HISTORYCZNA CHWILA
Aluron Zawiercie po raz pierwszy w historii zdobył Puchar Polski. W finale w Krakowie Jurajscy Rycerze pokonali 3:1 Jastrzębski Węgiel.
Po raz pierwszy od 2019 roku po Puchar Polski sięgnęła inna drużyna niż Grupa Azoty ZAKSA, a pałeczkę przejął od kędzierzynian Aluron CMC Warta Zawiercie, który w Krakowie odniósł historyczny sukces. Jurajscy Rycerze po raz pierwszy zameldowali się w ścisłym finale Pucharu Polski, w którym po wymagającym boju pokonali aktualnego mistrza kraju Jastrzębski Węgiel 3:1. Wcześniej zawiercianie trzykrotnie kończyli udział na półfinale, a teraz sięgnęli po pierwsze złoto w historii klubu. To nie było jedyne szczególne wydarzenie w Tauron Arenie, bo po raz drugi z rzędu padł w niej rekord frekwencji. W krakowskiej hali zasiadło łącznie ponad 33 tysiące osób (ponad 21 tysięcy przed rokiem), z czego blisko 14 tysięcy zgromadziło się na samym finale. Wśród kibiców byli m.in. selekcjoner reprezentacji Polski Nikola Grbić oraz Bartosz Bednorz, czyli jedna z ważnych postaci ZAKS-Y w ubiegłorocznej edycji Pucharu Polski.
Radość i żal
W Tauron Arenie było na co popatrzeć, bo w finale Pucharu Polski lider mierzył się z wiceliderem tabeli Plusligi, a mecz był pełen zwrotów akcji. To jednak zawiercianie byli od początku wyraźnie nakręceni – w ich grze widać było werwę, a każdemu zdobytemu punktowi towarzyszyła ogromna radość. Przede wszystkim świetna gra blokiem sprawiła, że premierowa partia należała do Jurajskich Rycerzy. Jastrzębianie zdołali ich wybić z rytmu tylko w drugiej partii. – Fajnie zareagowaliśmy w trzecim secie, bo udało nam się wrócić do swojej gry. To był kluczowy moment – zauważa kapitan zawiercian Mateusz Bieniek.
W niedzielę Pomarańczowi nie byli w stanie złamać Jurajskich Rycerzy, których gra od początku idealnie się zazębiała. Poziom widowiska do końca był bardzo wysoki, a pierwsze w historii trofeum dla zawiercian udanym atakiem przypieczętował atakujący Karol Butryn. – To najważniejsze trofeum w historii klubu. Wcześniej był nim brąz Plusligi, ale Puchar Polski jest cenniejszy. Ogromnie się z tego cieszę, bo ten zespół na to zasłużył. Ciężko pracujemy na to, aby grać właśnie tak, jak w tym finale – nie ukrywa Bieniek. Ekipa z Zawiercia otrzymała okazały puchar oraz czek na 200 tysięcy złotych, a nagrodę MVP i pięć tysięcy złotych odebrał zdobywca sześciu punktów blokiem Miłosz Zniszczoł. Pomarańczowi mogą mówić o fatum Pucharu Polski, bo przegrali to trofeum już po raz piąty z rzędu. I to mimo że tym razem w Krakowie wśród uczestników nie było ich dotychczasowych pogromców, czyli kędzierzynian. – Nie potrafimy sobie poradzić w finale tego turnieju, ale mam nadzieję, że za rok też się w nim znajdziemy i w końcu wygramy. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale na Zawiercie to było za mało – przyznaje Tomasz Fornal, który wraz z Norbertem Huberem przed startem Pucharu Polski przedłużył umowę z klubem z Jastrzębia-zdroju. Podopiecznym trenera Marcelo Mendeza nie pomogło też poświęcenie ze strony rozgrywającego Benjamina Toniuttiego, który od dłuższego czasu zmaga się z kontuzją łydki.
– Akurat w finale miałem wrażenie, że Ben porusza się najlepiej z dotychczasowych meczów. Problemy miał jednak również Rafał Szymura i myślę, że to też miało wpływ na naszą grę. Kończymy z niedosytem, żalem i ogromnym smutkiem – podsumowuje libero Pomarańczowych Jakub Popiwczak.
Popsuta zabawa
Jastrzębianie awansowali do finału Pucharu Polski po pokonaniu debiutującej w turnieju finałowym Bogdanki LUK Lublin, która w ćwierćfinale sensacyjnie wyeliminowała z gry czekającą na triumf w Pucharze Polski od 37 lat Asseco Resovię. Lublinianie byli teoretycznie najsłabszą drużyną tegorocznego turnieju (szóste miejsce w tabeli Plusligi), ale w tym sezonie już pokazali, że potrafią sprawiać niespodzianki. W półfinale postawili się Pomarańczowym, jednak kilkukrotnie nie byli w stanie utrzymać wypracowywanych przewag. Dzięki blokowi (siedem punktów Hubera) i zagrywce (pięć asów Jurija Gładyra) mistrzowie Polski przejmowali inicjatywę w kluczowych momentach. – Obaj środkowi sprawili nam dużo problemów. Ta porażka ma gorzki smak, bo nie pokazaliśmy, na co nas stać – żałuje libero lublinian Thales Hoss. – Zespół z Jastrzębia pokazał klasę i popsuł nam zabawę. Mieliśmy szansę w drugim secie, ale jej nie wykorzystaliśmy, a to był kluczowy moment – przyznaje z kolei atakujący LUK Damian Schulz. Bardziej niepocieszeni są jednak siatkarze Projektu Warszawa, którzy kilka dni przed półfinałem Pucharu Polski
sięgnęli po Puchar Challenge i na tej fali chcieli dokonać historycznego wyczynu w postaci pierwszego awansu do finału krajowego pucharu oraz zdobycia dwóch trofeów w tydzień. Zwycięski pochód przerwali im jednak świetnie dysponowani zawiercianie. – Myślałem, że dostaliśmy kopa po wygranej w Pucharze Challenge i jesteśmy gotowi na ten mecz. Zawiercie bardzo szybko nas jednak sprowadziło na ziemię – zauważa kapitan warszawian Andrzej Wrona. Ten sam scenariusz Jurajscy Rycerze powtórzyli w finale Pucharu Polski.
Podbić Ankarę
Starcie mistrzów kraju z wiceliderami tabeli Plusligi zaostrza
apetyty nie tylko w kontekście rywalizacji o mistrzostwo Polski, ale także przed tym, co będzie się działo w najbliższym czasie. Teraz przed zawiercianami mecze z Treflem Gdańsk i ponownie z Projektem. Z kolei po potyczkach z LUK i gdańskimi Lwami jastrzębian czeka walka w Lidze Mistrzów. O przepustkę do finału zmierzą się w dwumeczu z Ziraatem Bank Ankara, a pierwsze starcie odbędzie się w Jastrzębiu-zdroju. Ekipa z Turcji już w tym sezonie pojawiła się w Polsce, bo w fazie grupowej Champions League mierzyła się z kędzierzynianami (pokonała ich 3:2 i 3:0).