NA TARTANIE POD DACHEM…
Rozpoczynające się właśnie w Glasgow (1–3 marca) – 19. mistrzostwa świata lekkoatletów w hali skłaniają do wspomnień, bo nasi reprezentanci odnosili sukcesy nie tylko w tej imprezie, lecz również w rozgrywanych od 1966 nieoficjalnie, zaś od 1970 już w oficjalnych mistrzostwach Europy w wersji indoor. Wprawdzie World Athletics chce zastąpić termin indoor nazwą short track – z uwagi na krótszą w porównaniu ze stadionową bieżnię okólną (tylko 200 metrów), ale na razie nie bardzo się to przyjmuje.
Pięć złotych medali wywalczonych przez naszych lekkoatletów w osiemnastu dotychczasowych mistrzostwach świata w hali nie wydaje się liczbą imponującą, ale tym bardziej te osiągnięcia tkwią w pamięci kibiców. Wraz z panią prezes PZLA Ireną Szewińską miałem honor przyglądać się zdobyciu pierwszego złota – w 1999 roku w Maebashi. Lecąc do Japonii po kilku nieprzespanych nocach, zapadłem w samolocie w tak twardy sen, że byłem kompletnie zaskoczony, gdy nagle obudziła mnie stewardesa, oznajmiając: – Czas już wysiadać, sir, wylądowaliśmy w Tokio. Byłem jeszcze półprzytomny, gdy ruszyliśmy w półtoragodzinną drogę do Maebashi, ale ta urokliwa miejscowość utkwiła mi na zawsze w pamięci, bo nasza ekipa wywalczyła tam pięć trofeów, w tym to najważniejsze – złoty medal, który przypadł w siedmioboju stryjecznemu bratu Mirosława Chmary (5,90 o tyczce) – Sebastianowi Chmarze, dziś wiceprezesowi PZLA, znakomicie komentującemu lekkoatletykę w TVP wraz z Przemysławem Babiarzem. Popularny Seba, blisko dwumetrowy chłop na schwał, wychowanek trenera Wiesława Czapiewskiego potwierdził w Maebashi umiejętności zaprezentowane rok wcześniej w halowych mistrzostwach Europy w Walencji, gdzie triumfował, ustanawiając w siedmioboju niepobity do dzisiaj rekord Polski 6415 pkt. Wzniósł się wtedy na szczyt możliwości, osiągając 7.12 na 60 m, 7,65 w skoku w dal, 15,70 w pchnięciu kulą, 2,17 w skoku wzwyż, 7.98 na 60 m przez płotki, 5,20 w skoku o tyczce i 2:42.31 w biegu na 1000 m. W Maebashi zebrał niewiele mniej punktów, notując odpowiednio: 7.14 – 7,62 – 15,89 – 2,11 – 8.05 – 5,20 – 2:37.86. Po pierwszym dniu prowadzili dwaj Czesi – Roman Šebrle – przyszły i Tomaš Dvořak – aktualny wtedy rekordzista świata w dziesięcioboju, a Sebastian był trzeci. Drugiego dnia jednak Czechom udało się skoczyć zaledwie 4,80 o tyczce i stracili medalowe szanse. Chmarze zagrażał tylko mający zostać za rok mistrzem olimpijskim w dziesięcioboju Estończyk Erki Nool. Jemu akurat towarzyszyła jeżdżąca za nim po całym świecie kolonia fanów, dopingująca gorąco tego ambitnego lekkoatletę, który wygrał tyczkę z halowym rekordem życiowym 5,50. W pozostającym do rozegrania biegu na 1000 metrów do zdobycia złotego medalu wystarczało mu utrzymanie się najwyżej pół sekundy za Chmarą, skończył jednak w 2:38.62 i owych sekundowych ułamków zabrakło mu do szczęścia. Sebastian wygrał ogólnym wynikiem 6386 pkt, a zrozpaczony Erki musiał zadowolić się rezultatem 6374 pkt i tylko srebrnym medalem. W historii polskiej lekkoatletyki osiągnięcie Chmary to jedyny globalny tytuł zdobyty w wieloboju, w skali europejskiej mistrzem dziesięciobojowego współzawodnictwa zdołał zostać Ryszard Skowronek, który zwyciężył w 1974 roku w Rzymie. W Maebashi złotą koronę zwycięzcy siedmioboju uzupełniły srebrne medale Krystyny Zabawskiej i sztafety czterystumetrowców (Piotra Haczka, Jacka Bociana, Piotra Rysiukiewicza i Roberta Maćkowiaka) oraz brązowe Lidii Chojeckiej na 1500 m i Urszuli Włodarczyk w pięcioboju.
I właśnie czterystumetrowcy, prowadzeni przez trenera Józefa Lisowskiego, wywalczyli dla nas kolejne złoto w halowych mistrzostwach świata. Ta sama czwórka, biegnąca tylko w innej kolejności (Rysiukiewicz, Haczek, Bocian, Maćkowiak), zwyciężyła w 2001 roku w Lizbonie, przy czym Haczkowi zmierzono na zmianie 45.99, a finiszującemu Maćkowiakowi – 45.58). Walczący z Maćkowiakiem Rosjanin Andriej Siemionow miał 45.92, zaś Amerykanin Jerome Young – 46.23, ale i tak nie miało to większego znaczenia, ponieważ jego wpadka dopingowa spowodowała dyskwalifikację sztafety USA. Na nasze kolejne złoto w HMŚ musieliśmy czekać aż do 2014 roku, gdy impreza ta odbyła się w Ergo Arenie w Sopocie. A tam Kamila Lićwinko (dawniej
Stepaniuk) stoczyła zaciętą walkę w skoku wzwyż z Rosjanką Marią Kucziną (dziś Lasickene) i Hiszpanką Ruth Beitią. Wszystkie trzy skoczyły po 2,00 m, ale startująca w swoich ósmych mistrzostwach świata w hali Beitia dokonała tego dopiero w drugiej próbie. Ani jedna z trójki rywalek nie uporała się z 2,02. W tej sytuacji Kamila i Maria mogły zdecydować się na dogrywkę. Nasza reprezentantka jednak, za radą swego męża i trenera w jednej osobie Michała Lićwinki, zaproponowała Rosjance, by zrezygnować z dogrywki, co dawałoby obu zawodniczkom złoty medal pospołu. Kuczina chętnie się na takie wyjście zgodziła, a okazało się, że ta wygrana ex aequo w Sopocie była wstępem do wielkiej kariery Rosjanki. Maria zdobyła trzykrotnie mistrzostwo świata, a w 2021 roku została w Tokio mistrzynią olimpijską. Kamila, co ciekawe, właśnie w konkursach pod dachem czuła się najlepiej. W całej karierze sześć razy wzniosła się ponad 2 metry. Absolutny rekord Polski (2,02) ustanowiła w 2015 roku w Toruniu, zdobywając jeszcze w hali jeden brązowy medal mistrzostw świata i jeden miustanowić strzostw Europy, by w 2017 roku sięgnąć również po brąz letnich MŚ w Londynie. Całą epokę w halowym bieganiu na 800 metrów stworzył Adam Kszczot, który pod dachem został trzykrotnym mistrzem Europy (Paryż 2011, Göteborg 2013, Belgrad 2017), w 2014 zdobył w Sopocie wicemistrzostwo świata, a w 2018 w Birmingham sięgnął po swój jedyny globalny tytuł. W walce o miejsca na podium Adam (1:47.47) wyprzedził wtedy Amerykanina Drew Windle’a (1:47.99) i Hiszpana Saula Ordoneza (1:48.01). W całym sezonie halowym 2018 nie przegrał ani jednego biegu na 800 m, by latem w Berlinie zagarnąć tytuł mistrza Europy w czasie 1:44.59. Mistrzostwa świata w Birmingham były dla nas wyjątkowo radosne. Drugi z naszych wielkich średniodystansowców – Marcin Lewandowski – wywalczył srebrny medal na 1500 m, Piotr Lisek – brąz w skoku o tyczce, a na podium stanęły obie polskie sztafety 4×400 m. Kobiecej, która biegła w finale w składzie: Justyna Święty-ersetic, Patrycja Wyciszkiewicz-zawadzka, Aleksandra Gaworska, Małgorzata Hołub-kowalik, udało się rekord Polski 3:26.09, co wystarczyło do zdobycia srebra (w eliminacjach biegły Hołub-kowalik, Joanna Linkiewicz, Natalia Kaczmarek i Gaworska). Wspaniałym ukoronowaniem występu Polaków okazała się sztafeta męska. W przedbiegach zaprezentował się kwartet: Karol Zalewski, Patryk Adamczyk, Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina, rezerwowym był Kajetan Duszyński. Do startu w finale trener Józef Lisowski dobrał czwórkę w składzie: Zalewski, Rafał Omelko, Krawczuk, Krzewina. I oni właśnie, po niezwykle zażartej walce z Amerykanami, wpadli pierwsi na metę, ustanawiając wynikiem 3:01.77 halowy rekord świata. Była to przede wszystkim zasługa Krzewiny, który nadludzkim wysiłkiem zdołał wyprzedzić na ostatnim odcinku Amerykanin Vernona Norwooda, do dzisiaj etatowego reprezentanta USA w sztafecie 4×400 m, legitymującego się świetnym rekordem życiowym – 44.26. Niezwykle waleczny Krzewina przez całą karierę walczył z prześladującymi go kontuzjami, a w roku ubiegłym został zdyskwalifikowany za unikanie kontroli antydopingowej. Szkoda, że jego barwna kariera uległa zahamowaniu.
A mnie wypada dodać na koniec, że rekordy świata polskiego autorstwa w halowych mistrzostwach świata i Europy to rzadkość. Przypomnę więc: w 1968 podczas halowych igrzysk europejskich w Madrycie rekordzistami zostali Jan Balachowski (47.55) i Andrzej Badeński (47.09), który w 1970 roku w pierwszych halowych ME w Wiedniu poprawił ten wynik na 46.6. W 1972 w HME w Grenoble Mirosław Wodzyński przebiegł 50 m pł w 6.61, a Teresa Sukniewicz i Grażyna Rabsztyn – odpowiednio w 7.09 i 7.05.
W 1974 roku rekordowego wyczynu w HME dokonali Irena Szewińska (7.24 na 60 m) i Michał Joachimowski (17,03 w trójskoku – do dzisiaj rekord Polski). W imprezie z tego samego cyklu Zofia Bielczyk została najpierw rekordzistką na 60 m pł (7.77) w 1980 roku w Sindelfingen, by rok później zanotować w Grenoble rekord na 50 m pł (6.74). Razem z opisanym wyżej rekordem czterystumetrowców w Birmingham zebrała się piękna kolekcja. Jakież to miłe wspomnienia…