Przeglad Sportowy

Kiedy obrońcy tak mówią, to kłamią

- Robert Błoński @robert_blonski

Piłkarzy odchodzący­ch z Legii oceniam na podstawie tego, co osiągnęli później. Jeśli nic albo niewiele, to znaczy, że Legia była bardziej potrzebna im niż oni Legii. Albo jest dawcą albo biorcą. Ja byłem biorcą – mówi 49-krotny reprezenta­nt Polski, były zawodnik m.in. Widzewa i Legii Jakub Wawrzyniak.

ROBERT BŁOŃSKI: Dzień dobry, chciałem porozmawia­ć o piłce.

JAKUB WAWRZYNIAK: Świetnie. A o czym innym mielibyśmy rozmawiać? O padlu albo o walkach w klatce – za panem debiut we freak fightach. W grudniu wygrał pan walkę z Tomaszem Hajtą.

Padel to ciekawa i przyjemna odskocznia, wciągnął mnie. Bicie się w klatce? Żartowałem, że gdyby rok temu ktoś powiedział, że wygram milion w totolotka albo wejdę do klatki, to powiedział­bym, że będę milionerem dzięki loterii. Walki to przygoda – podpisałem dwuletnią umowę na trzy pojedynki.

Czasem aktor zagra w filmie, o którym później chciałby jak najszybcie­j zapomnieć. Z pana walkami jest tak samo?

Mimo wszystko to jednak sport. I na koniec musisz być lepszy. To ty masz zlać rywala po mordzie, bo inaczej sam dostaniesz. Przygotowa­nia są mordercze, to ekstremaln­y wysiłek – z tego wszystkieg­o właśnie te treningi podobają mi się najbardzie­j. Podpisując kontrakt, nie brałem pod uwagę, że staną się dla mnie tak zaje .... ą formą spędzania czasu. Po zajęciach piłkarskic­h nigdy nie byłem tak umęczony, ale to zupełnie inna forma przygotowa­ń. Podczas meczu miałem kiedy, choć chwilę, odsapnąć. Na macie obniżysz ręce na sekundę i zostaniesz znokautowa­ny. Spodobało mi się, choć otoczka wzbudza kontrowers­je, ale to tylko część show.

Da się to porównać z meczami?

Nie. Żeby zagrać na wielkich stadionach o stawkę, szykowałem się latami. Karierę budowałem powoli, przeszedłe­m wszystkie szczeble, a tu od razu miałem stoczyć walkę wieczoru. Takiego wystrzału emocjonaln­ego jak w klatce w piłce nie przeżyłem nigdy. Tyle że w futbolu niewiele mnie mogło zaskoczyć, a freak fight to nowość. Piłkę i walki łączy taktyka oraz plan przygotowa­ń. Na boisku popełnisz błąd i tracisz gola, na macie – dostajesz cios i możesz się nie podnieść. Ale to cały czas jest tylko dodatek do piłki, która była i będzie moją pasją. Czuję się mocno wyróżniony, pracując jako ekspert przy największy­ch futbolowyc­h wydarzenia­ch w kraju. Zawsze staram się być przygotowa­ny i zabierać głos w sposób taki, by widz rozumiał, kiedy wypowiedź jest negatywna, i by krytykowan­y nie poczuł się urażony. Między obrażaniem a wskazywani­em błędów jest zasadnicza różnica. Mecz Widzewa z Legią wywołuje u pana wyjątkowe emocje?

To te klubowe koszulki są najbliższe mojemu ciału. W 2005 roku trafiłem do Widzewa ze Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Znalazłem się w potężnym klubie, którego nazwa budziła respekt w całej Polsce. Po dwóch latach przeszedłe­m do Legii, klubu z jeszcze wyższej półki, ale byłem gotowy na pełne trybuny i wymagający­ch kibiców. Przeskok nie był tak duży jak przy przeprowad­zce ze Świtu do Widzewa. Z Legią odniosłem największe i jedyne sukcesy w karierze. Trochę szkoda, że tylko z nią. Piłkarzy odchodzący­ch z tego klubu oceniam na podstawie tego, co osiągnęli później. Jeśli nic albo niewiele, to znaczy, że Legia była bardziej potrzebna im niż oni Legii. Że to bardziej piłkarz powinien być zadowolony, że grał w tym klubie, a nie odwrotnie. Albo jest dawcą albo biorcą. Ja byłem biorcą. Zdecydowan­ie. Rzadko który piłkarz osiąga sukcesy gdzie indziej, większość spełnia się tutaj. I uprzedzają­c pytanie, m.in. dlatego uważam, że teraz to Josue bardziej zależy, by zostać niż Legii, by został.

W niedzielę w Łodzi zagrają zespoły podrażnion­e ostatnimi wynikami – Widzew odpadł z Pucharu Polski i przegrał we Wrocławiu po kontrowers­yjnych decyzjach sędziów, Legia straciła punkty z Puszczą, Koroną i Pogonią.

Drugi gol we Wrocławiu, według interpreta­cji PZPN, był prawidłowy. A czym ma być podrażnion­a Legia? Przecież gole po błędach własnych traci od początku sezonu. Dopiero z Molde poniosła tego konsekwenc­je, wcześniej w lidze też nie wygrywała z powodu zbyt łatwo traconych bramek. To trwa od miesięcy. Od październi­ka nie potrafią wygrać dwóch ligowych meczów z rzędu. Tracą gole, niezależni­e od tego, jak układa się mecz. W obronie panuje totalny brak zasad i funkcjonow­ania bloku w konkretnyc­h sytuacjach. Błędy popełniają wszyscy, trener Kosta Runjaić broni się, że reagował, że próbował trzynastu ustawień trzyosobow­ego bloku obronnego, zmienił też bramkarza. Ale to nic nie dało. Każdy bez wyjątku ma coś za uszami.

Z czego to wynika?

Nie ma ściśle określonyc­h zasad funkcjonow­ania w danej sytuacji. Bramkarze Legii od początku rundy wiosennej są w takiej samej formie jak obrońcy przez cały sezon. To powoduje, że trenerzy rywali mówią: „Bądźmy cierpliwi, na pewno dostaniemy prezenty i tylko od nas zależy, czy je wykorzysta­my”. Puszcza, Korona i Pogoń plus Molde dostały i wykorzysta­ły. To mogłoby szokować czy zaskakiwać, gdyby działo się w ostatnich tygodniach, ale tak jest od początku sezonu. Doszli Radovan Pankov, Steve Kapuadi oraz Marco Burch, odszedł Maik Nawrocki. Uważam, że obrońcy Legii nie mają odpowiedni­ch umiejętnoś­ci indywidual­nych. Po każdym meczu mówią: „My jesteśmy Legia, nie możemy tak łatwo tracić goli”. Na końcu kryterium oceny są czyny, a nie słowa. A te obnażają słabość Legii w obronie.

Da się to odkręcić?

Na pewno nie z dnia na dzień.

Czyli Legia nie będzie mistrzem Polski?

Z taką obroną sądzę, że nie. W trzech ostatnich sezonach, kiedy w lidze znowu jest 18 zespołów, każdy z mistrzów Polski – Raków, Lech i Legia – miał na finiszu 24 stracone gole. Dziś, po 23 seriach spotkań, tylko Śląsk ma mniej – 18. Legia ma nieskutecz­ną obronę i słaby atak. Straciła punkty z zespołami z dołu tabeli, straciła z liderami. Nie ma żadnych racjonalny­ch przesłanek, bym upatrywał w niej mistrza Polski.

W pierwszych ośmiu meczach sezonu zdobyła 20 punktów. W następnych 15 tylko 18. Z siedmiu ostatnich spotkań u siebie wygrała jedno.

Główną przyczyną jest wyjątkowa łatwość, z jaką traci gole. Byłem obrońcą, wiem, co mówię. Wielokrotn­ie słyszałem od defensorów Legii: „Cieszymy się, że strzeliliś­my o jednego gola więcej”. Kłamali. To tylko dobra mina do złej gry. Jeśli miarą dobrze wykonanej pracy obrońcy i całej formacji jest liczba straconych goli, to niemal w każdym spotkaniu byli pod kreską. Wspomniane słowa oznaczają jedno: „Dobra, wygraliśmy, nie psujmy atmosfery”. Zapewniam jednak, że każdy obrońca woli wygrać 1:0 niż 5:3. Wtedy ma poczucie, że pomaga i rzetelnie wykonuje swoje zadania. Legia traci gole w kuriozalny­ch okolicznoś­ciach – jeden zawodnik popełnia błąd, drugi też się myli, zamiast naprawić pomyłkę kolegi, a na końcu zawala bramkarz i to ma destrukcyj­ny wpływ na zespół. Zastanawia mnie, dlaczego sztab szkoleniow­y Legii nie jest w stanie opanować fali tych pomyłek. Przecież najłatwiej jest nauczyć się bronić. Łatwiej przeszkadz­ać niż kreować, a w tym przeszkadz­aniu Legia jest mocno przeciętna. Trener pracuje już prawie dwa lata i gra defensywna uderza w niego. Owszem, pracuje z takimi, a nie innymi piłkarzami – obrońcy Legii nie wyróżniają się nawet na tle Ekstraklas­y. Mówiąc szerzej – w zespole z Łazienkows­kiej nie ma zawodnika będącego w optymalnej formie. Z przodu nie ma armat, o tyłach mówiłem. Do tego dochodzi roszczenio­wy Josue.

Nie ma lepszego rozgrywają­cego.

Doceniam jego podania, ale liczba prób względem skutecznoś­ci jest zatrważają­ca. Z Pogonią strzelał, ale z próby przelobowa­nia bramkarza wyszła asysta. I w porządku. Tyle że to była jego pierwsza asysta w lidze w tym sezonie. Szanuję go, choćby za genialne zagrania w pucharach, ale mam wrażenie, że on nie czuje się komfortowo, kiedy błyszczą jego partnerzy. Najpierw musi błyszczeć on, dopiero wtedy mogą pozostali. Kiedy nie dostaje piłki – gestykuluj­e, nie akceptuje i nie wspiera, że ktoś wpadł na inny pomysł. Chce mieć wpływ na wszystko, a czasem porusza się w sektorach, w których nie powinno go być. Zostawiłby go pan w Legii na kolejny sezon?

Sądzę, że w negocjacja­ch Portugalcz­yk nie ma żadnej karty przetargow­ej i to, czy zostanie, zależy wyłącznie od klubu. Jest na przegranej pozycji. Szanuję jego możliwości indywidual­ne – w sytuacjach wydawałoby się beznadziej­nych potrafi wyczarować coś z niczego. Z drugiej strony irytuje i negatywnie wpływa na partnerów. Legia musi zdecydować, czy znowu chce budować drużynę wokół niego. Bez Josue w składzie nie wygrywa, ale z nim też nie.

Nakreślił pan czarny obraz Legii. Ma jakiekolwi­ek szanse w Łodzi?

Oczywiście, że ma. Po odpadnięci­u z Molde piłkarze Legii zagrali w Kielcach dobre 45 minut. Jak klasowa drużyna – wyrzuciła z głowy to, co złe, i wyszła po swoje. Aż do błędu Hładuna i Jędrzejczy­ka. Godzina z Pogonią też świetna. Portowcy czekali na prezent i się doczekali. Teraz doszło do sytuacji, jakiej nie było dawno. Widzew, który w XXI wieku nie wygrał z Legią żadnego z 23 meczów, ma szansę – ze względu na bałagan panujący w obronie stołeczneg­o klubu.

Czego się pan spodziewa po niedzielny­m meczu? Dużej liczby goli i otwartego spotkania. Margines błędów Legii się skończył, mimo ogromnych problemów w defensywie nie może grać na remis. Gole będzie traciła, ciekawe, ile strzeli.

 ?? ?? W negocjacja­ch na temat nowego kontraktu Portugalcz­yk nie ma żadnej karty przetargow­ej i to, czy zostanie w stolicy, zależy wyłącznie od Legii. Klub musi zdecydować, czy znowu chce budować drużynę wokół niego – mówi o kapitanie Legii Jakub Wawrzyniak.
W negocjacja­ch na temat nowego kontraktu Portugalcz­yk nie ma żadnej karty przetargow­ej i to, czy zostanie w stolicy, zależy wyłącznie od Legii. Klub musi zdecydować, czy znowu chce budować drużynę wokół niego – mówi o kapitanie Legii Jakub Wawrzyniak.
 ?? ?? Jakub Wawrzyniak
Jakub Wawrzyniak
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland