MICHAŁ ŚWIERCZEWSKI W PUŁAPCE WŁASNEGO ZAKLĘCIA
Dawida Szwargę wymyślił Michał Świerczewski. Kiedy właściciel Rakowa osobiście ogłosił go nowym trenerem drużyny, uwierzyliśmy, że na pewno ma rację, bo wcześniej rację miał też z Markiem Papszunem. I teraz problemy Szwargi, również te niespodziewane i jednak rozczarowujące, stają się niespodziewanymi i rozczarowującymi problemami Świerczewskiego.
Ze wszystkich zdań, jakie w ramach krótkiego wzmożenia aktywności medialnej Świerczewski wygłaszał pod koniec poprzedniego sezonu, najbardziej uderzała jego niezachwiana wiara w słuszność wyboru. Owszem, twardo walczył o przedłużenie kontraktu z Markiem Papszunem, a w każdym razie tak twierdził, lecz zarazem podzielił się refleksją, że Szwargę na przyszłego trenera Rakowa wymyślił już dobrych kilka lat temu. Była to sportowa miłość od pierwszego wejrzenia.
Świerczewskiemu nie zabrało wiele czasu, by ocenić (zakładam, że niebagatelną rolę odegrała piłkarskich intuicja, jakże deficytowa w środowisku tak zwanych działaczy), że Szwarga na trenera Rakowa idealnie się nadaje. Należało go oczywiście poddać obróbce uwzględniającej dość wyrazistą specyfikę częstochowskiego klubu, ale że mowa o trenerze młodym, chłonnym wiedzy, chętnym do pracy i na dodatek inteligentnym, było jasne, że u boku Marka Papszuna do lokalnych zwyczajów przez sezon, dwa albo trzy uda się go przystosować.
★★★
Asystowanie u Papszuna trwało dwa lata i więcej się już nie dało, ponieważ architekt największych sukcesów w dziejach klubu uznał, że upragnione mistrzostwo Polski to idealny moment, żeby zejść z częstochowskiej sceny i przez dłuższy czas posiedzieć sobie na widowni. To zmusiło Świerczewskiego do uruchomienia planu, z którym chętnie by poczekał przynajmniej jeszcze jeden sezon. Dlatego Szwarga przejął drużynę w arcytrudnym momencie, kiedy nie tylko trzeba było się mierzyć z mistrzowską wielkością poprzednika, ale spróbować powalczyć o fazę grupowej Ligi Mistrzów, czego nawet Papszun nie doświadczył. On akurat w europejskich pucharach, mimo kilku dobrych meczów, o których warto pamiętać, nigdy nie przebił się przez kwalifikacje.
Było więc jasne, że pretendent będzie miał bardzo ciężko, ponieważ nikt nie uzna, że należy mu się taryfa ulgowa, nie podaruje mu sezonu przejściowego na aklimatyzację. Wskakiwał w siedmiomilowe buty po Papszunie i mało kogo interesowało, że mogą być o kilka numerów za duże. Czujność mediów i kibiców została uśpiona, gdyż