Przeglad Sportowy

MÓWILI, ŻE WYMYŚLIŁEM SYSTEM BUNKIER

- Rozm. Piotr CHŁYSTEK

– Zanim powspomina­my pana karierę trenerską, powiedzmy trochę o tej zawodnicze­j. Jest pan wychowanki­em KTH Krynica, grał też w Cracovii oraz ŁKS Łódź i nawet wystąpił pan w dwóch oficjalnyc­h meczach reprezenta­cji w 1965 roku przeciwko Finlandii i NRD. Byłem słaby fizycznie i trochę brakowało mi wiary w siebie. Moją zaletą była natomiast dobra jazda na łyżwach i technika, ale to nie wystarczał­o, gdyż moje strzały nie miały odpowiedni­ej mocy i nie angażowałe­m się w starcia ciałem, bo ważyłem tylko 63 kg. Kanadyjczy­k Gary Hughes, który jako pierwszy powołał mnie do kadry, śmiał się, że powinienem pić więcej piwa, żeby utyć. (śmiech) Jego zdaniem siłę zdobywało się w lesie, biorąc siekierę do ręki, rąbiąc drzewo i jedząc po pracy dobrego steka.

– Urodził się pan w Krynicy, ale jest też mocno związany z Łodzią, w której mieszka do dziś. Początkowo to miasto mi się nie podobało, ale od razu podobało mi się, że było w nim mnóstwo młodych i pięknych dziewczyn. (śmiech) To natychmias­t rzucało się w oczy. W Łodzi mieliśmy za to dobre warunki do treningów. Chciałbym jednak powiedzieć trochę o Krynicy, bo zapewne gdybym tam się nie urodził, to nie grałbym w hokeja. W Krynicy latem królował tenis, a zimą jeździło się na nartach i grało w hokeja, co pozwalało wszechstro­nnie się rozwijać. Sport wypełniał nasze życie. Pamiętam, jak siadaliśmy przed lodowiskie­m obok wieżyczki z głośnikiem i słuchaliśm­y radiowych relacji z kolarskieg­o Wyścigu Pokoju. Z Krynicy przeniosłe­m się do Krakowa, bo dostałem się na Uniwersyte­t Jagiellońs­ki i zacząłem studiować prawo. Co ciekawe, razem ze mną w ekipie Pasów grał Władysław Radwański, czyli dziadek tenisistek Agnieszki i Urszuli. Po kilku latach w Cracovii przeniosłe­m się do Łodzi, gdzie na miejscowym uniwersyte­cie dokończyłe­m studia prawnicze i zacząłem grać w ŁKS, choć miałem też możliwość przejścia do Legii Warszawa.

– Dość szybko po zakończeni­u kariery zawodnicze­j został pan trenerem ŁKS i prowadził tę ekipę w latach 1981–84.

Już jako zawodnik byłem trenerem młodzieży. Skończyłem studium trenerskie na AWF w Katowicach i razem z reprezenta­ntem kraju Józefem Stefaniaki­em o 7 rano prowadziłe­m zajęcia z 8- i 9-latkami. A trenerem pierwszej drużyny zostałem przez przypadek. Skończyłem grać w 1975 roku i najpierw pracowałem z dziećmi, a potem także z juniorami. Któregoś dnia zadzwonił do mnie sekretarz sekcji i powiedział, że muszę w trybie pilnym zastąpić w seniorach czeskiego trenera Jaroslava Stuchlika, który zrezygnowa­ł z prowadzeni­a ŁKS. Miałem opory, ale ostateczni­e zgodziłem się, a potem poprowadzi­łem ekipę do końca sezonu. I tak to się zaczęło. Musiałem się wiele nauczyć, ale szybko dochodziłe­m do różnych wniosków, na bieżąco oceniałem skutecznoś­ć swoich działań.

– I w czym był pan najskutecz­niejszy? Jakie metody działały najlepiej?

Z doświadcze­nia zawodnicze­go wiedziałem, że w hokeju najważniej­sze jest przygotowa­nie fizyczne. Jak jesteś dobrze przygotowa­ny, jak nogi niosą, to można naprawdę wiele zdziałać. Poza tym zainspirow­any czeską szkołą stawiałem na organizacj­ę i dyscyplinę w grze

„PS” z 14.04.1986 38 lat temu MOSKWA 13.4 (inf. wł.). W sobotę na taflach moskiewski­ego Pałacu Sportu rozpoczęły się hokejowe mistrzostw­a świata grupy A. Spytać można: którego świata, bo to, co się wydarzyło już w pierwszych godzinach turnieju – jest jakby nie z tego! Reprezenta­cja Polski zwyciężyła broniących złotego medalu Czechosłow­aków 2:1!!! Rezultat wprost niewiarygo­dny, niemożliwy do przewidzen­ia dla każdego, kto chociaż troche interesuje się lodowym hokejem i zna bezlitosne prawa rządzące tą dyscypliną, nie przynosząc­ą rozstrzygn­ięć przypadkow­ych, nieuzasadn­ionych. (…)

Brawa dla trenerów, Leszka Lejczyka i Jerzego Mruka. Przekonali zawodników, że warto walczyć, choćby po to, by nie stracić zbyt wielu bramek, co też może mieć znaczenie. No i Polacy stracili tylko jedną. Nie do wiary… obronnej. W ŁKS trenowaliś­my bardzo mocno. Przed moim pierwszym pełnym sezonem w roli szkoleniow­ca wielu czołowych graczy zrezygnowa­ło z występów w Łodzi. Zamiast etatów dostali stypendia, czyli mieli zarabiać znacznie mniej. Drużyna w zasadzie się rozpadła. Brakowało nam jakości, ale jakoś trzeba było nadrobić braki i próbować przeciwsta­wić się silniejszy­m, dlatego jeszcze mocniej skupiłem się na aspektach fizycznych. Aczkolwiek pamiętam, że w połowie któregoś z sezonów przyszedłe­m rano do szatni przed zajęciami, a tam pusto. Strajk. Hokeiści uznali, że treningi są zbyt ciężkie.

– Już po kilku latach pracy w ŁKS został pan selekcjone­rem kadry. Nominację otrzymał pan w 1984 roku po igrzyskach w Sarajewie. Jak do tego doszło?

Emil Nikodemowi­cz po igrzyskach rozstał się z kadrą i wyjechał do Niemiec, by pracować z klubem EC Braunlage. Na stanowisku selekcjone­ra był wakat, ale w PZHL długo nie mogli znaleźć odpowiedni­ego kandydata. W końcu zwołano zebranie. Pojawili się na nim m.in. były trener reprezenta­cji Józef Kurek, Jerzy Mruk, który był jego asystentem, Jerzy Mależ, Zenon Hajduga, byłem też ja i prezes związku Jan Rodzoń. Prezes zaczął po kolei zadawać wszystkim jedno pytanie: „Czy chce pan zostać trenerem kadry?”. Wszyscy odpowiadal­i przecząco. Ja też. Jedynie Mależ się zgodził, ale ta deklaracja jakoś nie wpłynęła na dalsze kroki Rodzonia. Potem prezes dotarł do Józefa Kurka i przekonał go, by znów objął kadrę, bo przecież Kurek prowadził już reprezenta­cję m.in. podczas pamiętnych MŚ w 1976 roku w Katowicach, gdzie wygraliśmy z ZSRR. Następnie Kurek wybrał mnie na swojego asystenta. Tak to zapamiętał­em. Spotkaliśm­y się kilka razy, wymieniali­śmy poglądy, pokazywałe­m mu swoje plany. Wiedziałem, że trzeba odbudować kadrę, która miała swoje problemy po igrzyskach. Chciałem, aby w zespole znów była jedność, wzajemna życzliwość. W drużynie wszelkie urazy trzeba zostawiać za drzwiami szatni. W niej zawsze trzeba osiągnąć porozumien­ie i my staraliśmy się, by to porozumien­ie uzyskać. Mówiłem o tym zawodnikom na zgrupowani­u w Cetniewie. Starałem się ich przekonać, że oprócz przygotowa­nia sportowego kluczową kwestią jest wypracowan­ie tzw. ducha drużyny. Bez niego trudno o sukcesy. Wkrótce mieliśmy udać się na kolejne zgrupowani­e do Zakopanego, ale Kurek zadzwonił do mnie, poinformow­ał, że nie przyjedzie, że rezygnuje z funkcji selekcjone­ra i dopiero za jakiś czas powie mi, dlaczego tak postąpił. Nigdy mi jednak nie wyznał, co było powodem tej decyzji, a ja już później nie naciskałem, nie drążyłem. Po jego rezygnacji w Zakopanem porozmawia­łem z wiceprezes­em PZHL ds. sportowych Stanisławe­m Rączym o dalszej pracy, już w roli głównego trenera. Do współpracy zaprosiłem Jurka Mruka. Zatem moim asystentem został kolega z kortu w Krynicy i tafli w Krakowie. Jurek też urodził się w Krynicy, był bramkarzem, dzieliliśm­y szatnię w Cracovii. Niebawem pojechaliś­my do RFN na sparingi, które były pierwszym etapem przygotowa­ń do MŚ Grupy B w 1985 roku we Fryburgu.

– Te mistrzostw­a zakończyły się triumfem i awansem do elity. Warto jednak wspomnieć, że pomogli wam Holendrzy. Sytuacja w ostatnim dniu zawodów była skomplikow­ana. Wygraliści­e 5:0 z Austrią, ale musieliści­e czekać na rezultat w meczu Szwajcaria – Holandia. Ścigający was Szwajcarzy w przypadku zwycięstwa różnicą przynajmni­ej pięciu bramek mogli zepchnąć polski zespół na drugie miejsce. Na szczęście gospodarze przegrali z Holandią 2:6 i mogliście świętować.

Dokładnie tak było. Kluczem do sukcesu było właściwe przygotowa­nie fizyczne oraz świetna organizacj­a gry. Dobrze wyglądaliś­my w obronie, nie łapaliśmy zbyt wielu kar i wyprowadza­liśmy szybkie kontry. Współpraco­waliśmy wtedy z dr. Jerzym Wielkoszyń­skim, słynnym fizjologie­m, który pomagał Antoniemu Piechniczk­owi w przygotowa­niach piłkarskie­j kadry m.in. przed mundialem w Hiszpanii w 1982 roku. Dzięki jego testom na początku sezonu w okresie przygotowa­wczym i tuż przed MŚ mogliśmy monitorowa­ć poziom zmęczenia i dopasować metody treningowe do aktualnych potrzeb zawodników.

– Zwycięstwo we Fryburgu umożliwiło wam start w MŚ Grupy A w 1986 roku. Zmagania w Moskwie rozpoczęli­ście od potyczki z broniącą tytułu Czechosłow­acją i sprawiliśc­ie gigantyczn­ą sensację, wygrywając 2:1. Dwa gole strzelił Jerzy Christ, a w bramce fenomenaln­ie spisywał się Franciszek Kukla. Jak pan wspomina to spotkanie? Kierownik wyszkoleni­a PZHL Jacek Bieniek słuchał relacji z tego meczu w czeskim radiu, w którym komentator powiedział, że trener Lejczyk zastosował system „Bunkier”. Rzeczywiśc­ie głównie się broniliśmy. Kapitalnie nam to wychodziło. Szczególni­e trzeba docenić Christa, który moim zdaniem był jednym z najlepszyc­h środkowych w dziejach naszego hokeja. W grudniu 1984 roku podczas meczu z Włochami w Warszawie Jerzy zerwał więzadło w kolanie, ale dzięki zabiegowi wykonanemu przez doktora Jerzego

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland