawdopodobnie. Klęska z Piastem to dla częstochowian cios. W trzech ostatnich edycjach grali w finale, zdobywając trofeum w 2021 i 2022 roku. Triumf jest gwarancją ciągłości występów w europejskich pucharach. Teraz muszą się do nich dostać poprzez Ekstraklasę.
Po pięciu latach do Europy chciałby wrócić Piast, który ma w dorobku mistrzostwo, ale po Puchar Polski nie sięgnął nigdy – w 1978 i 1983 roku docierał do finału. Trener Aleksandar Vuković odrobił lekcję z niedawnej porażki z Rakowem (1:3) w lidze. – Odpowiedzieliśmy na tamten mecz, dodaliśmy więcej spokoju, odwagi i pazerności, co dało nam wygraną – przyznał po meczu trener Piasta.
Pogoń za sukcesami
Aż trudno uwierzyć, ale Pogoń jeszcze nigdy nie sięgnęła po żadne krajowe trofeum. W tym sezonie ma szansę na dublet, ponieważ rundę wiosenną rozpoczęła zdecydowanie najlepiej ze wszystkich. Zwycięstwo nad Lechem w Poznaniu zapewniła sobie w 119. minucie. Chwilę wcześniej z gola cieszyli się gospodarze, ale sędzia Bartosz Frankowski nie uznał trafienia Adriela Ba Louy, ponieważ podający mu Kristoffer Velde był na spalonym. – Wcześniej zmarnowałem dwie okazje, jednak strzelić gola w samej końcówce dogrywki to coś niesamowitego. Musimy podtrzymać pewność siebie i walczymy dalej – mówił ucieszony zdobywca bramki Joao Gamboa. – Pokazaliśmy niesamowitego ducha drużyny. Chyba nigdy wcześniej nie widziałem na boisku, żeby jeden tak walczył za drugiego. Mamy taką energię, że trudno będzie nas zatrzymać, jestem ekstremalnie zadowolony – dodawał trener Jens Gustafsson.
„Grosik” napisze nową historię?
Tak dobrego sezonu w Białymstoku nie pamiętają od lat. Mimo straty punktów z Ruchem Jagiellonia wciąż jest liderem PKO BP Ekstraklasy i podobnie jak Pogoń również ma szansę na dublet. Z Koroną miała problemy, przegrywała 0:1, ale potem na boisku pojawił się Afimico Pululu. Najpierw doprowadził do dogrywki, w której zdobył „złotą bramkę” w 122. minucie. – To zwycięstwo kosztowało nas dużo serducha, intensywności i zaangażowania. Korona pokazała kielecki charakter i tym bardziej cieszę się, że potrafiliśmy na to odpowiedzieć – mówił po meczu trener Adrian Siemieniec. Jagiel
lonia wzniosła Puchar Polski w górę tylko raz, 22 maja 2010 roku. W finale, z Kamilem Grosickim w składzie, pokonała Pogoń (1:0), której dziś kapitanem jest... „Grosik”. Powtórka finału z 2010 roku jest możliwa, a Grosicki może napisać niesamowitą historię i zagrać o to trofeum po drugiej stronie barykady.
Wisła wraca na salony
Aż do 80. minuty meczu w Krakowie emocji było niewiele. Wtedy gola dla Widzewa strzelił Imad Rondić, jednak gol nie został uznany – zawodnik gości był na spalonym. Ale że wcześniej jeden z zawodników gości został sfaulowany, to łodzianie otrzymali... rzut karny, który wykorzystał Bartłomiej Pawłowski. Z powodu odpalania rac przez kibiców oraz interwencji VAR-U sędzia Damian Kos doliczył aż 17 minut. Wisła wyrównała w 109. Uznanie bramkiangela Rodado było kontrowersyjne, ponieważ będący na spalonym Igor Łasicki utrudniał interwencję Mateuszowi Żyrze. W dogrywce katastrofalny błąd popełnił bramkarz Wisły Alvaro Raton, któremu piłkę zabrał Rondić, umieszczając ją w pustej bramce. Krakowianom znów pomógł VAR, uznając, że Bośniak za szybko wbiegł w pole karne. Kiedy wszyscy czekali na dogrywkę, Goku Roman oddał nieudany strzał na bramkę Rafała Gikiewicza, ale wyszło z tego świetne podanie do Szymona Sobczaka, który rozstrzygnął rywalizację w... 140. minucie rzeczywistego czasu gry!
– Bez poświęcenia nie ma zwycięstw, pokazaliśmy charakter. Nie ma znaczenia, że gramy w I lidze, jesteśmy Wisłą Kraków – mówił po meczu uradowany strzelec gola. Białą Gwiazdę dzieli jedna wygrana od występu w finale na PGE Narodowym 2 maja, a dwie od powrotu do pucharów. Byłaby to niesamowita historia klubu, który cztery razy sięgał po Puchar Polski, a w pierwszej dekadzie XXI wieku rządził na krajowych boiskach. Celem nadrzędnym pod Wawelem jest jednak powrót do krajowej elity. Losowanie par półfinałowych w piątek o godzinie 12. Mecze tej fazy zostaną rozegrane 2 i 3 kwietnia.