KOMU SIĘ MARZY KLUB DZIENNIKARZY…
„PS” z 1.01.1946 78 lat temu Norweskie koła sportowe nie ustają w atakach na Szwedzki Związek Narciarski z powodu udziału w mistrzostwach świata w Cortina. By oczyścić atmosferę hr. Hamilton, wiceprezes FIS, ogłosił dłuższy raport, w którym stara się wyjaśnić kulisy pertraktacji i dyskusji na temat Cortiny oraz próby Niemców, zmierzające do opanowania Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. (…) 14 Kongres FIS miał się odbyć w Budapeszcie w maju 1940 roku. Nie doszedł jednak do skutku. Po wypadkach, jakie zaszły wczesną wiosną owego roku było może lepiej wstrzymać działalność międzynarodowej organizacji – taka jest przynajmniej ocena wielu ludzi. Trzech członków Zarządu FIS znajdowało się wówczas po stronie alianckiej. (…) Dwu bawiło na terenie neutralnym (…). W Szwajcarii znajdował się również polski członek FIS płk. Bobkowski. Wszyscy inni przebywali na terenach okupowanych przez Niemców względnie w państwach związanych z Niemcami. Jedynym krajem, który mógł utrzymywać międzynarodowe kontakty, była więc Szwecja. (…) Niemcy dążyły do tego, by wykazać całemu światu, że mimo gigantycznej walki są oni w stanie przeprowadzać imprezy sportowe. W lecie 1940 roku wydawało się, że Europa stanie się rzeczywiście ofiarą „nowego porządku”. Istniało więc realne niebezpieczeństwo skierowania międzynarodowego ruchu sportowego na tory jednostronnej polityki. Uratować FIS można było tylko przez utrzymanie kierownictwa jego w państwie neutralnym. Wiceprezydent hr. Hamilton postanowił więc przejąć prowizorycznie funkcje prezydenta (…). Niemcy a w szczególności ich „Fachamt Skisport” wykazywali coraz silniejsze tendencje do uchwycenia FIS w swoje ręce. (…) Pierwsza wielka impreza wojenna odbyła się w 1941 roku w Cortina wedle planów opracowanych wcześniej.
Po imprezie zaproszono członków prezydium FIS i delegatów na dwudniową konferencję. Centralnym zagadnieniem była sprawa Kongresu, który nie doszedł do skutku w Budapeszcie. (…) Prezydium sprzeciwiało się Kongresowi. Sytuacja była groźna, gdyż trzech członków należało do państw osi. (…) Głosowanie brzmiało więc 2:2. Decydował prezydent, który wypowiedział się… przeciw Kongresowi. (…) W Cortinie Niemcy robili wszystko, by… nie pozyskać sobie sympatii. Były długie dyskusje na temat złego ulokowania Niemca Weilera, który w kombinacji zajął „tylko” trzecie miejsce (…). Z chwilą, gdy Amerykanie otrzymali sprawozdanie z Cortiny zgłosili wystąpienie z FIS, atakując ostro kierownika (hr. Hamiltona). Twierdzili mianowicie, że podporządkował się Niemcom. (…) Naturalnie można by dzisiaj postawić pytanie czy istniała w czasie wojny konieczność utrzymania w czasie wojny międzynarodowej współpracy sportowej. Na to dałoby się odpowiedzieć, że w 1940 roku, gdy wiceprezydent FIS zastąpił jej agendy wynik wojny nie był pewny.
Wczasach gdy rywalizację sportową żywych ludzi w coraz większym stopniu zastępuje się zabawami elektronicznymi (e-sportem), żywi dziennikarze bywają zastępowani sztuczną inteligencją – jak to się stało w wypadku amerykańskiego magazynu „Sports Illustrated”, który między innymi z tego powodu zszedł ostatnio na psy. Z tym większym więc ukontentowaniem wziąłem udział w koleżeńskim spotkaniu z okazji 66-lecia Klubu Dziennikarzy Sportowych, które odbyło się w warszawskiej restauracji zagorzałego kibica Ryszarda Awłasa – Dom Smaków.
Klub Dziennikarzy Sportowych powstał w 1958 roku jeszcze jako oddział Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przechodząc w 1983 pod skrzydła Stowarzyszenia Dziennikarzy PRL, by wreszcie usamodzielnić się całkowicie w 1993 roku. Niezbyt długa jest lista kolejnych prezesów KDS: 1958–60 – Jerzy Zmarzlik; 1960– 64 – Zbigniew Mikołajczak; 1966 – Mikołajczak; 1966–70 – Zmarzlik; 1970–78 – Edward Woźniak; 1983 – Woźniak; 1983–1985 – Łukasz Jedlewski; 1987–93 – Henryk Urbaś; 1993–98 – Wojciech Filipiak; 1998–99 – Jerzy Jakobsche. Od 1999 prezesem pozostaje katowicki radiowiec Jerzy Góra.
Trzeba jednak przypomnieć, że stowarzyszanie zawodowe zaczęło się marzyć bardom sportu już w latach dwudziestych ubiegłego wieku i to marzenie zostało zrealizowane w roku 1924, gdy z inicjatywy Władysława Osmolskiego i pod jego przewodnictwem powstał Polski Związek Dziennikarzy i Publicystów Sportowych (następnymi prezesami byli Ferdynand Goetel, Wacław Sikorski i Stanisław Mielech). W 1933, pod kierownictwem Mielecha, został założony Związek Dziennikarzy Sportowych RP, którym następnie dyrygował aż do 1939 roku Sikorski. Po wojnie, nim nastał KDS, istniała Sekcja Sportowa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w 1951 pod kierownictwem Włodzimierza Gołębiewskiego (1951), a potem Edwarda Strzeleckiego (1952) i Tadeusza Maliszewskiego (Narcyza Suessermanna) – 1956.
Od 1938 roku wręcza się wybitnym dziennikarzom piszącym o sporcie nagrodę zwaną Złotym Piórem. Listę laureatów otworzył znakomity reporter i publicysta „Przeglądu Sportowego” Jan Erdman, zięć sławnego pisarza Melchiora Wańkowicza. Wśród Złotych Piór znalazł się również znany głównie jako sprawozdawca radiowy Bohdan Tomaszewski, który nie ograniczał się do prac przy mikrofonie radia i telewizji (tu nadano mu tytuł Mistrza Mowy Polskiej), lecz pisywał cotygodniowe felietony, a na dodatek był autorem wielu książek. Po wielu latach udzielania się w różnych środkach przekazu za najlepszych w historii w KDS uznano: w prasie
– Tadeusza Olszańskiego; w radiu – Bohdana Tomaszewskiego; w telewizji – Włodzimierza Szaranowicza, a miano fotoreportera numer jeden przyznano Leszkowi Fidusiewiczowi.
Dzisiejszy KDS prowadzi na bieżąco warszawski dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej Jerzy Jakobsche, nasz wieloletni przedstawiciel w międzynarodowym stowarzyszeniu dziennikarzy sportowych (AIPS) i to Jurek właśnie urządził fetę 66-lecia, przypominając, że najstarszym z żyjących obecnie bardów sportu w Polsce jest 96-letni Kazimierz Przeździecki z krakowskiego oddziału PAP.
Warto zauważyć, że w naszych szeregach nie brakowało wybitnych sportowców. Już pierwszy redaktor założonego w 1921 roku w Krakowie „Przeglądu Sportowego” – Tadeusz Synowiec, jak również jego koledzy z Cracovii, późniejsi publicyści Stanisław Mielech i Józef Kałuża, grali w piłkarskiej reprezentacji Polski. Dziennikarzem sportowym był też czołowy lekkoatleta, sprinter AZS Warszawa, dwukrotny olimpijczyk (1924, 1928) Zygmunt Weiss, z którym spotkałem się, gdy już pracował w „Przeglądzie Sportowym”. Trudno nie zaliczyć również do naszych szeregów zdobywczyni pierwszego olimpijskiego złota dla Polski (rzut dyskiem w Amsterdamie 1928) Haliny Konopackiej, która w latach trzydziestych została redaktorką naczelną czasopisma „Start” promującego sport kobiet. Największą sławą w przedwojennym dziennikarstwie sportowym w Polsce stał się Wojciech Trojanowski, mistrz i rekordzista Polski w biegu na 110 metrów przez płotki w barwach AZS Warszawa, również mistrz kraju w skoku wzwyż i trójskoku, olimpijczyk z 1928 roku. Publikował m.in. na łamach „Stadionu”, „Expressu Porannego” i „Przeglądu Sportowego”, a w latach 1931–39 zyskał wielką popularność jako sprawozdawca sportowy Polskiego Radia, będąc wzorem dla zapatrzonego weń Bohdana Tomaszewskiego, przed wojną wicemistrza Polski juniorów w tenisie. Podczas drugiej wojny światowej Trojanowski walczył najpierw w armii polskiej, a po ucieczce z obozu jenieckiego – w angielskiej. Od igrzysk olimpijskich 1948 w Londynie pracował dla sekcji polskiej BBC, by potem związać się na długie lata z Radiem Wolna Europa. W okresie 1988––89 drukowaliśmy w „Przeglądzie Sportowym” jego wspomnienia pt. „Od Konopackiej do Szewińskiej”.
Po wojnie jednym z najbardziej wyróżniających się dziennikarzy sportowych w kraju był reprezentacyjny siatkarz Zdzisław Ambroziak, w którego ślady poszedł na łamach „Przeglądu Sportowego” i w studiu „PS” Onet kolejny reprezentant Polski w siatkówce Łukasz Kadziewicz. Od pewnego czasu zresztą wybitnych sportowców zatrudnia się masowo do komentowania swoich dyscyplin w telewizji, czego przykładem są choćby halowy mistrz świata w lekkoatletycznym wieloboju Sebastian Chmara i czołowy kiedyś pięcioboista nowoczesny Jarosław Idzi. W historii polskiego dziennikarstwa sportowego było mnóstwo sytuacji anegdotycznych, czasem kompromitujących naszą profesję. W latach siedemdziesiątych zadzwonił do redakcji „PS” pewien pierwszoligowy piłkarz, skarżąc się, że przeglądowy sprawozdawca ocenił go jako najgorszego z graczy w ostatnim meczu, opisując szczegółowo kiksy tego zawodnika. Okazało się jednak, że on akurat nie tylko nie wystąpił w tym meczu, lecz w ogóle tego dnia nie było go w Polsce… Nawet wielki Bohdan Tomaszewski miał chwile słabości i wykrzyknął kiedyś na antenie TVP, komentując olimpijski bieg Ireny Szewińskiej na igrzyskach w Montrealu: „Oj, pani Irena coś dzisiaj lekko nieświeża w kroku…
Takich anegdotycznych sytuacji nigdy nie brakowało w gronie sprawozdawców sportowych i na pewno jeszcze przez wiele lat ich nie zabraknie.
Wojciech Trojanowski (1904–1988) był przed wojną bodaj największym gwiazdorem Polskiego Radia, a po wojnie stał się ulubieńcem polskiej emigracji, opiewając sukcesy naszych sportowców w BBC i Radiu Wolna Europa. W 1944 roku współorganizował olimpiadę jeniecką w obozie w Woldenbergu. Był sprawozdawcą radiowym z aż 15 igrzysk olimpijskich. Jego stryjeczny brat Edward Trojanowski przez rok (od maja 1950 do kwietnia 1951) był redaktorem naczelnym „Przeglądu Sportowego”.