Banasik nie złamał Miedzi
GKS Tychy nie wykorzystał szansy, by szybko wrócić na pozycję gwarantującą bezpośredni awans do PKO BP Ekstraklasy.
GKS Tychy w dotychczasowej części sezonu mocno zapracował na tytuł najbardziej bezkompromisowej drużyny zaplecza PKO BP Ekstraklasy. Dzięki temu, że zwycięstw jest zdecydowanie więcej niż porażek, piłkarze Dariusza Banasika od samego początku grania utrzymują się w ścisłej czołówce tabeli. W I lidze rywalizują jednak z drużyną, na którą nie potrafią znaleźć sposobu. Po 23 meczach tyszanie mają dwa remisy – oba w spotkaniach przeciwko Miedzi Legnica. W rundzie jesiennej na Górnym Śląsku było 0:0 po mało atrakcyjnym, zamkniętym spotkaniu, w sobotę w Legnicy skończyło się 2:2 po ładnych bramkach i zwrotach akcji.
Trudny terminarz Tychów
Najnowsza historia Miedzi Legnica może być inspiracją dla GKS Tychy, który podobnie jak zespół z Dolnego Śląska przez kilka sezonów mógł jedynie marzyć o awansie na ekstraklasowe salony. Legniczanie w 2018 oraz 2022 roku doczekali się jednak spodziewanej promocji, a w trwającym sezonie walczą o powrót do elity w towarzystwie m.in. ekipy prowadzonej przez Banasika. Drogę tyszan do PKO BP Ekstraklasy spowalw niają jednak remisy z Miedzią, a dzielenie się punktami z zespołem z Legnicy zwraca uwagę o tyle, że nie zdarza się to w żadnych innych spotkaniach. – Nasz jesienny mecz z tym rywalem w Tychach był taktyczny, a ten bardzo otwarty. Dążyliśmy, żeby wygrać, praktycznie wszystkie nasze zmiany były ofensywne. Na koniec sezonu okaże się, ile ten punkt waży. Moim zdaniem jest bardzo cenny – mówi trener GKS.
Tyszanie mogą cieszyć się z remisu nie tylko dlatego, że to Miedź dwukrotnie obejmowała prowadzenie, ale również za sprawą ostatniego kwadransa gry, w którym to ekipa Radosława Belli stworzyła sobie zdecydowanie więcej dobrych okazji do zdobycia bramki. Punkt to istotna zdobycz zespołu, którego w pierwszych kolejkach tego roku nie oszczędzał terminarz – GKS we wcześniejszych wiosennych meczach grał z Odrą Opole, Górnikiem Łęczna, Wisłą Kraków oraz Arką Gdynia, czyli w komplecie rywalami do miejsca w PKO BP Ekstraklasie. Ostatnia porażka z Żółto-niebieskimi (0:1) kosztowała go utratę drugiego miejsca w tabeli I ligi.
Przełamanie Śpiączki
– Awans jest celem naszej strategii, ale tylko wyniki zdeterminują to, gdzie będziemy. Cieszy mnie to, że większość zawodników ma ważne kontrakty na następne sezony, to podstawa. Jeśli nie awansujemy w tym sezonie, będzie to duży krok, żeby zrobić to następnym – mówił w rozmowie z „PS” przed meczem w Legnicy członek zarządu GKS Tychy Maximilian Kothny. Prowadzony przez niego klub jest jednym z najpoważniejszych kandydatów do tego, by od lipca występować na boiskach PKO BP Ekstraklasy, jednak do tego potrzebuje ustabilizowania formy, która w pierwszych meczach po zimowej przerwie przypominała sinusoidę. Trener Banasik argumentuje, że wejścia w odpowiedni rytm jego zespołowi nie ułatwiło zaplanowanie zaległego meczu w Łęcznej (0:2)
już w pierwszym tygodniu grania w 2024 roku. GKS wiosną co prawda rozpędza się powoli, jednak wciąż utrzymuje kontakt ze ścisłą czołówką, a pozytywnym bodźcem ma być strzeleckie przełamanie Bartosza Śpiączki. Napastnik, który latem dołączał do Tychów jako zdecydowanie najbardziej doświadczony piłkarz w kadrze pierwszego zespołu, w Legnicy zdobył pierwszą bramkę od listopada i w dalszej części rozgrywek będzie chciał poprawić marny bilans, który jak na razie stanowią raptem cztery trafienia na pierwszoligowych boiskach. Wcześniej na pierwszym planie w zespole GKS Tychy była defensywa, a konkretnie rewelacyjna postawa wypożyczonego z Legii Warszawa bramkarza Macieja Kikolskiego. Ten na stadionie Miedzi miał okazję zmierzyć się w prestiżowym pojedynku z Jakubem Mądrzykiem, który z kolei przeniósł się do obecnego zespołu na zasadzie czasowego transferu z Rakowa Częstochowa. Ich bój nie przyniósł jednak rozstrzygnięcia, obaj stracili po dwa gole, a trenerzy Bella i Banasik są świadomi, jak wiele pracy czeka jeszcze ich utalentowanych golkiperów.
Remis również w Gdyni
Mecz Miedzi z GKS Tychy nie był jedynym hitem minionego weekendu na boiskach I ligi. W piątek odskoczyć od reszty stawki mogła liderująca Arka Gdynia, jednak jej mecz z walczącą o ustabilizowanie miejsca w strefie barażowej Wisłą Kraków zakończył się remisem 1:1. Drużyna byłego piłkarza klubu z Reymonta Wojciecha Łobodzińskiego przedłużyła tym samym do pięciu serię ligowych występów bez porażki, jednak nie poszła za ciosem po wcześniejszych cennych zwycięstwach ze Stalą Rzeszów (5:1) oraz wspominanym z GKS Tychy. Gdynianie mogą pluć sobie w brodę, tym bardziej że prowadzili od pierwszego kwadransa i w ich grze długo wiele się zgadzało, jednak zabrakło podwyższenia prowadzenia. Trener Białej Gwiazdy Albert Rude wymownie podsumował, że jego drużyna nie dojechała na pierwszą część gry, ale ostatecznie miał powody do satysfakcji, bo punkt na terenie lidera sekundy po wejściu na murawę jego drużynie zagwarantował Szymon Sobczak. Napastnik wiślaków przypomniał, że ma smykałkę do zdobywania ważnych bramek, bo dziesięć dni wcześniej w samej końcówce dogrywki zagwarantował Wiśle awans do półfinału Pucharu Polski po wydartym zwycięstwie z Widzewem Łódź (2:1).