ZIMNA WOJNA NA LODZIE
Na godle na koszulce czerwoną gwiazdę zakleili taśmą, po meczu odmówili podania rąk rywalom. Mecze Czechosłowacja – ZSRR z mistrzostw świata 1969 roku, od których mija 55 lat, wychodziły daleko poza sport. – Ludzie traktowali to jako zemstę za inwazję Układu Warszawskiego – opowiada w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Jiři Holik, ówczesny reprezentant czechosłowackiej drużyny.
Mecze ze Związkiem Radzieckim zawsze były szczególne. I dla nas, jak wygrane 2:1 piłkarskie starcie na Stadionie Śląskim w 1957 roku, kiedy dwa gole strzelił Gerard Cieślik, czy zwycięski bój w mistrzostwach świata w hokeju w 1976 roku, i dla Czechów oraz Słowaków. Oni takie dwa mecze mieli w 1969 roku podczas mistrzostw świata w Szwecji. Atmosfera, jaka im towarzyszyła, wykraczała daleko poza sportową rywalizację.
W końcu wszystko działo się ledwie siedem miesięcy po tym, jak w sierpniu 1968 roku prodemokratyczne dążenia mieszkańców Czechosłowacji zostały brutalnie rozjechane gąsienicami czołgów Układu Warszawskiego.
„Sierpień pomścimy”
– To była decyzja polityczna, hokeiści nic do tego nie mieli, ale i tak kontakty z Rosjanami mieliśmy zamrożone. W trakcie turnieju my unikaliśmy ich, a oni unikali nas – opowiada Holik, rekordzista reprezentacji CSSR pod względem występów – miał ich na koncie 319.
Na lodzie już musieli stanąć naprzeciwko sobie. Brat Jiřiego Holika – Jaroslav wraz z kilkoma kolegami zakleili taśmą czerwoną gwiazdę, która była elementem godła komunistycznej Czechosłowacji. Hokeiści trenerów Vladimira Kostki i Jaroslava Pitnera grali zdeterminowani jak nigdy i wygrali. Dwa razy. Najpierw 21 marca 2:0 (pierwsza porażka do zera ZSRR od dziesięciu lat), tydzień później 4:3. W Szwecji – turniej miał odbyć się w Pradze, ale przeniesiono go po inwazji wojsk Układu Warszawskiego – wszyscy kibicowali Czechosłowacji, dając jednocześnie do zrozumienia, co myślą o „Ruskich”. „My się Rosjan nie boimy, w hokeju ich porazimy, a sierpień pomścimy” – głosił jeden z transparentów. Pierwsze starcie szwedzka prasa awizowała jako „mecz nienawiści”. Kiedy Czesi i Słowacy wyjechali na lód, hala skandowała nazwisko Alexandara Dubčeka, który był twarzą Praskiej Wiosny 1968 roku. – Czuliśmy jednocześnie wsparcie dla nas i awersję wobec Rosjan. Myślę, że rywali to zaskoczyło. Byli przyzwyczajeni, że kibice przychodzą zobaczyć, jak grają w hokeja – a grali wybornie. A tu nagle spotkali się z taką niechęcią – wspomina Holik, czterokrotny medalista olimpijski (srebro w Grenoble 1968 i w Innsbrucku 1976 oraz brąz w Innsbrucku 1964 i w Sapporo 1972).
Decyzje na Kremlu a hokej
Na wieść o sukcesie na ulice czeskich miast wyległy tysiące ludzi, nie tylko świętując zwycięstwa, ale też dając upust negatywnym emocjom wyrażanym w stosunku do Związku Radzieckiego. W Pradze tłum kamieniami rozbił witrynę biura Aerofłotu. Czy to było spontaniczne? Teoria głosi, że na Kremlu planowano ostatecznie odsunąć od władzy przewodniczącego Komunistycznej Partii Czechosłowacji Dubčeka. Towarzyszom w Moskwie podobno potrzebny był pretekst, a antyradziecka demonstracja w Pradze nadawała się do tego doskonale. Z tego powodu do naszej stolicy przyleciał minister obrony ZSRR marszałek Andriej Grieczko. Miał osobiście dopilnować, by już nikt nie myślał przewrotowo.
– Jeśli Breżniew uznał, że Dubček musi odejść, to nie miał innego wyjścia – mówi Holik. Jak to naprawdę wyglądało, trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. W każdym razie efekt był taki, że 17 kwietnia, a więc niecały miesiąc po „zemście za inwazję”, Dubčeka zastąpił twardogłowy Gustav Husak.
Porażki z Czechosłowacją nie przeszkodziły w wywalczeniu mistrzostwa świata reprezentacji Związku Radzieckiego, która była najlepsza od 1963 do 1971 roku. Czechom i Słowakom przypadło trzecie miejsce, ale tak naprawdę czuli się oni zwycięzcami.
O tamtych wydarzeniach rozmawiamy z Holikiem, który wziął udział w obu słynnych spotkaniach rozegranych 55 lat temu. W drugim meczu to właśnie on strzelił pierwszego gola, przy którym asystował jego brat Jaroslav. Dołożył do tego dwie asysty, w tym jedną przy trafieniu brata.
– Zbliża się 55. rocznica waszych słynnych meczów ze Związkiem Radzieckim. W Polsce mało znana.
JIŘI HOLIK (319-krotny reprezentant Czechosłowacji w hokeja, uczestnik meczów z ZSRR w 1969 roku): To było już dawno temu, ale rozumiem, czemu znów się o tym mówi. Chodzi o politykę, Ukrainę, Rosję, a na ten temat nie chcę rozmawiać.
– Polityka była obecna w 1969 roku. Tamte mecze określono jako „zemstę za inwazję”. Słusznie?
Wciąż żyliśmy tym, co wydarzyło się w sierpniu roku poprzedniego, kiedy do naszego kraju wkroczyły wojska Układu Warszawskiego, w tym polscy żołnierze. Ale czy do meczów podchodziliśmy na tej zasadzie, że chcemy zemsty? Przede wszystkim liczył się hokej i to, że rywalem jest Związek Radziecki, czyli bardzo silna drużyna. Rosjanie totalnie zdominowali wtedy światowy hokej, wręcz miażdżyli Amerykanów i Kanadyjczyków. Tak więc w głowach mieliśmy sportową rywalizację, jednak zdawaliśmy sobie sprawę z kontekstu politycznego.
– W Polsce rywalizacja ze Związkiem Radzieckim zawsze wzbudzała szczególne emocje. Pokonanie Rosjan w mistrzostwach świata w 1976 roku rozgrywanych w Katowicach to jeden z największych sukcesów polskiego hokeja.
Nie dziwię się takiemu podejściu. Wiem, że Związek Radziecki miał wyjątkowy wpływ na waszą historię, że w 1939 roku napadł na Pol