Były za mocne
Polki po raz drugi przegrały z Dunkami w eliminacjach ME. Tym razem 31:39. W kwietniu zagrają o awans z Kosowem.
Zdobycie 31 bramek na terenie wicemistrzyń kontynentu i trzeciej drużyny ostatniego czempionatu globu zasługuje na szacunek. Szkoda tylko, że ekipa gospodarzy rzuciła 39 goli i wygrała, nie pozostawiając złudzeń, która z drużyn jest lepsza. Przebieg meczu w Ballerup dał odpowiedź na pytanie, dlaczego Polek zabraknie w zaplanowanej na kwiecień ostatniej rundzie kwalifikacji olimpijskich. Dunki od dawna są pewne występu w igrzyskach w Paryżu. Wiemy też, że w sierpniu zamierzają wrócić z medalem ze stolicy Francji. Dla zespołu Jespera Jensena sobotnie starcie było ostatnią konfrontacją o punkty przed najważniejszą imprezą sezonu, więc Dunki zagrały na pełnych obrotach.
Zabójcze kontrataki
– Zawiodła nas obrona – wyjaśniła przyczynę wysokiej porażki w Danii Monika Kobylińska. 28-letnia rozgrywająca rumuńskiego klubu CSM Bukareszt nosi kapitańską opaskę i akurat ona w sobotnie popołudnie kilka razy zaimponowała waleczną postawą w defensywie. Pochwalić też trzeba naszą lewoskrzydłową Darię Michalak, bo jej kilka akcji w obronie uchroniło naszą ekipę od wyższej porażki. – Rywalki pokarały nas szybkimi atakami – podkreśliła Magda Balsam, najskuteczniejsza zawodniczka starcia w Danii. Prawoskrzydłowa MKS Funfloor Lublin zdobyła 9 bramek i ani razu nie pomyliła się z karnego! Balsam miała rację, bo Dunki po kontratakach aż 13-krotnie pokonały nasze bramkarki. Adrianna Płaczek i Barbara Zima były w tych pojedynkach bez szans. Biało-czerwone ambitnie gonią światową czołówkę na zasadzie – blisko, blisko, coraz… dalej! Po niezłym, bo przegranym 22:26 środowym spotkaniu z Dunkami w Lubinie wydawało się, że szczypiornistki Arne Senstada są w stanie sprawić niespodziankę w rewanżu. Nic z tych rzeczy, bo na wyjeździe zasłużenie przegrały różnicą ośmiu trafień. Zabrakło im również trochę szczęścia, które… sprzyja lepszym. W Ballerup przyjezdne aż sześciokrotnie obiły obramowanie bramki faworytek – najczęściej piłka odbijała się od słupka lub poprzeczki po rzutach Pauliny Uścinowicz i Aleksandry Rosiak. Dunki zakończyły już eliminacje z kompletem czterech zwycięstw. O zajęcie drugiej lokaty w jedynej liczącej trzy drużyny grupie 8 Polki stoczą więc bój z reprezentacją Kosowa. Pierwszy mecz odbędzie się 4 kwietnia w Prisztinie, drugi 7 kwietnia w Zielonej Górze. Po tych występach norweski selekcjoner naszej drużyny narodowej ponownie zostanie oceniony przez radę trenerów ZPRP oraz dowie się od prezesa związku Henryka Szczepańskiego, czy poprowadzi reprezentację kobiet w finałach ME 2024 (28.11–15.12.2024 w Austrii, Szwajcarii i na Węgrzech). O przyszłości Senstada zdecyduje styl gry prezentowany przez jego zawodniczki, bo o awans do Euro polscy kibice mogą być spokojni. Do tegorocznych ME zakwalifikują się bowiem po dwa zespoły z ośmiu grup oraz aż cztery ekipy z najlepszym bilansem z trzecich pozycji.
Gorący stołek
Norweski szkoleniowiec siedzi na gorącym stołku. Nie wypełnił bowiem głównego celu, jaki władze związku postawiły przed nim w 2019 roku, czyli nie wprowadził Polek do igrzysk w Paryżu. Senstad w wywiadzie z „PS” przyznał, że chce pozostać na stanowisku co najmniej do końca 2025 roku, czyli do finałów MŚ w Niemczech i Holandii. Tymczasem nasz kraj jest bardzo bliski otrzymania od EHF prawa do współorganizacji ME kobiet 2026 oraz MŚ szczypiornistek 2031 od IHF. Obie decyzje mają zapaść w kwietniu. Po dwumeczu z Dunkami trzeba obiektywnie przyznać, że musiałby zdarzyć się cud, by obecny selekcjoner pozostał na stanowisku jeszcze przez najbliższe trzy lata.