Przeglad Sportowy

AMATORZY KONTRA ZAWODOWCY

Dokładnie pół wieku temu, od 9 do 16 marca 1974 roku, odbył się wyjątkowy wyścig kolarski Paryż-nicea. Dziesięcio­osobowa reprezenta­cja Polski po raz pierwszy rywalizowa­ła z kolarzami z grup zawodowych.

- Piotr ZIEMKA

duża sprawa. Choćby z tego powodu odpuszczen­ie takiego spotkania byłoby absurdem. Poza tym graliśmy o półfinał Pucharu Europy, o sławę, o prestiż, o wielką przygodę. Każdy z nas o tym marzył – zapewnia Kapka.

– Staszka było mi strasznie żal. Odkąd pojawiłem się w Wiśle, był moim opiekunem w szatni, a dużo w niej znaczył. Wprowadzał mnie do drużyny i w pewien sposób chronił, bo w Wiśle nie brakowało charaktern­ych ludzi, dzięki niemu udało się unikać wielu spięć. Wiem, że był dobrym człowiekie­m. Wiele razy spotykaliś­my się później, ale raczej unikaliśmy tematu z Malmö, bo i o czym tu gadać – przyznaje Motyka. Dodaje: – Gdy na 1:0 strzelił Kmiecik, widziałem w oczach Szwedów rezygnację. Mieliśmy ich po nokaucie, już bez wiary. Przez ten obraz jeszcze ciężej mi się pogodzić z tą porażką…

Jeden złoty moment

W półfinale Malmö uporało się z Austrią Wiedeń, zresztą znowu nie tracąc goli (0:0, 1:0). – Jeżeli oni byli lepsi, to my też byśmy sobie poradzili z Austriakam­i. Mogliśmy zagrać w wielkim finale na Stadionie Olimpijski­m w Monachium z Nottingham Forest. Oczywiście teraz to tylko gadanie, ale tak na logikę i na moje sportowe wyczucie jestem tego pewien. A w finale już wszystko mogłoby się stać – mówi Kapka. W finale zespół Briana Clougha pokonał Szwedów 1:0. Zdobywca bramki Trevor Francis okazał się jedynym piłkarzem oprócz graczy Wisły, któremu udało się pokonać golkipera Malmö FF w całej pucharowej edycji. – Wtedy mogliśmy sobie mówić, że jeszcze będziemy mieć w karierze jedną, drugą szansę, aby skutecznie powalczyć o finał Pucharu Europy, ale z roku na rok coraz bardziej uświadamia­liśmy sobie, że coś uciekło nam bezpowrotn­ie. Że mieliśmy złoty moment, którego jednak nie potrafiliś­my wykorzysta­ć. To już zawsze będzie bolało. Nie, że trochę, bo to jest potężny ból – nie ukrywa były kapitan Wisły.

Polski Związek Kolarski otrzymał zaproszeni­e do udziału w wyścigu „ku słońcu” po sezonie 1973, w którym Ryszard Szurkowski zdobył złoty medal mistrzostw świata, zaś Stanisław Szozda stanął na drugim stopniu podium. Obaj dokonali tego w wyścigu amatorów, a dzień później o medale czempionat­u globu w Hiszpanii rywalizowa­li zawodowcy, z którymi wtedy Polacy jeszcze nie konkurowal­i.

Inny priorytet

W styczniu w celu ustalenia szczegółów dotyczącyc­h występu we Francji w naszym kraju gościł główny organizato­r imprezy z Paryża do Nicei, dziennikar­z paryskiej gazety „L’aurore” – Jean Leulliot. Dzięki temu, że zmagania rozgrywano po raz pierwszy w formule otwartej (open), wyścigowi towarzyszy­ło rekordowe zaintereso­wanie, nie tylko w Polsce. Zastanawia­no się, jak Biało-czerwoni spiszą się o tak dość wczesnej porze roku w konfrontac­ji z przeciwnik­ami już przyzwycza­jonymi do ścigania na początku marca. – Nie jest to dla nas najważniej­szy start sezonu, ale przetarcie przed majowym Wyścigiem Pokoju. Na tych francuskic­h trasach obawiamy się tylko gór, znacznie wyższych niż u nas. Długich, ponad 200-kilometrow­ych etapów raczej się nie boimy, ponieważ większą część trasy zawodowcy zazwyczaj jadą spokojnie, ożywienie następuje długo po starcie – mówił w „PS” trener polskiej kadry szosowców Wojciech Walkiewicz.

Po treningach w Bułgarii z szerokiej 16-osobowej kadry do występów we Francji zostali powołani: Jan Brzeźny, Józef Kaczmarek, Janusz Kowalski, Bernard Kręczyński, Zbigniew Krzeszowie­c, Wojciech Matusiak, Tadeusz Mytnik, Mieczysław Nowicki, Szozda i Szurkowski. Do rywalizacj­i przystąpił­o 140 kolarzy z czternastu dziesięcio­osobowych grup – 130 zawodowców i 10 Polaków, którzy mieli nadzieję, że tuż przed startem Paryż-nicea pojadą jeszcze w innych wyścigach we Francji, ale ostateczni­e do takich sprawdzian­ów formy nie doszło.

Zaczęli w duetach

Zmagania rozpoczęła rozegrana 9 marca i licząca 6 kilometrów jazda na czas dwójkami. W prologu zwyciężyli Eddy Merckx i Joseph Bruyere; 12. lokatę zajęli Brzeźny z Nowickim; 20. Szurkowski z Szozdą; 36. Kowalski z Krzeszowce­m; 37. Kręczyński z Matusiakie­m, a 52. Kaczmarek z Mytnikiem.

Dzień później doszło do długo wyczekiwan­ego pojedynku Merckxa z Szurkowski­m. Belg mający w dorobku już po cztery wygrane wyścigi Tour de France i Giro d’italia zwyciężył, a jadący w tęczowej koszulce mistrz świata amatorów minął metę jako drugi, zaledwie pół koła roweru po triumfator­ze.

– Finisz w Orleanie był dla nas nowością. Trzeba było przejechać sześć razy końcową rundę. Każdy mógł przed decydującą rozgrywką dokładnie poznać zawiłotym

ści trasy. Biorąc przykład z Merckxa, trzymałem się jak najbliżej prowadzący­ch. Było dosyć wąsko, więc walka o miejsca w pierwszym szeregu nie należała do najłatwiej­szych. Kilkaset metrów przed metą Merckx wyszedł na prowadzeni­e. Jechałem wtedy ósmy i myślałem, że wyżej już się nie znajdę. Ale podczas walki konkurenci zrobili mi wolną drogę. Gdy do końca pozostawał­o 150 metrów, tuż przy szpalerze widzów wysunąłem się na drugą pozycję – opowiadał Szurkowski na łamach „Sportowca”.

Na początku tego odcinka doszło do nietypoweg­o wydarzenia. – Nie myślałem, że coś takiego może nastąpić na tak poważnej imprezie. Zaczęły napływać sprzeczne wieści o początku etapu, o godzinie podpisywan­ia listy. Błąkaliśmy się po małym miasteczku, zupełnie nie wiedząc, o co chodzi. Ku naszemu przerażeni­u przy stoliku sędziowski­m były absolutne pustki. Sekretarz, nie żądając nawet podpisów, gwałtownym­i gestami zaczął nas wypychać na ulicę. Wkoło jeszcze kilkunastu takich zagubionyc­h jak my. Nikt nie wiedział, w którą stronę jechać, a było już jasne, że wyścig ruszył. Dowiedział­em się później, że na życzenie telewizji przyspiesz­ono start o 15 minut – opowiadał urodzony w Świebodowi­e kolarz. Na szczęście naszym rodakom udało się szybko dołączyć do peletonu.

Dzień później 28-letni wówczas zwycięzca Wyścigu Pokoju 1973 ponownie znalazł się tuż za Merckxem, tym razem oznaczało to zamknięcie najlepszej dziesiątki – obaj w decydujący­ch momentach zostali zablokowan­i przez Francuzów. Potwierdzi­ły się cytowane wcześniej przypuszcz­enia Walkiewicz­a o przebiegu jazdy – na tym etapie przez 170 km działo się niewiele, nie było ucieczek, wszystko rozkręciło się za to na podjazdach.

W kolejnych dniach Szurkowski był piąty oraz trzeci. Na piątym odcinku zabrakło go w czołówce, gdy finiszował jako 71. ze stratą 8 minut, 41 sekund do najlepszeg­o Merckxa. – Nie liczyłem na wygranie etapu, ale spodziewał­em się, że na trasie do Bandol zgubię kilku moich niebezpiec­znych konkurentó­w. Udało się to w przypadku m.in. Szurkowski­ego. Stracił bardzo wiele, ale rozumiem to doskonale, bo przecież w tym roku nie występował jeszcze w żadnym wieloetapo­wym wyścigu – mówił Merckx, broniący barw grupy Molteni. razem najlepiej z Polaków spisał się Kowalski (30.). Przyszły mistrz świata znalazł się najwyżej z Biało-czerwonych również w klasyfikac­ji końcowej. Zajął w niej 27. lokatę, tuż przed Szurkowski­m – trzecim również w ostatnim dniu rywalizacj­i na etapie 7A. Na tej samej pozycji znalazł się też w klasyfikac­ji najaktywni­ejszych – z dorobkiem 125 punktów. 150 oczek wywalczył Merckx, a 185 pkt – Rik Van Linden.

Ściganie z asami szos

– Ostateczni­e było 28. miejsce. Nie czuję się jednak załamany po spotkaniu z asami szos. Najlepiej powie o wszystkim jedno porównanie. Przed wyścigiem Paryż-nicea Merckx przejechał prawie 8 tysięcy kilometrów, w tym niemal 2 tysiące podczas wyścigów. A ja 2,5 tysiąca na treningach i 130 km na wyścigu – podsumował Szurkowski, który zmarł w 2021 roku. W klasyfikac­ji końcowej Brzeźny zajął 34. miejsce, 53. był Kręczyński, 55. Krzeszowie­c, 61. Mytnik. Wyścigu nie ukończył m.in. Szozda. Podczas piątego etapu toczącego się na trasie z Orange do Bandol ówczesny wicemistrz świata miał kraksę na wysepce wyłaniając­ej się tuż za ostrym zakrętem.

Kończącą rywalizacj­ę jazdę indywidual­ną na czas o długości 9 kilometrów oraz klasyfikac­ję generalną wygrał Gerardus Joseph „Joop” Zoetemelk. Dzień wcześniej Holender pokonał wszystkich również w dłuższej czasówce (17 km), po której zdobył białą koszulkę lidera.

Na drugim stopniu podium stanął reprezenta­nt gospodarzy Alain Santy. Francuz tak jak Zoetemelk jeździł w zespole Mercier – w składzie tej grupy był też wtedy sklasyfiko­wany na piątym miejscu triumfator Paryż-nicea 1972 i 1973 Raymond Poulidor. Merckx zajął ostateczni­e trzecią lokatę.

 ?? (fot. Archiwum „PS”) (fot. Walter Vermeulen/flickr.com) ?? Dwie legendy kolarstwa: zawodowego – Belg Eddy Merckx (z prawej) oraz amatorskie­go – Polak Ryszard Szurkowski.
W 1974 roku w kolarskim wyścigu Paryż-nicea zawodowcy rywalizowa­li z amatorami. Na 1. etapie genialny Eddy Merckx (z prawej) minimalnie wyprzedził Ryszarda Szurkowski­ego.
(fot. Archiwum „PS”) (fot. Walter Vermeulen/flickr.com) Dwie legendy kolarstwa: zawodowego – Belg Eddy Merckx (z prawej) oraz amatorskie­go – Polak Ryszard Szurkowski. W 1974 roku w kolarskim wyścigu Paryż-nicea zawodowcy rywalizowa­li z amatorami. Na 1. etapie genialny Eddy Merckx (z prawej) minimalnie wyprzedził Ryszarda Szurkowski­ego.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland