Sukcesy mimo problemów
Drugi raz z rzędu oba nasze kluby – Industria Kielce i Orlen Wisła Płock – weszły do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.
Polskie kluby całkiem udanie zakończyły rundę grupową europejskich pucharów. W grupie A Ligi Mistrzów Industria Kielce zajęła czwarte miejsce i w 1/8 finału zmierzy się z duńskim GOG Gudme. Orlen Wisła Płock obroniła szóstą pozycję w grupie B po pełnym emocji czwartkowym meczu o być albo nie być z FC Porto (29:28) i w nagrodę sprawdzi się w konfrontacji z wielkim Paris Saint-germain. W Lidze Europejskiej Górnik Zabrze wprawdzie odpadł, ale pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie na tle mocniejszych rywali z Francji i Niemiec.
Hassan nie zaistniał
Dla obu naszych ekip faza grupowa Champions League okazała się drogą przez mękę. Jednak z zupełnie różnych powodów. Kielczan dopadła największa plaga kontuzji w historii ich występów w LM. Industria zaczęła sezon bez jednego z liderów, Andreasa Wolffa, którego zastępował w bramce 23-latek Miłosz Wałach. Niemiec wrócił do gry dopiero w siódmej kolejce, razem z Aleksem Dujszebajewem, który wcześniej też wypadł ze składu, choć na krócej, bo na trzy mecze. Od początku listopada do końca roku w LM z powodu urazu pauzował Arkadiusz Moryto.
W zimowej przerwie wcale nie było lepiej. Na dłuższy czas z bogudme iskiem pożegnali się Artem Karalek i Tomasz Gębala, wkrótce dołączył do nich Nicolas Tournat i trener Talant Dujszebajew musiał kombinować, jak ustawić grę zespołu bez nominalnego obrotowego – a to przecież w jego taktyce kluczowa pozycja. Postawiony na kole Dylan Nahi radził sobie dobrze, dopóki nie musiał się wdawać w fizyczną walkę, w której jako skrzydłowy nie miał szans. Brak Karaleka i Gębali oznaczał też całkowity demontaż środka obrony i nagle w buty znacznie silniejszych kolegów musieli wejść Daniel Dujszebajew i Michał Olejniczak. Ale to nie wszystko – przez urazy długo nie mogli wzmocnić zespołu dwaj pozyskani na ten sezon nowi gracze. Sandro Meštrić dołączył do zespołu zimą i już cały czas gra, wspierając w bramce Wolffa. Natomiast Hassan Kaddah w tym sezonie w ogóle nie zaistniał z powodu kontuzji stopy. A egipski lewy rozgrywający bardzo by się przydał, bo... poważnego urazu kolana doznał Szymon Sićko, który też ma sezon z głowy. Na domiar złego jesienią Industria rozwiązała umowę z Elliotem Stenmalmem, któremu cały czas coś dolegało. A to ta sama pozycja. No i jeszcze nieobecność Benoit Kounkouda, któremu we Francji po zwycięskich ME zarzucono usiłowanie gwałtu i klub go zawiesił (Francuz wrócił już do gry). Wobec tych wszystkich problemów to czwarte miejsce naprawdę trzeba docenić, podobnie jak kilka wyników – 30:29 z PSG, remis z THW Kiel czy podwójne zwycięstwo nad Kolstad. W rywalizacji z duńskim GOG w 1/8 finału (27/28.03 i 3/4.04) Industrię czeka jednak piekielnie ciężka przeprawa. W tych warunkach trudno będzie liczyć na trzeci z rzędu i siódmy w ogóle awans Kielc do Final Four, choć jest to realne. W razie pokonania Gudme, w ćwierćfinale czeka SC Magdeburg...
Wolno się rozkręcali
Płocczanie takich kłopotów na szczęście nie mieli, oni po prostu... przegrywali jesienią mecz za meczem. Pięć kolejnych porażek było szokiem dla kibiców Wisły, zwłaszcza te na początku sezonu z Porto i GOG. Zespół Xaviego Sabate jak co roku rozkręcał obroty wolno jak stary diesel. W grudniu Nafciarze sensacyjnie ograli Telekom Veszprem oraz w Orlen Superlidze Industrię, w 2024 roku w LM przegrali tylko jeden z czterech meczów. Awans przypieczętowali – jak rok temu – zwycięstwem w ostatniej kolejce nad Porto. Wisła się cieszy, ale prawda jest taka, że gdyby wicemistrz Polski nie zawalił gier wrześniowych, byłby wyżej w tabeli grupy B i mógłby znów liczyć na ćwierćfinał. A z szóstego miejsca wiślacy wpadli na Paris Saint-germain i wątpliwe, by w tym sezonie LM rozegrali więcej niż te dwa mecze.
Jeśli chodzi o personalia, to jesienią Dawid Dawydzik świetnie grał pod nieobecność podstawowego obrotowego Abela Serdio, natomiast od początku sezonu znacznie poniżej oczekiwań wypada bramkarz Mirko Alilović. Jak na taką gwiazdę (w dodatku to jeden z najlepiej zarabiających graczy w Wiśle) średnia skuteczność na poziomie 22 procent to po prostu kompromitacja. Za to po słabym początku razem z resztą zespołu na wyższe obroty wszedł inny nowy nabytek płocczan Miha Zarabec. Podobnie można powiedzieć o Tomašu Pirochu, choć to inny kaliber gracza niż Słoweniec. Jednak za najrówniej grających można uznać Chorwatów – Tina Lučina (72 gole, najlepszy strzelec zespołu) i Lovro Mihicia oraz Przemysława Krajewskiego, który często grał na prawym skrzydle (choć to lewoskrzydłowy) i świetnie spisywał się w obronie.
Nasz trzeci międzynarodowy przedstawiciel z ekip kończących właśnie fazę grupową – Górnik Zabrze – żegna się z Ligą Europejską z podniesionym czołem. Drużyna trenera Tomasza Strząbały pewnie awansowała jesienią z pierwszej do głównej fazy grupowej, a zimą potwierdziła europejską klasę, ogrywając Rhein-neckar Löwen. Górnik pod rządami Bogdana Kmiecika daje nadzieję, że polski handballowy eksportowy duet może na dłużej zamienić się w tercet. Niestety, największą słabością zabrzan jest brak porządnej hali, przez co musieli rozgrywać mecze w Dąbrowie Górniczej.