Wraca Predator
Francis Ngannou powalił na deski Tysona Fury’ego, ale czy pozwoli mu na to Anthony Joshua? W piątek w Rijadzie trudne wyzwanie czeka też pogromcę Deontaya Wildera.
Gdyby nie Joseph Parker, to bardzo możliwe, że teraz albo w niedalekiej przyszłości w Arabii Saudyjskiej oczekiwalibyśmy na pojedynek Anthony’ego Joshuy z Deontayem Wilderem, a nie z byłym mistrzem UFC Francisem Ngannou. 23 grudnia ubiegłego roku w Rijadzie Nowozelandczyk obnażył dość skrzętnie skrywane przez lata słabości bokserskie patykowatego jak na wagę ciężką Amerykanina (za to obdarzonego piekielnym ciosem), nie dał się trafić i wysoko wygrał na punkty (120:108, 118:110, 118:111). A w piątkowy wieczór zmierzy się z chińskim wybrykiem natury (198 cm wzrostu) Zhileiem Zhangiem, który z kolei w 2023 roku szokował brytyjską widownię, dwukrotnie bijąc przed czasem Joego Joyce’a, czyli… pogromcę Parkera sprzed kilkunastu miesięcy. Do takich oto przetasowań dochodzi w ścisłej czołówce kategorii ciężkiej, w której wszystko co najważniejsze odbywa się ostatnio właśnie w Arabii Saudyjskiej. Tak będzie też 18 maja, gdy Tyson Fury i Ołeksandr Usyk położą na szali wszystkie cztery prestiżowe pasy mistrzowskie (Brytyjczyk jeden, Ukrainiec trzy) w ich superwalce przesuniętej z powodu kontuzji tego pierwszego o trzy miesiące.
„AJ” złapał wiatr w żagle
Starcie Parker – Zhang to jednak tylko przygrywka do walki, której przebiegu i wyniku będzie oczekiwać w piątek pół sportowego świata. Main eventem gali, za którą odpowiada świetnie przyjęty przez bokserskie środowisko (bo jeszcze świetniej płacący) saudyjski minister rozrywki Turki Alalshikh, jest przecież pojedynek absolutnych gwiazd: Joshuy i Ngannou. Ten drugi w październiku 2023 roku w Rijadzie wprawił wszystkich w osłupienie, kontrując w 3. rundzie Fury’ego lewym sierpowym w skroń i kładąc go na deski, a po 10. rundach przegrywając minimalnie (95:94, 94:95, 93:96). Bo choć walcząc w UFC, dorobił się sławy kameruńskiego „Predatora” i przez dwa lata zakładał mistrzowski pas (2021–22), to wydawało się, że w poważnym boksie nie będzie miał czego szukać. Pewnie Fury trochę go zlekceważył, ale żeby był aż tak blisko ogromnej wpadki? No cóż, na pewnym poziomie w boksie po prostu zawsze trzeba walczyć na sto procent.
Dla starcia 37-letniego Ngannou z 34-letnim Joshuą to oczywiście doskonale, bo rodzi perspektywę kolejnej wielkiej sensacji, która generuje zainteresowanie i pieniądze. Tyle że „AJ” po dwóch przykrych porażkach na punkty z Usykiem (2021, 2022) złapał chyba drugi oddech w karierze, czego dowodem była świetna postawa mistrza olimpijskiego z Londynu w starciu z Otto Wallinem (23 grudnia).
Szwed, zawsze solidny, okazał się kompletnie bezradny i musiał wycofać się po 5. rundzie.
Na kolana przed Furym
– To, że Ngannou przeboksował z Furym 10 rund, nie oznacza, że pozwoli mu na to Joshua. Z kimś takim jak „AJ” walczy się zupełnie inaczej, tym bardziej że chcemy podkręcić tempo. Wątpię, aby Francis dotrwał do końca. To oczywiście potężny atleta, ale to samo można powiedzieć o Anthonym, który jest o wiele wszechstronniejszy jako bokser – tłumaczy Ben Davison, niegdyś trener Fury’ego, a dziś Joshuy. – Jeśli trafię Joshuę takim samym ciosem jak Tysona, to go znokautuję – zapowiada z kolei „Predator”. – Ngannou został multimilionerem i zaistniał dzięki mnie. Powinien mi dziękować i na kolanach całować moje stopy! – to natomiast słowa Fury’ego, który właśnie przyleciał do Rijadu, a świat zdążyła już obiec jego fotografia z Joshuą, Ngannou, Cristiano Ronaldo (gra w arabskim klubie Al-nassr) i… najważniejszym w całym tym gronie Turkim Alalshikhem.