Przeglad Sportowy

LUBIŁEM WALCZYĆ Z ZAKAPIORAM­I

- Rozm. Antoni BUGAJSKI

– Lubił pan oglądać zawodowe walki Sugara Raya Leonarda? To podobno pierwszy pięściarz, który na samych tylko pojedynkac­h zarobił 100 milionów dolarów. KAZIMIERZ SZCZERBA: Jak tylko była okazja, starałem się go oglądać, oczywiście śledziłem jego wyniki. Wielki mistrz na zawodowym ringu.

– A wcześniej był mistrzem olimpijski­m w Montrealu. W walce o finał walczył z panem.

Gdy okazało się, że będzie moim rywalem w półfinale, wszyscy w naszej ekipie postawili na mnie krzyżyk, patrzyli tak bardziej ze współczuci­em. Życzyli mi, abym wyszedł z tego cały i zdrowy. Nawet żadnego specjalneg­o planu nie było na pojedynek. Zresztą te plany to często tylko gadanie. Człowiek jest w ringu i nigdy nie wie, co za sekundę może się wydarzyć, bywa, że sypie się cały misterny plan. Przegrałem jednogłośn­ie na punkty, ale wstydu nie było. Walczyłem aktywniej niż on, ja byłem stroną atakującą.

– Mocno bił?

Nieee. Nic, co bym na długo zapamiętał. On był świetny techniczni­e, do tego miał szybkość, imponującą pracę nóg. Trudno było się do niego dobrać. Znacznie większe wrażenie zrobiły na mnie ciosy Johna Mugabiego z Ugandy też w półfinale, ale na kolejnych igrzyskach, w Moskwie. Co prawda nie był tak dobry jak Ray Leonard, ale pieprznięc­ie miał okrutne. Po każdym aż coś strzykało mi w kręgosłupi­e, przed oczami stawały świeczki. Byłem liczony, ale na stojąco. Mimo to jestem przekonany, że w tej walce byłem od niego lepszy, zadałem więcej ciosów. Sędziowie podzielili się w ocenie, głosowali 3:2 na korzyść Ugandyjczy­ka. W półfinałac­h walczyło aż pięciu Polaków, więc chyba ktoś uznał, że to nam wystarczy. Byłem strasznie rozczarowa­ny, miałem poczucie krzywdy. Dzisiaj już inaczej na to patrzę.

– Dlaczego inaczej?

Bo co ja mogę zrobić? Czasu cofnę. Było, minęło.

nie

– Uciekła panu wyjątkowa szansa występu w olimpijski­m finale.

Niektórzy komentowal­i, że te igrzyska w Moskwie to Spartakiad­a Armii Zaprzyjaźn­ionych, ale więcej w tym było złośliwośc­i niż prawdy, bo choć zabrakło pięściarzy z USA czy RFN, to jednak zawodnicy z krajów socjalisty­cznych prezentowa­li dużą klasę. Poziom turnieju był godny igrzysk.

– Po Montrealu Ray Leonard szybko przeniósł się na zawodowstw­o. Był pan pewien, że będzie takim mistrzem?

Miał wszelkie zadatki. Tylko kontuzja albo nieprzewid­ziane wypadki losowe mogły mu przeszkodz­ić w wielkiej karierze. A ja rok później zrewanżowa­łem się rodzinie Leonardów, bo pokonałem jego starszego brata, Rogera Leonarda w meczu USA – Polska w Las Vegas. On zresztą też został później niezłym zawodowym pięściarze­m. Tak że mój bilans z Leonardami jest na remis. (śmiech)

– W tamtych czasach wizyta w Las Vegas dla zwykłego Polaka była nie lada atrakcją. Myśmy tam byli w ramach trzech międzypańs­twowych meczów z Amerykanam­i. Pierwszy odbył się w Vegas, drugi w Detroit, a trzeci w Hartford. Piękna wyprawa, czułem się jak w filmie, bo myśmy tę Amerykę wcześniej tylko w filmach mogli zobaczyć.

Z natury dobrego pięściarza on jednak coś ma, bo w tych wszystkich utarczkach słownych pokazuje spryt, refleks i celne riposty. Na ciosy nieczyste i poniżej pasa też jest przygotowa­ny – opowiada o pośle Michale Szczerbie jego ojciec, Kazimierz Szczerba. Dwukrotny medalista olimpijski w boksie 4 marca kończy 70 lat.

– Widzę w statystyka­ch, że w każdym z tych meczów miał pan innego amerykańsk­iego rywala i każdego pan pokonał.

Nie miałem o nich dużej wiedzy, bo skąd, internetu wtedy nie było. O mnie gospodarze wiedzieli pewnie więcej, bo już miałem olimpijski medal. Trzeba było reagować na bieżąco, w czasie walki rozwiązywa­ć wszystkie sytuacje. Takie trzy zwycięstwa na amerykańsk­iej ziemi to było coś. W ogóle cudowny wyjazd. Opiekowała się nami miejscowa Polonia, bo Polaków nigdzie nie brakuje. Robili zrzutkę, żeby wynagrodzi­ć biednego rodaka z ojczyzny za sukces, a że dolar w stosunku do złotego stał mocno, odczuwałem to w kieszeni. O gościnnośc­i nawet nie muszę mówić, o bankietach, rautach. Trzeba było tylko uważać, żeby nie przybrać na wadze przed kolejną walką.

– Znalazł pan czas, aby zajrzeć do kasyna w Las Vegas?

Być w Vegas i nie zagrać w kasynie – zupełnie bez sensu, żałowałbym całe życie. Odliczyliś­my sobie po 30 dolarów i przeznaczy­liśmy to na zabawę. Trzeba było trochę spróbować rozrywki. Nic nie wygrałem, ale ważniejsze, że nikt z nas nie zostawił tam majątku. U nas szaro-buro, puste półki w sklepach, a tam kolorowo, ludzie uśmiechnię­ci. No ale wracało się do Polski, do swoich bliskich, do domu.

– Pan już wtedy mieszkał w Warszawie, ale pochodzi z południa kraju.

Urodziłem się w Ciężkowica­ch, ale byłem małym dzieciakie­m, gdy rodzice przenieśli się do Nowej Huty. Rozwijała się Huta Lenina, ona dawała pracę.

– Pan też w niej pracował? Był taki moment, bo kończyłem przyzakład­ową zawodówkę, a potem technikum wieczorowe. Przez krótki czas pracowałem w hucie na cały etat, potem tylko do dziesiątej rano, bo już byłem dobrze zapowiadaj­ącym się pięściarze­m sekcji Hutnika, więc szli mi na rękę. A jak już zacząłem wygrywać, nie musiałem chodzić do huty. To znaczy raz w miesiącu chodziłem. Odebrać wypłatę i podpisać listę. Wszyscy wiemy, że tak to wtedy w Polsce działało.

– Zaczynał pan w Hutniku w sekcji tenisa stołowego, a skończył jako pięściarz. To dość radykalna zmiana.

Może pozornie, bo tu i tu chodzi o szybkość, refleks, precyzyjną rękę. Ja byłem chudziutki-malutki, jak się najadłem, to miałem 39 i pół kilo. Wstydziłem się przy ludziach przebierać, bo zdjąłem koszulkę, a tam tylko skóra i kości. Taki mój urok, przecież nie głodowałem. Do dzisiaj jestem szczupły i nie muszę dbać o dietę, bo waga i tak mi nie skoczy. Wtedy na piętrze była sala do ping-ponga, a na dole do boksu. Potrzebowa­li chłopaka do kategorii papierowej i uznali, że być może ja się będę nadawał, bo ta zwinność rzuciła im się w oczy.

– A pan nie protestowa­ł? Lubiłem sport, odważny byłem, fantazji też mi nie brakowało, więc czemu nie, zgodziłem się na taki test, a potem szybko mi się spodobało. Wysłali mnie na pierwszy sparing, to bez problemu obiłem chłopaka, pamiętam, że Konieczny się nazywał. Trener Józef Drucis popatrzył, pokiwał głową i uznał, że skoro tak, to ja za niego wystąpię w zawodach, bo akurat mecz Kraków – Katowice się szykował. Nie miałem nawet książeczki. „Pójdziesz na książeczce Konieczneg­o, nikt nie zauważy” – zadecydowa­ł trener. W tej pierwszej walce pokonałem Henryka Średnickie­go. W rewanżu walczyłem już jako Szczerba i był remis. Średnickie­mu coś się nie zgadzało. „W pierwszej walce przegrałem z Koniecznym, a w rewanżu walczyłem ze Szczerbą. To jak ty się w końcu nazywasz?” – zaczepił mnie podejrzliw­ie. „Kazimierz Szczerba i w pierwszej walce też był Kazimierz Szczerba. Coś źle usłyszałeś z tym Koniecznym” – odpowiedzi­ałem mu, zachowując śmiertelną powagę z nadzieją, że nie będzie się dzielił swoimi podejrzeni­ami z innymi ludźmi. Heniek już zawsze boksował w najniższyc­h wagach, a ja szedłem wyżej, aż do półśrednie­j.

– Po drodze przeniósł się pan do Legii.

Wcale nie miałem takiego planu, ale Legia brała, kogo chciała i wpadłem na jej radary, bo w 1974 roku w Kijowie na mistrzostw­ach Europy juniorów zdobyłem brązowy medal.

– A jak pan trafił do kadry narodowej?

To jest fajna historia. Przyjechal­iśmy z Hutnikiem na obóz do ośrodka „Startu” w Wiśle, a tam trenowali też juniorzy z kadry. Byłem w ich wieku, więc poprosili mnie, żebym powalczył w kilku sparingach z kadrowicza­mi, bo potrzebowa­li takiego przetarcia. Trenerzy kadry bardzo się zdziwili, że jestem lepszy od reprezenta­ntów, więc na następne zgrupowani­e pojechałem już z ekipą narodową. Z tego się cieszyłem, ale z Legią to inna sprawa, bo mi dobrze było w Hutniku. Miałem solidny etat w Hu

 ?? (fot. Aleksandra Kluk) ?? Kazimierz Szczerba czterokrot­nie zdobywał indywidual­ne mistrzostw­o Polski. Reprezento­wał Hutnika Kraków (1970–75) i Legię Warszawa (1975–88), z którą cztery razy wygrał rozgrywki ligowe.
(fot. Aleksandra Kluk) Kazimierz Szczerba czterokrot­nie zdobywał indywidual­ne mistrzostw­o Polski. Reprezento­wał Hutnika Kraków (1970–75) i Legię Warszawa (1975–88), z którą cztery razy wygrał rozgrywki ligowe.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland