ZAWOŁANY PREZES
W1955 roku o tytule mistrza Polski decydował ostatni ligowy mecz rozegrany w Sosnowcu na jeszcze starym stadionie przy alei Mireckiego pomiędzy miejscowym Zagłębiem (wówczas Stal) a Legią (wtedy CWKS) Warszawa. Gościom do tytułu wystarczał remis, gospodarze musieli wygrać. Na trybunach człowiek na człowieku, nie było skrawka wolnego miejsca. Udało się stłoczyć ponad 20 tysięcy ludzi, a organizatorzy twierdzili, że zapotrzebowanie na bilety było pięć razy większe! Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, że mecz chciał obejrzeć cały Sosnowiec. Ochotę na uczestniczenie w wielkim piłkarskim wydarzeniu, którego przecież nie transmitowała telewizja, mieli też kibice z sąsiednich miast, nie tylko z Zagłębia Dąbrowskiego, bo na ciekawą konfrontację beniaminka z przybyszami z Warszawy patrzył cały Górny Śląsk.
Też tam byłem!
Mecz od środka rozpoczęli stalowcy. Napastnik Czesław Uznański wymienił podania z kolegami z ofensywnej formacji i oddał kąśliwy strzał na bramkę, z którym nie poradził sobie Edward Szymkowiak. 1:0 po 40 sekundach gry! W 14. minucie wyrównał Lucjan Brychczy i potem drużyna z Warszawy zdołała utrzymać bezcenny remis, zapewniając sobie pierwszy w historii
Chłopak z Sosnowca
Za chwilę znowu nadszedł bardzo dobry czas dla Zagłębia. W pierwszej połowie lat 60. zespół, na którym mocne piętno odcisnął przede wszystkim trener Teodor Wieczorek, wrócił na podium i to cztery sezony z rzędu, dwukrotnie zdobywał Puchar Polski. W 1965 roku 35-letni Uznański zakończył piłkarską karierę.
Już wtedy był wielką postacią, cieszył się dużym szacunkiem w całym Sosnowcu. Miał na koncie trzy mecze w reprezentacji Polski, grał na otwarcie Stadionu Śląskiego w meczu z NRD (0:2) 22 lipca 1956 roku i kilka miesięcy później na otwarcie Stadionu Ludowego w ligowym spotkaniu z Gwardią (Polonią) Bydgoszcz (1:1). W 7. minucie tego meczu zdobył bramkę, która zapisała się w kronikach jako pierwsza na tym obiekcie. – To wszystko budowało jego legendę, a na dodatek był „chłopakiem stąd”, bardzo docenianym także za wierność klubowym barwom – wspomina Leszek Baczyński, wieloletni szef Zagłębia, a dzisiaj prezes honorowy.
Wojsko w Krakowie
„Prezesem” był też Uznański, lecz on akurat takiej funkcji nigdy nie pełnił. Dorobił się „prezesowskiego” przydomka już jako piłkarz, z uwagi na cechy przywódcze i organizatorskie, a w oczy rzucał się nie tylko na boisku. W drużynie zawsze miał coś do powiedzenia i koledzy jego słów zawsze z uwagą słuchali, tym bardziej że nie brakowało mu też poczucia humoru.
W czasie całej piłkarskiej kariery z rodzinnego miasta (zaczynał grać w Czarnych Sosnowiec) do innego klubu przeniósł się tylko jeden raz i był to transfer nieunikniony, bo związany z koniecznością zaliczenia zasadniczej służby wojskowej. Dlatego przez dwa lata grał w OWKS (Wawel) Kraków, z którym w 1953 roku zdobył wicemistrzostwo Polski. Gdy wypełnił żołnierski obowiązek, skwapliwie wrócił do Sosnowca i już w następnym roku wywalczył ze Stalą pierwszy w historii awans do najwyższej klasy rozgrywkowej (czyli do ekstraklasy, tylko że wtedy taka nazwa nie istniała). Systematycznie stawał się więc symbolem największej świetności Zagłębia, bo za chwilę z ekipą z Sosnowca musiały się liczyć najmocniejsze polskie drużyny.
Początki Wojciecha Rudego
Koniec piłkarskiej kariery był dla niego płynnym przejściem do pracy trenerskiej,