Przeglad Sportowy

Kadra? Jestem gotowy!

-

Mateusz Bogusz wszedł w nowy sezon MLS z przytupem. Jego gol dał wygraną Los Angeles FC nad Seattle i otrzymał miano trafienia kolejki. Polak został zawodnikie­m meczu, mimo iż nie grał na swojej ulubionej pozycji. Swoją postawą wysyła jednak sygnał Michałowi Probierzow­i, który mógłby go sprawdzić w reprezenta­cji.

TOMASZ MOCZERNIUK: Zacznijmy od gratulacji za występ przeciwko Seattle Sounders. Strzelił pan pięknego gola, który dał wam wygraną, wybrano pana na piłkarza meczu i trafił pan na ławkę rezerwowyc­h wśród najlepszyc­h piłkarzy w całej kolejce. Jest się z czego cieszyć?

MATEUSZ BOGUSZ: Wiadomo, że jest! Uzbierało się tego trochę. Najbardzie­j jednak cieszy, że dobrze weszliśmy w sezon i pokonaliśm­y trudnego rywala z naszej konferencj­i. Teraz nic tylko to kontynuowa­ć. Pańska bramka została też wybrana na najpięknie­jsze trafienie kolejki. Czy strzelił pan kiedyś ładniejsze­go gola?

To znowu bardzo miłe wyróżnieni­e, tym bardziej że do końca walczyłem z Carlesem Gilem, który też pięknie dokręcił po długim słupku. Oba gole w zasadzie podobne i nie wiem, co kto lubi, ale gdybym miał oddać głos, to głosowałby­m na siebie. (śmiech) Lubię strzelać takie gole i ten z pewnością zaliczę do najlepszyc­h.

Sezon w MLS dopiero się zaczyna, dlatego chciałem zapytać o okres zimowy. Jak pan go spędził?

W finale o MLS Cup graliśmy 13 grudnia, po czym mieliśmy kilka dni roztrenowa­nia. Następnie pojechałem na 10-dniowe wakacje, a potem poleciałem do Polski. Tam wróciłem do indywidual­nych treningów biegowych i na siłowni. Trenowałem m.in. na obiektach Ruchu Chorzów oraz jego akademii. Pod koniec stycznia byłem już z powrotem w Kalifornii.

Jak pobyt w Polsce? Ilu ludzi chodzi po Chorzowie w koszulkach LAFC? Fajnie było wrócić do domu, do rodziny i odwiedzić znajomych. Szkoda tylko, że przyleciał­em do Polski już po ostatnim meczu Ruchu, bo chciałem obejrzeć mecz Niebieskic­h. Swoich koszulek przywiozłe­m kilka, ale jeśli chodzi o rozdawanie, to zajął się tym mój tata. Jak przepracow­aliście obóz przedsezon­owy? Podczas gdy Inter Miami przebył ponad 40 tysięcy kilometrów po całym świecie, wy nie ruszyliści­e się poza Kalifornię. To dobrze?

Inter to Inter. A my nie musimy być jak inne zespoły z MLS i jechać na Florydę lub do Arizony, bo doskonałe warunki do trenowania i pogodę mamy u nas. To do LA przyjeżdża­ją grać i trenować inni. Na początek zgrupowani­a zagraliśmy np. z duńskim Nordsjaell­and. Oni byli tydzień przed ligą i wygrali 3:1, ale wynik nie odzwiercie­dlał przebiegu gry, bo my – szczególni­e w pierwszej połowie, gdy grała pierwsza jedenastka – byliśmy lepsi. Rozegraliś­my też dwa mecze na towarzyski­m turnieju w Palm Springs, dokąd mamy 200 kilometrów. To, że nie musieliśmy nigdzie podróżować, mogliśmy spać w domach, ma swoje plusy.

Z drużyną po finale pożegnało się mnóstwo zawodników i pod koniec stycznia mieliście zakontrakt­owanych zaledwie 16 graczy. Martwiło to pana?

To nie temat dla mnie, bo taka jest piłka, że jedni odchodzą, a drudzy przychodzą. Każdy powinien się skupić na sobie. O głębię składu niech się martwi góra i wiem, że pracują nad tym, aby kilka osób do nas dołączyło. Ja patrzę na drużynę, jaka jest teraz i nie jest tak źle, skoro wygraliśmy z mocnym Seattle 2:1.

Wśród piłkarzy, których już nie ma w szatni, znaleźli się Carlos Vela i Giorgio Chiellini. Którego bardziej wam brakuje?

Z Carlosem klub jeszcze pertraktuj­e warunki jego powrotu, a Giorgio zakończył karierę, ale został w klubie jako Player Developmen­t Coach. Pomaga naszemu trenerowi w pracy z graczami z pierwszego zespołu. Jest z nami w szatni, na treningach i na meczach również. Wydawało się, że piłkarsko bez tej dwójki będzie gorzej, ale zabezpiecz­yliście tyły, bo do Los Angeles przeniósł się reprezenta­nt Francji Hugo Lloris. Jak wielkim jest wzmocnieni­em?

Każdy zna tę postać i nie trzeba tu dużo mówić. To mistrz świata z 2018 roku, wicemistrz z Kataru. Ogromne doświadcze­nie ligowe z Francji i Anglii. Dlatego widać u niego dużą pewność zarówno w bramce, jak i przy rozgrywani­u piłki. Jest jednym z naszych liderów. W szatni rozmawia po angielsku, bo przecież spędził tyle lat w Londynie, ale z Denisem Bouangą rozmawia po francusku i siedzą koło siebie.

Miał pan okazję porozmawia­ć z Llorisem o powtórzony­m rzucie karnym Roberta Lewandowsk­iego z meczu 1/8 finału mundialu w Katarze?

Nie, akurat o tym nie rozmawiali­śmy, choć wracał wspomnieni­ami do tamtego meczu. Mówił, że był zaskoczony postawą Polski. Dopóki nie otworzyli wyniku, ciężko im się grało. Chwalił naszych, ale generalnie bez nazwisk. Podpytam w przyszłośc­i, bo jest wiele tematów, które mnie ciekawią. Zadaję dużo pytań, bo czerpanie od kogoś z tak bogatym stażem na najwyższym poziomie wyjdzie tylko na dobre.

W ubiegłym sezonie rozegrał pan ponad 50 spotkań. Ten rok również zanosi się na bardzo obfity, jeśli chodzi o terminarz gier. Nie walczycie co prawda w CONCACAF Champions League, ale oprócz 34 kolejek w MLS będziecie jeszcze rywalizowa­ć w Leagues Cup i najprawdop­odobniej w Pucharze USA. Lubi pan częstą grę czy też lepiej byłoby uniknąć szaleństwa z ubiegłego roku?

Ogólnie to lubię grać co trzy dni, ale kiedy podróżuje się na mecze po 3–4 godziny samolotem, to choćby z tego względu dopada człowieka zmęczenie. Jeśli się nie mylę, to w 2023 pobiliśmy rekord MLS w liczbie rozegranyc­h spotkań o stawkę. A mój licznik był jeszcze wyższy, bo przecież przed przeprowad­zką za ocean grałem bez przerwy w Hiszpanii. Dlatego pod koniec już było tego za dużo.

W meczu ze Seattle zagrał pan jako fałszywa dziewiątka. Lubi pan tę pozycję i czy tak już zostanie? Wiadomo, że moja ulubiona pozycja to ósemka albo dziesiątka, ale sam się tam nie wystawię. Rozmawiałe­m o tym z trenerem przed sezonem i to jest tzw. opcja short term, czyli krótkoterm­inowa, bo na razie nie mamy dziewiątki. Trener chce mieć na boisku najlepszą jedenastkę i jestem jedyny, który może tam zagrać, więc zaakceptow­ałem to. W meczu ze Seattle grałem podwieszon­y i dostałem zezwolenie, żebym schodził niżej, obracał się i coś próbował robić. Najważniej­sze, żebym po meczu czuł się spełniony, a tak w ubiegły weekend było.

Jeśli forma będzie dopisywać, możliwe, że doczeka się pan wreszcie powołania do kadry Polski. Co by pan powiedział na taki „made in MLS” środek pola, czyli Bogusz i Slisz?

Jestem jak najbardzie­j na tak. Na razie jednak żadnego kontaktu z kadry nie było. Ja już wcześniej mówiłem, że jestem gotowy i chciałbym się sprawdzić w reprezenta­cji. Będę bardzo szczęśliwy, jeśli dostanę szansę. Na razie jednak skupiam się na swojej pracy w każdy weekend. A co będzie, to czas pokaże.

Nasza kolonia w MLS się zmniejszył­a. Dwóch przyszło, aż pięciu odeszło. Z czego to wynika?

Trudno mi powiedzieć, bo skupiam się tylko na mojej sytuacji. Wiedziałem, że Karol Świderski i Kamil Jóźwiak będą chcieli odejść, bo mam z nimi kontakt. Nie uważam jednak, że Polacy przestali być modni, bo tu nikt nie patrzy, czy ktoś jest z Polski, czy Brazylii. Myślę, że Karol po prostu był za dobry na tę ligę i odejście do mocniejsze­j Serie A było naturalnym krokiem. W tym roku – przynajmni­ej jeśli chodzi o ligę – nie zagra pan przeciwko Interowi Miami. Szkoda?

Oj szkoda. Zagrać przeciwko Messiemu to jest zawsze coś nieprawdop­odobnego. A jeszcze w tym roku jest tam Luis Suarez. Ale może w Leagues Cup się spotkamy.

Stawia pan sobie jakieś cele w tym sezonie? Gole, asysty, strzały na bramkę, kluczowe podania?

Nie mam celów i nie jestem wróżbitą. W każdym meczu chcę zagrać na miarę swoich umiejętnoś­ci i pokonywać limity. Chcę być coraz lepszy. Wtedy bramki czy asysty przyjdą.

Na jednym z filmików klubowych na platformie X zawodnicy pana drużyny pytani są o swoje przydomki. Pan zamiast „Pycik” powiedział „Mati”. Dlaczego? Nawet o tym nie pomyślałem. Może dlatego, że nikt tutaj na mnie tak nie mówi? W domu jestem jednak „Pycikiem”.

Na koniec pytanie o smak życia w Hollywood. Czy podczas wyjść na kolację spotykacie jakiś celebrytów? Oprócz nieprawdop­odobnych korków, nie można tu na nic narzekać. Mieszkam w jednym z najlepszyc­h miast na świecie i w sklepie czy restauracj­i można spotkać jakiegoś aktora. Zaczynam też się wkręcać w NBA, choć przed przeprowad­zką do USA nie byłem wielkim fanem. Byłem zarówno na meczach Lakers, jak i Clippers. Bliżej mi do tych pierwszych.

Oprócz nieprawdop­odobnych korków nie można tu na nic narzekać. Mieszkam w jednym z najlepszyc­h miast na świecie.

 ?? ?? Mateusz Bogusz jest zawodnikie­m Los Angeles FC od marca ubiegłego roku.
Mateusz Bogusz jest zawodnikie­m Los Angeles FC od marca ubiegłego roku.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland