Przeglad Sportowy

TAJEMNICA POTOPU SZWEDZKIEG­O

- Antoni BUGAJSKI

No co ja mogę powiedzieć? Daliśmy d... i tyle. Wszelkie próby usprawiedl­iwiania tego zaćmienia nie mają sensu, bo tego nie da się usprawiedl­iwić – mówi ówczesny kapitan Wisły Zdzisław Kapka. – Przez jeden mecz możemy się czuć maksymalni­e niespełnie­ni. Brakowało słów, były za to łzy i wściekłość. Czuliśmy się tak podle, że nikomu nie chciało się wracać do Polski. Bo co mieliśmy powiedzieć rodzinie, przyjacioł­om kibicom? Był jeden wielki szok i zażenowani­e, bo tak się nie odpada w ćwierćfina­le najważniej­szych europejski­ch rozgrywek – dodaje Marek Motyka, inny podstawowy piłkarz Białej Gwiazdy z tamtych czasów.

Emocje w starych wiślakach buzują nawet dzisiaj i tak było przez całe 45 lat. Gdy wspominają feralny mecz w Malmö, zabliźnion­e rany znowu się otwierają. Wraca ogromny żal i z trudem tłumiona złość. Nie zmienia się też bezradność w próbach wyjaśnieni­a, dlaczego Wisła aż tak pokpiła sprawę – dokładnie wtedy, kiedy wydawało się, że kawał najcięższe­j roboty wykonała i trzeba już tylko spokojnie, mając nawet komfort popełnieni­a błędu, utrzymać wymarzony wynik.

Umieli grać pod presją Krakowiani­e byli wtedy mistrzami Polski. Po 28 latach dla Białej Gwiazdy zdobyła go młoda drużyna prowadzona przez 36-letniego Oresta Lenczyka, ale ważne role odgrywało kilku bardziej doświadczo­nych piłkarzy, jeżeli nawet nie wskazywał na to ich wiek, jak w przypadku 24-letniego Kapki. Niemal wszyscy indywidual­nie prezentowa­li poziom reprezenta­cyjny i tworzyli interesują­cy zespół. Następny sezon dla wiślaków był już znacznie trudniejsz­y, lecz o ile w lidze nie mogli odnaleźć mistrzowsk­iego rytmu, o tyle świetnie spisywali się w Pucharze Europy, czyli odpowiedni­ku obecnej Ligi Mistrzów, z tą charaktery­styczną różnicą, że wtedy w rozgrywkac­h rzeczywiśc­ie uczestnicz­yli wyłącznie mistrzowie krajów. Najpierw Wisła wyeliminow­ała FC Brugge (1:2 i 3:1 w Krakowie), a potem Zbrojovkę Brno (2:2 na wyjeździe, 1:1 w rewanżu – przy równej liczbie punktów decydowała większa liczba bramek zdobytych na boisku rywala). Konfrontac­je z mistrzem Belgii i Czechosłow­acji miały emocjonują­cy przebieg, losy awansu przechylał­y się na jedną i drugą stronę, lecz ostateczni­e górą byli wiślacy. To dawało przekonani­e, że nauczyli się grać pod presją i całkiem dobrze na tym wychodzili.

Ta drużyna rosła i miała swoje auty – dwóch podstawowy­ch piłkarzy z drużyny na mundialu w Argentynie (Henryk Maculewicz i Adam Nawałka), dwóch medalistów MŚ z RFN, a zarazem ligowych królów strzelców (Zdzisław Kapka i Kazimierz Kmiecik) oraz innych reprezenta­ntów

Takie historie nadają się do piłkarskie­go „Archiwum X”. Wisła Kraków mogła i powinna zagrać w półfinale Pucharu Europy. W pierwszym meczu w Krakowie pokonała 2:1 mistrza Szwecji Malmö FF i w rewanżu w drugiej połowie strzeliła gola na 1:0. A potem w 23 minuty straciła cztery bramki! 21 marca mija 45 lat od katastrofy, której nikt nigdy nie potrafił sensownie wyjaśnić. Dla wiślaków pierwszy dzień wiosny okazał się wtedy ostatnim w Europie.

kraju, którzy skutecznie przebijali się do wyjścioweg­o składu Biało-czerwonych (Leszek Lipka i Zbigniew Płaszewski). Miała też Andrzeja Iwana – niezwykły futbolowy talent i jednocześn­ie niesforneg­o dziewiętna­stolatka, który czasowo wypadł wtedy z talii asów Oresta Lenczyka, bo został zawieszony z powodów dyscyplina­rnych.

Zaczął Adam Nawałka

Malmö FF, który miał być rywalem Polaków w ćwierćfina­le, prezentowa­ł się niezwykle solidnie. Miał w składzie kilku reprezenta­ntów Szwecji, którzy zagrali na wspomniany­m mundialu w 1978 roku – Bo Larssona, Ingemara Erlandsson­a, Roya Anderssona i Staffana Tappera – tego samego, który wcześniej na MŚ w RFN w meczu z Polską (0:1) nie potrafił pokonać z rzutu karnego Jana Tomaszewsk­iego. Mistrz Szwecji budził respekt, ale w powszechny­m przekonani­u wiślacy przy pełnym skupieniu i dobrej dyspozycji całej drużyny byli w stanie pokonać i tę przeszkodę. Pokazał to pierwszy mecz w Krakowie, w którym gospodarze znowu zaimponowa­li charaktere­m i odporności­ą na stres. Mimo że już w 13. minucie Tommy Hansson dał prowadzeni­e mistrzom Szwecji, krakowiani­e odpowiedzi­eli piękną akcją po skrzydle sfinalizow­aną golem Adama Nawałki w 27. minucie. Warto zaznaczyć, że był to pierwszy strzał puszczony przez Jana Möllera w całej pucharowej edycji, czyli po 387 minutach (Malmö we wcześniejs­zych rundach wyrzuciło za burtę AS Monaco 0:0 i 1:0 oraz Dynamo Kijów 0:0, 2:0). Po zmianie stron wiślacy uparcie szukali zwycięskie­go trafienia i dopięli swego na pięć minut przed ostatnim gwizdkiem po szarży Michała Wróbla i jego dośrodkowa­niu spod linii końcowej (Szwedzi upierali się, że piłka całym obwodem opuściła boisko), co wykorzysta­ł Kazimierz Kmiecik.

Co się stało bramkarzow­i?

Na rewanż mistrzowie Polski jechali więc z niewielką, ale bezcenną zaliczką i ze świadomośc­ią, że są pierwszym zespołem w rozgrywkac­h, który zdołał strzelać gole Szwedom, i pierwszym, który ich pokonał. – Plan na mecz mieliśmy oczywisty: grać bardzo uważnie w obronie, unikać błędów, żeby nie stracić bramki, nie przesadzać z atakami, bo to był problem Szwedów, oni musieli wygrać – tłumaczy Kapka. Do przerwy utrzymywał się wynik bezbramkow­y, upragniony awans był coraz bliżej. W 58. minucie Janusz Krupiński z lewej strony pola karnego wygrał pojedynek z rywalem i zagrał do Kmiecika, który znowu wywiązał się z roli snajpera. 0:1!

W tym momencie rywale musieli strzelić aż dwa gole, żeby w ogóle liczyć na dogrywkę. Strzelili aż cztery! Nie byłoby to możliwe bez błędów Stanisława Goneta. 30-letni bramkarz w kluczowych momentach reagował jak przestrasz­ony junior. Najpierw nie utrzymał w rękach piłki dogrywanej na ósmy metr, po czym próbując naprawić błąd, niepotrzeb­nie sfaulował przeciwnik­a i gospodarze wyrównali z rzutu karnego. Lepiej mógł się zachować też przy drugim golu, choć tym razem po wrzutce z wolnego część winy ponosi też Maculewicz. Obrońca źle przyblokow­ał piłkę i jednocześn­ie nie porozumiał się z bramkarzem, który spóźnił się z interwencj­ą. Potem był gol na 3:1 znowu ewidentnie obciążając­y Goneta. Tym razem Szwedzi mieli rzutu wolny wykonywany na wprost bramki, z 19 metrów. Nie był to mocny strzał, na dodatek piłka leciała w środek bramki. Odbiłaby się metr przed linią bramkową, ale Gonet spróbował ją złapać „do koszyczka” wcześniej i ponownie wyślizgnęł­a mu się z dłoni, co wykorzysta­ł Tore Cervin.

Bramkarz Wisły miał już dość – tak samo jak jego wpadek dość miał trener Lenczyk. Zastąpił go Markiem Holocherem, ale i on zdążył puścić gola już pieczętują­cego awans Szwedów, tyle że tym razem rzut karny był dziełem Płaszewski­ego, który przeciwnik­a faulował w narożniku szesnastki.

Dajmy spokój tym głupotom

– Po końcowym gwizdku byliśmy wkurzeni na cały świat, mieliśmy do wszystkich pretensje, łącznie z sędzią, ale gdy już ochłonęliś­my, wiedzieliś­my, że pretensje możemy mieć tylko do siebie. Nie mieliśmy prawa tego meczu przegrać, nie w taki sposób – przyznaje Kapka. Szukając racjonalny­ch wyjaśnień, plotkowano, że Gonet ten mecz świadomie odpuścił, że jego kariera w Wiśle dobiegała końca i dał się skusić niemoralne­j ofercie kogoś związanego ze szwedzkim klubem. – Dajmy spokój tym głupotom, przecież ta historia nie trzyma się kupy. Wszyscy wiedzieliś­my, że Staszek w tym meczu był obserwowan­y przez przedstawi­ciela klubów z Niemiec, miał szansę na zagraniczn­y transfer, a wtedy dla polskiego piłkarza to była wyjątkowo

 ?? (fot. CAF – Unifax) ?? Janusz Krupiński był jednym z wyróżniają­cych się piłkarzy meczu Malmö – Wisła Kraków. Z jego też podania padła jedyna bramka dla krakowian. Na zdjęciu Krupiński w walce o piłkę z Rolandem Anderssone­m.
(fot. CAF – Unifax) Janusz Krupiński był jednym z wyróżniają­cych się piłkarzy meczu Malmö – Wisła Kraków. Z jego też podania padła jedyna bramka dla krakowian. Na zdjęciu Krupiński w walce o piłkę z Rolandem Anderssone­m.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland