CYGARO ZA ZWYCIĘSTWO
Michał Probierz zasłużył na cygaro zwycięstwa. Wziął kompletnie rozbity zespół po porażkach z Mołdawią i Albanią, po głośnym wywiadzie Mateusza Święcickiego z Robertem Lewandowskim, po miesiącach obrzydzenia prawie wszystkiego pod szyldem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Nie napiszę, że nas z tego całego bagna na dobre wygrzebał, bo nie wiem, pewności nie mam, dalej tam dość grząsko się wydaje. Kryzysem zarządził jednak pierwszorzędnie, więc moim zdaniem jest powód, by się cieszyć. Tymczasem w mediach społecznościowych po piłkarzach i sztabie reprezentacji Polski – jak to dziś młodzież mówi – pojazd solidny. Że po dwóch udających celne strzały dośrodkowaniach, po karnych, po kolejnym kole ratunkowym od Świętego Wojciecha, patrona spraw beznadziejnych, siedli w szatni, muzykę włączyli i cygara, jak wielcy mistrzowie, odpalili. Ostatnia drużyna z awansem Euro 2024. Nie wolno, w workach pokutnych do kraju wrócić, oddać premię na organizację charytatywną i poprawę obiecać.
Zgoda, spektakularna przygoda to nie była, ale momenty zwrotne też mają swoją wagę i ja jakoś wierzę, że ten warty uczczenia był.
Najpierw jednak mała wycieczka. Skąd w ogóle w sporcie cygaro zwycięstwa – kłótnie trwają o to zaciekłe, pewnym jednak jest, że na zupełnie inny poziom zwyczaj ten wyniósł trener-menedżer generalny Boston Celtics, Red Auerbach. W latach 1957–66 jego zespół wywalczył dziewięć mistrzostw NBA, w tym osiem z rzędu. Auerbach miał taki rytuał, że kiedy uznawał mecz za wygrany, bo przewaga punktowa była już jego zdaniem wystarczająca, to siadał na ławce i zapalał cygaro. Normalnie tak dymił, w hali, tuż obok swoich asystentów i zawodników, niezależnie od rangi spotkania.
Po latach przyznał, że robił to z premedytacją, w kontrze do zachowania młodych menedżerów NBA, którzy skakali i krzyczeli przy parkiecie od pierwszej do ostatniej minuty meczu, nawet jeśli ich drużyna prowadziła 20 punktami. „Jaka to różnica wygrać różnicą 20 czy 30 punktów? Ja wolę usiąść i nagrodzić się za dobrze wykonane zadanie, bo za chwilę czeka mnie kolejne. Jak się ten mecz skończy, to już będę myślał o następnym” – tłumaczył Auerbach. To cygaro stało się więc nie tyle symbolem wielkiej wiktorii, wyższości nad przeciwnikiem, co tak krótkiego w sporcie momentu na celebrację.
Reprezentacja Polski tego momentu bardzo potrzebowała. I tego cygara też.
Od kilku lat trudno mówić o dobrej piłce, pełna zgoda. Po porażkach byli nazywani łamagami, po zwycięstwach i wymęczonych remisach zbierali głównie szyderę. Laga i te sprawy. Sam kapitan narzekał, że nie ma wsparcia, że brak walki i silnych charakterów. Taki potrzask, z którego na pewno szybko polska piłka by się nie wyturlała, gdyby to gość w białej koszulce przestrzelił w Cardiff decydującą jedenastkę.
Ale ci w białych właśnie przed odpowiedzialnością w karnych nie chowali się w ogóle. Strzelać chcieli i strzelali pewnie. Oprócz Lewandowskiego i Piątka:
Frankowski, Zalewski, Szymański – może tu się budzą nowi liderzy kadry? Może ten hymn odśpiewany na koniec z kibicami też miał swoją symbolikę?
Nie wiem, ale mam ochotę się przekonać. I czuję, że Michał Probierz w budowaniu mentalu na pewno tej grupie nie przeszkadza. Taka scena z ostatniego zgrupowania opowiedziana przez kolegę z redakcji. Podczas jednego z otwartych treningów podbiegł do niego selekcjoner i mówi: „Ej, napisz coś pozytywnego o Bednarku. Wszyscy chłopa gnoją za jeden błąd, nie zasłużył na to”.
Tekst na zamówienie oczywiście nie powstał, ale kupuję menedżerów, którzy tak walczą o swoich ludzi. Zbiorową opinię porównać można do kuli śnieżnej. Pierwsze trzy komentarze pod postem decydują na przykład w znacznym stopniu, czy inni ludzie będą chwalić, czy hejtować, bo większość chce być w silniejszej drużynie. W Bednarka biją wszyscy, najprościej się więc przyłączyć. Szanuję bardzo, że Probierz tej łatwej drogi z reguły nie wybiera.