KOBIETY SĄ… LEPSZE!
Drażni mnie, kiedy słyszę opowieści, że kobiety bez specjalnego wsparcia nie poradzą sobie w sporcie. Dla mnie cała idea wprowadzenia parytetów, aby 30 procent osób we władzach związków sportowych stanowiły kobiety, jest czymś więcej niż pomyłką. To jest w ogóle pomysł uwłaczający ludzkiej godności, bo wynika z niego, że panie są… gorsze niż panowie i jeśli im się czegoś nie zagwarantuje przepisem, to nic im się nie uda. Jedna wielka bzdura, o której warto pisać częściej niż tylko 8 marca. Ba! Już samo święto nazywane Dniem Kobiet nie pachnie kwiatami, ale nonsensem. Niemal bezpośrednio wynika z niego, że w pozostałe dni roku kobiety wcale mężczyzn nie obchodzą. I trzeba im przypominać o ich istnieniu. Jakże to tak? Polski sport – jakkolwiek to zabrzmi – kobietami stoi!
Kto zdobył pierwszy w historii złoty medal olimpijski dla Polski? Halina Konopacka, która w 1928 roku wygrała w Amsterdamie konkurs rzutu dyskiem. Nasz najlepszy sportowiec stulecia? Irena Szewińska! Najlepszy sportowiec minionego roku? Iga Świątek! Dwa największe sukcesy sportowe minionego weekendu? Ewa Swoboda i Pia Skrzyszowska! Weźmy choćby takie zjawisko jak Plebiscyt „Przeglądu Sportowego”. Rekordzistką pod względem liczby zwycięstw jest – oczywiście! – kobieta, Justyna Kowalczyk, która wygrywała pięć razy. Wśród czterokrotnych zwycięzców znajdują się dwie kobiety – Szewińska oraz Stanisława Walasiewicz i jeden mężczyzna – Adam Małysz. Przewaga polskich sportsmenek nad polskimi sportowcami jest widoczna na pierwszy rzut oka. Pierwszy Plebiscyt w historii wygrał Wacław Kuchar, ale dwa kolejne to już pierwsze miejsca Konopackiej. I to z jakimi wynikami! Już w 1927 roku aż 98 procent typujących na pierwszym miejscu widziało późniejszą złotą medalistkę olimpijską z Amsterdamu. W XXI wieku odbyły się 23 edycje Plebiscytu „Przeglądu Sportowego”. Historyczne zestawienie wygląda tak, że jedenaście razy najlepsza była kobieta, a dwanaście razy mężczyzna. Gdzie tu zatem wielka przepaść i ogromna nierównowaga szans, które należałoby wyrównać ministerialnym „edyktem”? Zresztą już cała ta wyliczanka, którą przytoczyłem… źle o mnie świadczy, bo oznacza, że uległem presji różnicowania osiągnięć sportowych na te dokonane przez kobiety i te będące dziełem mężczyzn. A to jest skręt w kierunku głupoty. Polskich sportowców należy postrzegać tak: są tacy, którzy mają sukcesy, i tacy, którzy sukcesów nie mają. Płeć nie ma tu nic do rzeczy! Każdy medal wielkiej światowej imprezy zdobyty przez osobę w biało-czerwonych barwach cieszy kibica w takim samym stopniu – niezależnie od tego, czy zdobędzie go nasza sportsmenka czy nasz sportowiec.
I tak na koniec, chciałbym z całą mocą podkreślić, że „PS” w obecnej formie bez kobiet nie mógłby istnieć. Wszystko by nam się rozleciało, rozsypało i pomieszało. I nie chodzi wyłącznie o dziennikarki piszące teksty. Nasze koleżanki – Marcelina i Weronika – wykonują wielką pracę redaktorską i korektorską, której czytelnicy może nie są świadomi, ale która sprawia, że na łamach udaje nam się trzymać całkiem przyzwoity poziom. Obie są świetne w tym, co robią – znają się na sporcie i zwyczajnie chciały pracować w „Przeglądzie Sportowym”. Nikt nie posadził ich przy biurkach, mówiąc: „Musicie, bo parytety”…
I to jest moje przesłanie na temat kobiet w sporcie, które uważam za aktualne nie tylko 8 marca, ale w każdy dzień każdego roku.