Lepsza kara niż porażka
Jak zrealizować cel sportowy i jednocześnie uniknąć kar za niewypełnienie wymogu dotyczącego gry młodzieżowców? Przed tygodniem analizowaliśmy sytuację poszczególnych klubów, dziś pod lupę bierzemy wykonawców – zawodników urodzonych w 2002 roku i później.
Sytuacja jest jasna. Kto nie wypełni minimum wynoszącego 3000 minut, ten zapłaci karę od 500 tys. do 3 mln złotych, którą PZPN przeznaczy na... szkolenie młodzieży. Teoretycznie jest to więc układ zamknięty (choć w szerszej percepcji niż klubowa) – albo szkolisz i promujesz, albo płacisz na szkolenie prowadzone przez innych. Z poprzedniej części analizy wiemy, co muszą zrobić poszczególne kluby, by uniknąć przymusowego sponsorowania tego zacnego celu. Pozostaje pytanie, jak mogą to zrobić i jakim kosztem może się to odbyć.
Młody nie zawsze gorszy
Ten sportowy wydaje się niezaprzeczalny, bo w decydującej fazie sezonu trenerzy muszą wybierać zawodników nie tylko według kryterium ich użyteczności, ale także wiekowego, a piłkarze 22-letni i młodsi nie są jeszcze u szczytu swoich możliwości. Spośród 98, którzy dotąd wystąpili w obecnym sezonie, zaledwie kilkunastu może pochwalić się średnią ocen (wg „PS”) powyżej średniej dla swoich drużyn. Jednak nie wszystkie kluby muszą obawiać się utraty jakości z tym związanej. Kilku młodzieżowców nie tylko zapracowało sobie na status piłkarzy podstawowego składu, ale wręcz są wyróżniającymi się postaciami swoich ekip. Dominik Marczuk (5 goli i 6 asyst) z Jagiellonii niedawno został powołany do reprezentacji narodowej, Filip Marchwiński (6/4) z Lecha był w niej jesienią, ponad milion euro są warci Michał Rakoczy (4/2) z Cracovii, Arkadiusz Pyrka i Ariel Mosór z Piasta, Kajetan Szmyt (7/1) z Warty czy Tomasz Pieńko z Zagłębia. Na tym nie koniec, bo wysokie notowania mają w swoich klubach także Xavier Dziekoński z Korony, Aleksander Bobek z ŁKS, Oliwier Zych z Puszczy czy Tomasz Wójtowicz z Ruchu. Oni wszyscy (według wspomnianej średniej) są dla swoich drużyn wartością dodaną, a nie obciążeniem. To samo dotyczy, jeśli chodzi o liczby, Kacpra Tobiasza z Legii. Jego sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana, bo niedawno stracił miejsce w wyjściowej jedenastce. Z zawodników, których w skali sezonu można uznać za podstawowych (co najmniej 1000 rozegranych minut), poniżej średniej drużyny ocenialiśmy tylko Łukasza Bejgera, Antoniego Klimka i Bartłomieja Kłudkę, ale i oni potrafią sporo wnieść do gry Śląska, Widzewa i Zagłębia. Z kolei spośród tych, którzy w skali sezonu grają mniej (450–999 minut), na pierwszy plan wysuwa się Dawid Drachal z Rakowa, który wobec niezwykle silnej konkurencji do tej pory tylko siedem razy wychodził w podstawowej jedenastce mistrzów Polski, ale 804 rozegrane minuty wystarczyły mu do zdobycia 3 goli, uzyskania 2 asyst i zapracowania na najwyższą średnią ocenę ze wszystkich młodzieżowców Ekstraklasy. Poza nim wyróżnić należy także Dominika Szalę (wiosną wdarł się do podstawowej jedenastki Górnika), lechitę Filipa Szymczaka i Adriana Przyborka z Pogoni (nie tylko coraz częściej pojawiają się na boisku, lecz także są w stanie na nim błysnąć) oraz Maksymiliana Pingota ze Stali (po zimowym wypożyczeniu z Lecha stał się podstawowym graczem swojej drużyny).
Powyższa wyliczanka świadczy o tym, że niemal w każdym klubie jest zawodnik z odpowiednim statusem, którego można wysłać na boisko bez ryzyka, że będzie odstawać od pozostałych lub zabierze miejsce komuś lepszemu od siebie. Problem mają ci trenerzy, którzy gorzej przygotowali swoje drużyny na realizację regulaminowego wymogu bądź nie zadbali o to zawczasu i teraz potrzebują mieć na placu gry więcej niż jednego młodzieżowca. Nie wszyscy mogą podjąć to ryzyko.
Wybór tylko w teorii
O Rakowie już pisaliśmy. Co prawda klub z Częstochowy zimą pozyskał kilku młodych piłkarzy, ale z ich usług korzysta śladowo, podobnie jak z usług tych, których miał wcześniej (nie licząc Drachala). I nie zmienia tego fakt, że Kacper Bieszczad, Jakub Myszor czy Daniel Szelągowski mają całkiem pokaźne doświadczenie w Ekstraklasie. Najważniejszy jest cel sportowy. A który trener, mając przed sobą takie zadania, jakie stawia sobie Raków, zdecydowałby się wstawić wymienionych kosztem Vladana Kovačevicia, Bartosza Nowaka czy Frana Tudora?
To samo dotyczy Pogoni. Wybór niby duży, ale zdolni młodzieżowcy na razie musieliby grać kosztem Kamila Grosickiego, Efthymiosa Koulourisa czy Wahana Biczachczjana, więc nawet jeśli trener Jens Gustafsson bardzo w nich wierzy, to raczej będą wchodzić na zmiany, a w jedenastce zastępować doświadczonych graczy tylko w pilnej potrzebie.
W nieco innej sytuacji jest Legia – jeśli trener Runjaić nie przywróci do gry Tobiasza, klub nie ma najmniejszych szans uniknąć kary, bo po oddaniu Igora Strzałka do Stali został z Filipem Rejczykiem (3 mecze w elicie), Wojciechem Urbańskim (1) oraz kilkoma potencjalnymi debiutantami. Nimi stołeczna ekipa, desperacko walcząca o uratowanie sezonu, nie wyrobi średnio 114 minut na mecz, a tyle brakuje jej do wypełnienia normy.
Kiepski wybór mają też Ruch (poza Wójtowiczem musi liczyć na sprowadzonego zimą Filipa Wilaka, na razie tylko zmiennika, oraz zawodników grających jeszcze mniej, jak Bartłomiej Barański lub Mike Huras) oraz Radomiak (oprócz Kobylaka zostają właściwie tylko wychodzący na ogony Krystian Okoniewski i Jakub Snopczyński).
I właśnie te pięć klubów najpewniej wesprze szkolenie piłkarskiego narybku według pomysłu PZPN.
Ostatnie kary?
Jakkolwiek wszystko się skończy, najprawdopodobniej będą to ostatnie kary za niedostateczne promowanie młodzieży. Wiele bowiem wskazuje na to, że przepis o młodzieżowcu po tym sezonie zostanie zniesiony. Wtedy też przyjdzie pora na podsumowanie pięcioletniego okresu jego obowiązywania.