Znów jeździ w swojej lidze
Max Verstappen nie chce się zatrzymać. Wygrał drugi wyścig sezonu – GP Arabii Saudyjskiej. Bohaterem był jednak Oliver Bearman.
Grand Prix w Dżuddzie oglądało wiele gwiazd sportu. Na trybunach pojawili się między innymi Patrice Evra, Zlatan Ibrahimović oraz Anthony Joshua, który nieco wcześniej w Rijadzie znokautował Francisa Ngannou. I w bokserskim żargonie w ten sam sposób można mówić o tym, co wyczynia Max Verstappen. Holender podczas weekendu zmiażdżył przeciwników. Jedynie przez chwilę na prowadzeniu był Lando Norris, a poza tym mistrz świata znów jechał samotnie. Kolejnymi wygranymi zbliża się do panteonu legend, o ile już w nim nie jest. – Fantastycznie było zdobyć swoje setne podium i to był dla nas kolejny świetny wyścig. Jestem niezmiernie szczęśliwy z tego sukcesu. To fantastyczny początek sezonu. Nie znamy jeszcze pełnego potencjału bolidu, więc chcemy utrzymać się w odpowiednim rytmie. Przez wczesny zjazd za samochodem bezpieczeństwa wiedziałem, że muszę dobrze zarządzać tempem – mówił Max na mecie. Safety car pojawił się na torze z powodu Lance’a Strolla. Kanadyjczyk popełnił prosty błąd na siódmym okrążeniu, zahaczył o bandę i wjechał wprost w bariery. Na asfalcie leżały kawałki bolidu Astona Martina. Ogłolifikacjach szono również neutralizację i większość kierowców zmieniła opony.
Komu grozi zawieszenie?
Po tym na czele stawki nie działo się zbyt wiele. Drugie miejsce dowiózł Sergio Perez. Meksykanin musi jednak uważać. Tym razem nie na czekających na jego fotel rywali, a na punkty karne. W Dżuddzie kierowca Red Bulla otrzymał karę pięciu sekund za niebezpieczny wyjazd z pit lane. Niewiele zabrakło, a Checo wjechałby w Fernando Alonso. To był jego duży błąd, ponieważ przed nim świeciło się czerwone światło, które uniemożliwiało mu taki manewr. Do licencji 34-latka dopisano za to przewinienie i jeden punkt karny. Łącznie Perez ma ich już osiem. Dwanaście sprawia, że kierowca zostanie zawieszony na jeden wyścig.
W Arabii Saudyjskiej królem kar został jednak Kevin Magnussen. Duńczyk dostał dziesięć sekund za to, że niemal wepchnął Alexa Albona w bandę. – Co on robi? – krzyczał wściekły kierowca Williamsa. Chwilę później zawodnik Haasa zarobił kolejną dziesięciosekundówkę. Tym razem za wyprzedzanie i zyskanie przewagi poza torem, na czym stracił Yuki Tsunoda. Japończyk również dostał „po głowie”. Za podobne przewinienie do Pereza. Kierowca Visa Cash App RB Team zignorował sygnały mechanika i wyjechał z garażu przed wyścigiem tuż przed Lando Norrisem. Tsunoda podczas tego weekendu może mieć do siebie żal. W kwaw
spisał się bardzo dobrze. Awansował do Q3 i startował z punktowanego miejsca. Jednak podczas rywalizacji popełnił kosztowny błąd. Po tym jak polował na Magnussena, stracił kilka pozycji. Ostatecznie zajął 15. miejsce, jedną lokatę niżej znalazł się Daniel Ricciardo. Australijczyk zanotował kolejny bardzo słaby weekend.
Milion za milczenie
Warto jeszcze wrócić do wątku Red Bulla. Wyniki się zgadzają, ale wszystko wokół już nie. Pomimo „oficjalnego” zakończenia dochodzenia wobec Christiana Hornera, cały czas wypadają kolejne trupy z szafy. Jak informowały media, Czerwone Byki najpierw zapłaciły ponad milion euro za milczenie kobiecie, z którą miał romansować szef zespołu, a później została ona zawieszona. Jednak konflikt w teamie toczy się również na innych polach. Afera Hornera nakręciła kolejne. O władzę walczy kilka stron. Jedną z nich jest Helmut Marko. Znany z kontrowersyjnych wypowiedzi Austriak kwestionował ostatnio przywództwo w zespole. Team jednak nie może mu nic zrobić, ponieważ ten zatrudniony jest jako doradca Red Bulla, ale nie jest związany umową z zespołem F1, a bezpośrednio z firmą, która produkuje energetyki. Mimo to wobec Marko wszczęto śledztwo w związku z podejrzeniem o wynoszenie cennych informacji do mediów.
Całej tej sytuacji z bliska przygląda się Verstappen. Holender wiele zawdzięcza Marko. To w końcu on sprowadzał go do Czerwonych Byków. Jeżeli doświadczony Austriak odszedłby z teamu, Holender również zacząłby rozglądać się za nowym pracodawcą. Już teraz mówi się o propozycji z Mercedesa. Toto Wolff chętnie przejąłby kolejnego mistrza świata.
18-letni bohater z Ferrari!
Chociaż Charles Leclerc zajął trzecie miejsce, to najwięcej mówiło się o Oliverze Bearmanie. 18-latek bez żadnego przygotowania musiał zastąpić Carlosa Sainza w barwach Ferrari. Hiszpan miał silne zapalenie wyrostka robaczkowego. Lekarze postanowili go usunąć, ale stan zdrowia nie pozwalał, by 29-latek usiadł za kierownicą. Bearman musiał przenieść się z przygotowań do weekendu Formuły 2 do Formuły 1. – Obudziłem się rano w pełni przygotowany i nastawiony na wyścig F2. Jednak na dwie godziny przed treningiem dostałem informację, że pojadę Ferrari. Zdążyłem tylko spakować rzeczy. Nie miałem czasu przejmować się debiutem – opowiadał 18-latek.
– Były stres i trochę presji, zwłaszcza ze strony Freda Vasseura. Chciał, żebym dowiózł auto do mety. Widzieliście mojego tatę, ile nerwów go to wszystko kosztowało? Po tym weekendzie chyba jest słynniejszy ode mnie – zakończył młody kierowca. Bearman dojechał na siódmej pozycji. To ogromny wyczyn, bo przeskok z F2 do F1 jest olbrzymi. Jego jazda została doceniona przez kibiców. Młody Brytyjczyk został kierowcą dnia.