Rodzi się nowa potęga
Bogdanka LUK jest rewelacją Plusligi. Lubelski klub puka do bram ligowej czołówki, a na kolejny sezon podpisał umowę z Wilfredo Leonem.
Oklubie z Lubelszczyzny w ostatnich miesiącach głośno jest z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy to wyniki – LUK właśnie zapewnił sobie pierwszy w historii awans do play-off Plusligi, a w marcu wziął udział w Final Four Pucharu Polski, sensacyjnie eliminując w ćwierćfinale Asseco Resovię. – Mało kto spodziewał się, że będziemy zajmować piąte miejsce trzy kolejki przed końcem rundy zasadniczej. Większość fachowców zastanawiała się, czy w ogóle awansujemy do play-off – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Marcin Komenda.
Hitowy transfer
Kapitan i rozgrywający lublinian w przyszłym sezonie będzie dzielić szatnię z Wilfredo Leonem, czyli jedną z największych gwiazd światowej siatkówki. I to jest drugi powód, który sprawia, że o LUK w minionych tygodniach mówiło się bardzo wiele. Teraz saga transferowa z udziałem MVP ostatnich mistrzostw Europy dobiegła końca, bo jak udało nam się ustalić, lublinianie właśnie sfinalizowali kontrakt na kolejny sezon z zawodnikiem Perugii. Świetny przyjmujący miałby zarabiać w Lublinie około 700–800 tys. euro, a na umowę zrzuci się kilku sponsorów. Czy ktokolwiek mógł przypuścić, że jeden z liderów reprezentacji Polski zostanie zawodnikiem klubu, który w najwyższej klasie rozgrywkowej występuje zaledwie od trzech lat? Sprowadzenie Leona do Lublina będzie milowym krokiem dla rozwoju klubu, który istnieje od 2013 roku, ale bardzo szybko wykonał marsz w kierunku Plusligi. Z drużyny założonej przez przyjaciół stał się realną konkurencją dla największych marek w Polsce. – Klub zakładaliśmy z Maciejem Krzaczkiem (obecny wiceprezes LUK– przyp. red.).
W tamtym momencie w Lublinie rozwiązano wszystkie sekcje siatkarskie. My z Maćkiem graliśmy w Cukrowniku Lublin, ale po jego rozwiązaniu chcieliśmy kontynuować sportową przygodę. Swoje lata już mieliśmy, tak samo jak nasi koledzy, więc nie chcieliśmy jeździć poza województwo. Stwierdziliśmy, że warto będzie założyć klub. Naszym celem było stworzenie ciekawej grupy nie tylko pod względem sportowym, ale również przyjacielskim – opowiada prezes klubu Krzysztof Skubiszewski.
Obecny prezes LUK przez pierwsze dwa sezony pełnił też funkcję szkoleniowca. – W pierwszym sezonie byłem grającym trenerem, ale nie oszukujmy się, to trochę fikcja, bo ktoś musiał być wpisany do protokołu. Treningi prowadziliśmy wspólnie z Maćkiem. Wszyscy zawodnicy w drużynie byli już doświadczonymi graczaminapoziomie III ligi. W drugim sezonie istnienia klubu razem z Maćkiem poświęciliśmy się już tylko trenowaniu, a następnie odeszliśmy od tego całkowicie – kontynuuje nasz rozmówca.
Atut braku hali
W 2015 roku LUK awansował do II ligi, gdzie spędził cztery lata. Po tym czasie lublinianie wywalczyli przepustkę na zaplecze Plusligi, a w 2021 roku cieszyli się z awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. – Pierwszy sezon w II lidze nie był łatwy. Wszystkie mecze rozgrywaliśmy na wyjazdach, bo stwierdziliśmy, że lepiej będzie jeździć prywatnymi samochodami na wyjazdy i nie ponosić kosztów organizacji spotkań. Śmialiśmy się, że posiadamy atut braku własnej hali – wspomina Skubiszewski. – Sam awans do II ligi okazał się przełomowy. Rozpoczęliśmy współpracę z Politechniką Lubelską, dzięki której mieliśmy świetne obiekty i halę do trenowania. W kolejnych latach dołączyła do nas firma LUK pana Jacka Wysokińskiego i dzięki temu mogliśmy stawiać sobie coraz wyższe cele – dodaje.
Z Bottim gotowi na Europę
Przed startem obecnych rozgrywek LUK w dość przypadkowych okolicznościach przejął Massimo Botti. Drużynę miał poprowadzić Michał Mieszko Gogol, który w ostatniej chwili zdecydował się na propozycję z ligi japońskiej i został szkoleniowcem JTEKT Stings. – Trener Gogol nas wystawił, ale nie mogę mieć do niego żalu, bo dzięki temu ostatecznie pozyskaliśmy świetnego fachowca, czyli Massimo Bottiego – mówi Skubiszewski.
Botti w ubiegłym sezonie wywalczył Puchar Włoch, prowadząc Piacenzę, którą objął po zwolnieniu w trakcie rozgrywek Lorenzo Bernardiego. Mimo to włoski klub postanowił, że w kolejnej kampanii postawi na Andreę Anastasiego. – Włoch przejął drużynę, nie mając żadnej decyzyjności co do składu personalnego. Był postawiony przed faktem dokonanym, ale odnalazł się w swojej roli świetnie. Doskonale wie, kiedy wprowadzić w trening nieco więcej agresji, a kiedy jest czas na rozluźnienie. Posiada doświadczenie pracy w Serie A i to procentuje – komplementuje 50-latka Komenda.
Z Bottim u steru w Lublinie chcą wywalczyć historyczną przepustkę do europejskich pucharów. – Bylibyśmy bardzo szczęśliwi, gdybyśmy zajęli co najmniej piąte miejsce i awansowali do Challenge Cup. Czujemy się na to gotowi i na pewno sprostalibyśmy takiemu zadaniu – przekonuje prezes Skubiszewski. Bez względu na końcowy wynik pewne jest to, że Botti pozostanie na stanowisku w przyszłym sezonie, bo w styczniu przedłużył kontrakt do czerwca 2025 roku.
WYNIKI I TABELA PLUSLIGI NA STR. 45