W zastępstwie
ZPRP chce pomóc kadrze kobiet przełamać olimpijską niemoc, dlatego Polska będzie współgospodarzem ME 2026.
Rosja ponosi kolejne sportowe koszty zbrojnej napaści na Ukrainę. Władze Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej (EHF) nie dość, że przed dwoma laty wykluczyły drużyny narodowe kraju agresora kobiet i mężczyzn z rywalizacji międzynarodowej, to w lipcu ubiegłego roku odebrały mu prawo organizacji ME szczypiornistek 2026. W październiku 2023 na nowo ruszył proces wyboru gospodarza. Wspólną kandydaturę wysunęły Polska i Czechy, Rumunia do spółki ze Słowacją oraz w pojedynkę Turcja.
Nie chodzi o pieniądze
Z jakiego powodu jest tak duże zainteresowanie imprezą planowaną za blisko trzy lata? Przecież na jej organizacji finansowo można stracić, ewentualnie przy skutecznej reklamie wyjść na zero. Odpowiedź jest prosta – bo co cztery lata EURO stanowi też pierwszy i bardzo ważny etap kwalifikacji do igrzysk.
– Do igrzysk najtrudniej się dostać. Polkom przez pół wieku ta sztuka się nie udała. Jako związek zrobimy więc wszystko, by w jak największym stopniu pomóc naszej reprezentacji w awansie do turnieju olimpijskiego. Gra przed swoją publicznością zawsze dodaje sił, a doping kibiców może ponieść teoretycznie słabszą drużynę do zaskakująco dobrych wyników – mówił w niedawnym wywiadzie dla „PS” Henryk Szczepański, prezes ZPRP. Tylko mistrzynie Europy 2026 zdobędą przepustkę do igrzysk 2028, ale miejsce w czołówce zaowocuje udziałem w jednym z trzech decydujących turniejów kwalifikacyjnych. Władze EHF podążają śladami innych europejskich federacji gier zespołowych. ME 2020 piłkarzy nożnych (z powodu koronawirusa w 2021 roku) rozegrano na 11 stadionach w 11 krajach. EURO siatkarek oraz siatkarzy w 2023 roku gościły po cztery kraje. Eurobasket mężczyzn 2022 odbył się w czterech państwach. Przy dużej liczbie organizatorów największy splendor spada na tych, którzy ugoszczą zespoły grające o medale. W najbardziej prawdopodobnej wersji szefostwo EHF przyzna prawo przeprowadzenia ME 2026 wszystkim pięciu krajom, które zgłosiły chęć przejęcia turnieju po wykluczeniu Rosji. Podobno takie decyzje zapadły 13 lutego w Wiedniu podczas spotkania delegacji z Polski, Czech, Słowacji, Rumunii i Turcji z prezydentem europejskiej federacji Michaelem Wiedererem. Dwie grupy z sześciu ugościłaby Polska (w pierwotnym zgłoszeniu na miasta gospodarzy wytypowano Katowice i Lubin). Z kolei spotkania drugiej fazy rozegrano by w naszym kraju oraz w Rumunii. Następnie czwórka półfinalistek zawitałaby do Spodka, gdzie zapadłyby medalowe rozstrzygnięcia. Rumuńskie media piszą, że Polska jest faworytem w tym wyścigu, ale nie tracą nadziei, że runda finałowa odbędzie się w Kluż-napoce. Argumentują, że w ich kraju są większe tradycje w kobiecym handballu i nie mieliby kłopotu z wypełnieniem hali. Za naszym krajem przemawia fakt, że zorganizowaliśmy ME mężczyzn 2016 oraz razem ze Szwecją MŚ 2023 szczypiornistów. Ostateczny komunikat zostanie wydany w połowie kwietnia. Co istotne – po wyborach samorządowych w Polsce.
Cel na jesień
Najbliższe finały ME z udziałem szczypiornistek zaplanowano w terminie od 28 listopada do 15 grudnia 2024 w Austrii, Szwajcarii i na Węgrzech. Po raz pierwszy z udziałem 24 państw, a Polki po dwóch porażkach z Danią w kwietniu rozegrają dwa kluczowe mecze eliminacji z Kosowem. Prestiż tegorocznego EURO będzie nieco niższy. Bowiem w sierpniu najlepsze drużyny globu (z wyjątkiem Rosjanek, srebrnych medalistek z Tokio 2020) będą walczyć o medale igrzysk w Paryżu. Zwykle tuż po turnieju olimpijskim w najmocniejszych zespołach dochodzi do zmiany pokoleniowej. Dlatego nieco słabszym ekipom – w tym Polkom – jest łatwiej o sprawienie niespodzianki.