Joshua ściął kłodę
Anthony Joshua niczym wprawny drwal rozprawił się w dwie rundy z Francisem Ngannou. Za dwa miesiące walka o absolutne mistrzostwo: Usyk kontra Fury.
Zabij go! – z taką koleżeńską „poradą”, wypowiedzianą z charakterystycznym akcentem, zwrócił się niedługo przed walką do Anthony’ego Joshui inny bohater piątkowej gali w Rijadzie, chiński wybryk natury wagi ciężkiej Zhilei Zhang, co zarejestrowały kamery. W żargonie bokserskim nie oznacza to oczywiście zadania komuś śmierci jako takiej, ale raczej ciężki nokaut, „wyłączenie światła” rywalowi. Do życzenia dwumetrowego Chińczyka były brytyjski czempion generalnie się zastosował. Pod koniec drugiej rundy Francis Ngannou padł jak rażony piorunem.
Książę odzyskuje blask
Stosując duże uproszczenie, do znokautowania toczącego dopiero drugą walkę w zawodowym boksie kameruńskiego „Predatora” 34-letniemu Joshui wystarczyła prawa ręka. Najpierw powalił byłego mistrza UFC w pierwszej rundzie. Tylko zamarkował cios lewą ręką, by z całą siłą przycelować w głowę Ngannou prawym. W drugim starciu ważący 124 kilogramy Francis („AJ” był o prawie 10 kilo lżejszy), kompletnie do tego nieprzygotowany, natarł na Anglika lewym, by nadziać się na świetną kontrę prawym. Gdy powstał z desek po raz drugi w tym pojedynku, Joshui pozostało zadać już tylko jeden cios – bezpośredni prawy, po którym nieprzytomny Ngannou upadł bezwładnie na plecy. Wspaniały gladiator, ubrany w białe spodenki i oldskulowe, brązowe rękawice – jak legendy pięściarstwa sprzed paru dekad – zdaje się na dobre odzyskiwać swoją świetność księcia boksu. Pogromcę Władimira Kliczki z 2017 roku najpierw pozbawił tego blasku
Andy Ruiz jr (później „AJ” wygrał rewanż), a następnie dwukrotnie Ołeksandr Usyk, odbierając mu też trzy mistrzowskie pasy (IBF, WBA, WBO). Z kolei 37-letni Ngannou po takim łomocie od Joshui nie będzie już brany za wielką sensację – zawodnika, który wchodząc do boksu, ot tak potrafi nie tylko przewalczyć 10 rund z mistrzem WBC Tysonem Furym, lecz także posłać go na matę. Tak naprawdę pozostaje mu stoczyć jeszcze jedną naprawdę kasową walkę za co najmniej parę milionów dolarów – z Deontayem Wilderem. Przy czym po ciężkim nokaucie w Rijadzie wydaje się, że także amerykański bombowiec skosi „Predatora” z nóg swoim prawym.
Joshua już blisko pasa
Wspomniany na wstępie mańkut Zhang tego samego wieczoru też dwa razy doprowadził do liczenia Josepha Parkera (grudniowy pogromca Wildera), ale po 12 rundach przegrał na punkty (113:113, 112:114, 111:115). Nowozelandczykowi przyjdzie być może dać Chińczykowi rewanż, gdyż taki był zapis w kontrakcie.
Z kolei Joshua czeka teraz na rozstrzygnięcie boju o absolutne mistrzostwo pomiędzy Usykiem i Furym, do którego w Arabii Saudyjskiej ma wreszcie dojść 18 maja. I oczywiście będzie ściskał kciuki, by wygrał „Gypsy King”, bo trzecia konfrontacja z Ukraińcem jest dla niego – ale i dla wszystkich innych – kompletnie bez sensu. Fury i Usyk wedle umowy mają tak naprawdę stoczyć jednak aż dwie walki, niewykluczone więc, że „AJ” stanie najpierw do bitwy z Chorwatem Filipem Hrgoviciem i to o wakujący tytuł federacji IBF. Pas ten ma bowiem zostać odebrany zwycięzcy majowej walki na samym szczycie, ponieważ w przypadku organizacji rewanżu minie termin obowiązkowej obrony... Cały boks.