Legia zawiodła kolejny raz
Po 24 latach Widzew pokonał Legię, strzelając gola w doliczonym czasie. Kryzys warszawian trwa, posada Kosty Runjaicia zagrożona.
Kiedy wszyscy szykowali się na czwarty z rzędu remis warszawian – w trzeciej minucie doliczonego czasu – Fran Alvarez zdobył piękną bramkę, przesądzającą o wygranej Widzewa. Po trzech nierozstrzygniętych spotkaniach Legia straciła komplet punktów i o mistrzostwie kraju może tylko pomarzyć. Trener Runjaić wydaje się nie mieć pomysłu, jak wydobyć zespół z zapaści.
Legia sobie nie pomaga
W trzech wcześniejszych kolejkach rundy wiosennej punkty tracili wszyscy kandydaci do mistrzostwa – Śląsk fatalnie zaczął rozgrywki, Lech dostał zadyszki po dwóch zwycięstwach, Jagiellonia również zawodziła i przegrywała, Raków prezentował zawstydzającą formę. Fason zachowywała jedynie krocząca od zwycięstwa do zwycięstwa Pogoń, ale i na Portowców przyszedł czas – przegrali u siebie z Zagłębiem, tydzień wcześniej z impetu zwycięstw wytrącili ich warszawianie.
W ostatnich czterech kolejkach zespoły z czołówki traciły punkty, czasem rywalizując w bezpośrednich starciach. Wyglądało, jakby wszyscy grali dla zespołu Runjaicia, tylko on sam nie był w stanie sobie pomóc i poprawić kiepskiej sytuwidzew acji w tabeli. W niedzielę minął dokładnie miesiąc i jeden dzień od ostatniej (i jedynej w tym roku) ligowej wygranej – 1:0 z Ruchem w Chorzowie. Potem Legia poniosła gorzkie porażki z norweskim Molde w Lidze Konferencji, a także zremisowała w Ekstraklasie z broniącymi się przed spadkiem Puszczą oraz Koroną i podzieliła się punktami z walczącą o tytuł Pogonią.
W starciach w Kielcach oraz z Portowcami drużyna Runjaicia obejmowała prowadzenie (z Koroną nawet dwukrotnie), ale wypuszczała zwycięstwo z rąk. – Z każdą kolejką poziom trudności rośnie, szukamy wygranej, która poniesie nas do kolejnych zwycięstw. Starcie z Widzewem mogłoby być dla nas spotkaniem zwrotnym, ostatnio nie wykorzystywaliśmy potknięć rywali – mówił trener Runjaić.
Seria trwa
Rywal wydawał się wymarzony – 15 kwietnia 2000 roku Widzew, po golu Dariusza Gęsiora w doliczonym czasie, pokonał Legię 3:2. Od tamtej pory łodzianie 24 razy próbowali odnieść zwycięstwo nad zespołem z Warszawy – w różnych rozgrywkach – ale nigdy im się nie udało. Ledwie 5 razy uratowali remis, ponieśli aż 19 porażek. – Chyba już dawno, przed meczem, Widzew nie wydawał się być tak blisko pokonania Legii. Wszystko ze względu na błędy w obronie, które w każdym meczu popełnia zespół Kosty Runjaicia – mówił przed spotkaniem w Łodzi były piłkarz obu klubów Jakub Wawrzyniak. wrócił do Ekstraklasy półtora roku temu i jako beniaminek przegrał z Legią u siebie 1:2, ale z Warszawy wywiózł punkt (2:2). Jesienią poległ w stolicy 1:3 – w tamtych spotkaniach łodzian prowadził jeszcze trener Janusz Niedźwiedź. W niedzielę na ławce gospodarzy usiadł Daniel Myśliwiec, który przejął łódzki klub właśnie po przegranej w Warszawie i od tamtej pory jego zespół zdobywał 1,31 punktu na mecz. Dla porównania Legia Runjaicia zdobywała w tym czasie 1,39 punktu na mecz, co pokazuje, jak niewiele dzieliło te drużyny. Warszawianie nie wygrali dwóch kolejnych meczów ligowych od końcówki września, w dziesięciu ostatnich spotkaniach zdobyli ledwie
15 punktów. Z Łodzi mieli przywieźć komplet, wracają z niczym.
Do przerwy spotkanie klubów, które pod koniec XX wieku rywalizowały o mistrzostwo
kraju i reprezentowały Polskę w rozgrywkach grupowych Champions League, a później różnie potoczyły się ich losy, było w miarę emocjonujące. Przeważała Legia, wbrew przedmeczowym zapowiedziom trenera Myśliwca Widzew nie zrobił wszystkiego, by zabrać jej piłkę. Owszem, łódzcy piłkarze próbowali ataków na połowie przeciwnika, ale raczej bliżej linii środkowej niż pola karnego. Legioniści atakowali, ale nie przełożyło się to na liczbę zdobytych bramek – zawodziła skuteczność, brakowało dokładnego dogrania.
W drugiej połowie, kiedy zespół ze stolicy potrzebował goli, trener Runjaić wpuścił na boisko 19-letniego pomocnika Wojciecha Urbańskiego (debiut w Ekstraklasie) i zawodzącego na całej linii Macieja Rosołka (jeden gol w rozgrywkach). Potem weszli Gil Dias i Qëndrim Zyba, ale gola strzelił Widzew. I wcale nie potrzebował do tego błędu warszawian.