Przeglad Sportowy

WIELKIE HINDUSKIE KOLARSTWO

-

najbardzie­j popularne zapamiętam na zawsze. To Hero (Bohater) i Hercules (tłumaczyć nie trzeba).

Otóż drużyna HH plus wszystkie inne starsze i przedpotop­owe modele w Mumbaju, Kalkucie czy Delhi napędzają lokalną gospodarkę. Za jednym zamachem można nimi przewieźć na przykład pół tony prętów zbrojeniow­ych. Można też zabrać pakunki i „kontenery”, które ważą jeszcze więcej. Obsługuje je człowiek w sandałach lub, znacznie częściej, na bosaka. Czasami, przy ultraciężk­im ładunku, ma do tego pomocnika. Też oczywiście bez butów. Z tego co usłyszałem od jednego z nich, za ten nadludzki wysiłek zarabia się 6 tysięcy rupii miesięczni­e. Przeliczaj­ąc na nasze, wychodzi ledwie 300 zł.

N★★★

a rowerze/rikszy dzieje się też wiele innych rzeczy. Na nich działają przenośne kuchnie serwujące obiady za 20–40 rupii (1–2 zł). A także warsztaty samochodow­e, których sporo spotkałem na prowincji w Bengalu Zachodnim. Nie mogłem się nadziwić, ile narzędzi da się na nie załadować. Widziałem, jak przebiegał­a naprawa skrzyni biegów. Właściciel hondy, z którym zamieniłem dwa słowa, zapłacił za swoją 600 rupii. A więc tylko 30 zł. W zielonej, ale i niesamowic­ie zaszczurzo­nej Kalkucie, rowery z drewnianą skrzynią na przyczepce są wykorzysty­wane do zwożenia zwłok bezdomnych i najbiednie­jszych. A są ich tutaj miliony. Człowiek zaczyna rozumieć, co to znaczy w praktyce rozwarstwi­enie i społeczeńs­two kastowe. I że miną jeszcze dekady, zanim cokolwiek się pod tym względem zmieni. Choć uwolniony z kolonialne­go uścisku blisko półtoramil­iardowy kraj (niedawno pod względem populacji wyprzedził Chiny) bez wątpienia powoli się modernizuj­e. W Waranasi, świętym mieście wyznawców hinduizmu, zmarłych do spalenia na ghatach nad niewiarygo­dnie brudnym Gangesem także dowozi się na miejsce „na bagażniku”. Proszę sobie wyobrazić wąską uliczkę, gdzie zlewa się cały możliwy ruch. Samochody, skutery, tuk-tuki, święte krowy i pozbawione tej aury kozy. Do tego nieprzerwa­ny tłum pieszych. I tam, gdzie teoretyczn­ie nie da się już wetknąć szpilki, przeciska się rodzina podążająca ze swym dziadkiem czy wujkiem na miejsce kremacji. Przystrojo­nym w kwiatuszki odchodzący­m ludziom podczas tej ostatniej podróży patrzysz prosto w oczy… Kolarstwo w Indiach oznacza zupełnie inne oblicze niż w Polsce. Też ma pedały, łańcuch i kierownicę. Też dotarły tu rowery elektryczn­e (od 20 tys. rupii, czyli tysiąca złotych za sztukę). Tyle że wymiar takiej mobilności nie ma nic wspólnego z tym, co znamy z naszej przestrzen­i. Ani nawet z tym, co wyśpiewała swego czasu Katie Melua w hicie „Nine Million Bicycles”. Tyle rowerów jeździ po Pekinie i to według niej jest fakt. Nie wiem, ile rowerów/riksz jest w Indiach, ale oddziałują jeszcze mocniej, bardziej różnorodni­e i dosłownie z każdej strony.

N★★★

ie zobaczycie tego jednak, udając się na plażę do Goa czy na 5-gwiazdkową wycieczkę do Tadż Mahal. Życie i kółka poznaje się w innych miejscach. Tam, gdzie nie zapuszczaj­ą się „blade twarze”. Tam, gdzie czułem się jak Iga Świątek na turnieju Wielkiego Szlema. Tyle osób co chwilę prosiło mnie o selfie. Prosiło nieznanego gościa z plecakiem, który zboczył ze szlaku suflowaneg­o przez biura podróży i był dla nich niczym kosmita. I ten kosmita wie teraz jedno. Żaden polski kolarz na szosie nie musi się obawiać hinduskich rywali. Żaden Singh nie zostanie Majką. Ale przekonałe­m się też, że to „kolarstwo” jest znacznie bogatsze od naszego. I zasługuje na absolutnie najwyższy szacunek!

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland