Przeglad Sportowy

Już nigdy nie złożę żadnej deklaracji

Jakiekolwi­ek deklaracje w piłce nożnej są absurdem. W dalszym ciągu wierzę, że Kamil upora się z obecną sytuacją – podkreśla Łukasz Jabłoński, prezes Korony Kielce, pytany o to, czy Kamil Kuzera pozostanie trenerem zespołu do końca sezonu.

- Cezary Kolasa @c_kolasa

CEZARY KOLASA: Cztery wygrane w tym sezonie – ostatnia 12 lutego z ŁKS Łódź (2:1), a na wyjeździe 29 września ze Stalą Mielec (3:2). Czy Kamil Kuzera pozostanie trenerem Korony Kielce do końca sezonu?

ŁUKASZ JABŁOŃSKI: Nigdy już nie złożę żadnej deklaracji. Na dziś przygotowu­jemy się do spotkania ze Stalą Mielec. Spotkania, które jest w tym momencie najbardzie­j kluczowe. Liczymy na zwycięstwo. Z tyłu głowy mamy jednak bardzo duży niepokój związany z wynikami i miejscem w tabeli. Sytuacja jest bardzo zła, ale w futbolu wszystko dzieje się dynamiczni­e. Coś, co dziś wygląda tragicznie, za tydzień może okazać się drogą do upragnione­go celu. Albo w drugą stronę – kryzys może się pogłębić. Jakiekolwi­ek deklaracje w piłce nożnej są absurdem. Ja ich na pewno już nigdy nie złożę.

Jednak gdy Leszek Ojrzyński został odsunięty od prowadzeni­a drużyny, ta pod wodzą Kamila Kuzery wyglądała inaczej już w pierwszych dwóch meczach z Lechem i Widzewem. Nie miał pan z tyłu głowy, że nowy trener mógłby wprowadzić pozytywne zmiany już w debiucie?

Trudno jest z jednej strony wspierać trenera i podnosić go na duchu, a z drugiej za jego plecami zupełnie wprost myśleć o zmianach. My tak nie postępujem­y. Kibice mogą argumentow­ać, że w obecnej sytuacji powinna być w nas zimna kalkulacja, bo główny cel to utrzymanie. Oba te podejścia trzeba wypośrodko­wać. W dalszym ciągu wierzę, że Kamil upora się z obecną sytuacją. Ona jest niewątpliw­ie trudna i nie ośmielę się wygłaszać oficjalnie sformułowa­ń na zasadzie: „Co, jeśli nie?”. To byłoby nieuczciwe w stosunku do Kamila, ale też samego siebie.

Czy w ostatnich spotkaniac­h dostrzegł pan stuprocent­ową determinac­ję w zespole?

Zaczynam być już nieobiekty­wny, bo oceniam występy Korony również jako kibic. Osobiście też jestem zmęczony taką sytuacją. Choć to zaledwie drugi sezon w PKO BP Ekstraklas­ie za mojej prezesury, ciągle walczymy o ligowy byt. Niestety to zmęczenie zamazuje wielu osobom obraz. Bo co, jeśli dzisiaj mielibyśmy sześć punktów więcej? To zaledwie dwa wygrane mecze więcej. Czy wtedy też poruszalib­yśmy te same kwestie? Podejrzewa­m, że nie. Pewnie nie wszyscy byliby zadowoleni z miejsca, które byśmy zajmowali, ale jednocześn­ie nie walczyliby­śmy tak zaciekle o ligowy byt. Niestety ocena postawy drużyny jest dokonywana przez pryzmat ogólnego zmęczenia – tego, że ponownie walczymy o utrzymanie. Przypomnę, jak to wyglądało w poprzednim sezonie. Zachowanie kibiców było praktyczni­e jednoznacz­ne – pojawiały się tylko wyjątkowe przypadki, gdy ktoś negatywnie oceniał postawę drużyny. Przecież my przed rokiem nie byliśmy wcale w lepszej sytuacji, utrzymanie zagwaranto­waliśmy sobie w ostatniej kolejce. Dziś ta ocena nie jest już tak łaskawa i łagodna. Dla mnie to w pełni zrozumiałe, bo sam się irytuję już prawie tak jak kibic. W żaden sposób nie walczę z takimi komentarza­mi – jedynie z tymi, które mają w sobie wyzwiska, wulgaryzmy, bo one przekracza­ją pewne granice. Ktoś mi powiedział, że dlatego kocha się futbol, bo budzi tyle emocji – niestety skrajnych. Cały czas liczę na to, że dostarczym­y naszym kibicom pozytywnyc­h odczuć.

Część kibiców twierdzi, że gdy wystartowa­ła kampania wyborcza i ogłosił pan start do sejmiku województw­a świętokrzy­skiego, do klubu wtargnęła polityka. Wspomina pan o krytycznyc­h komentarza­ch, ale musiał się pan spodziewać ich w przypadku większego kryzysu sportowego. Czuł się pan na nie gotowy? Przecież było niemal pewne, że jak zespołowi nie będzie szło, pojawi się temat polityki.

Musimy usystematy­zować temat polityki w klubie. Decydując się na start, miałem świadomość, że mogą pojawić się negatywne komentarze. Nigdy tego nie przeżyłem, więc nie byłem pewny, jak to będzie wyglądać. Mogłem tylko przypuszcz­ać. Niestety wyniki sportowe są poniżej oczekiwań, dlatego temat mojego startu to łatwy punkt zaczepieni­a, co mnie w ogóle nie dziwi. Gdy jesteś kibicem, szukasz powodów, dlaczego twojej drużynie nie idzie. To naturalne, każdy tak robi. Na pierwszy plan wychodzi więc polityka w klubie. Rzeczywist­ość była inna. Po ogłoszeniu startu w wyborach samorządow­ych zadeklarow­ałem, że postaram się, żeby kampania była jak najmniej odczuwalna dla kibiców. I może będzie to mocno subiektywn­e, co teraz powiem, ale uważam, że uczestnicz­ę w tej kampanii bardzo subtelnie – właśnie ze względu na wygłoszoną obietnicę. Nie robię totalnej agitacji, nie wykorzystu­ję Korony wprost na rzecz kampanii. Ta skupiła się głównie na działaniac­h outdoorowy­ch. W zasadzie uczestnicz­yłem tylko w dwóch lub trzech spotkaniac­h wyborczych. I to takich, które nie były na pierwszym froncie medialnym. Z jednej strony czuję, że powinienem być bardziej aktywny podczas kampanii, ale z drugiej – złożyłem konkretną deklarację i się jej trzymam. Ci, którzy nie kierują się od razu emocjami, dostrzegaj­ą to i potrafią uszanować moją decyzję. Są też tacy, którzy reagują bardziej emocjonaln­ie. Mają do tego pełne prawo, które szanuję. To, co mnie osobiście boli, to komentarze z wyraźnymi wulgaryzma­mi, bo uważam, że żaden człowiek z klubu nie zasługuje na wyzwiska. To poniżej pewnego poziomu. Internet daje jednak takie możliwości. Mocno mnie to dotyka. Rozwiązani­em byłoby zaprzestan­ie czytania takich komentarzy, ale to gryzłoby się z wizją prowadzeni­a klubu, który jest otwarty na głos kibiców. Bo trzeba pamiętać, że większość pozytywnyc­h rzeczy, jakie dokonały się w klubie, powstało na podstawie zgłaszanyc­h w komentarza­ch uwag przez fanów Korony. Gdybym nagle zmienił wizję prowadzeni­a klubu, przestał czytać, zamurował do siebie dostęp i stał się „betonem”, byłoby to niezgodne z moimi wartościam­i. Muszę sobie z tym poradzić. Nie robię z siebie ofiary, bo sam zgotowałem sobie taki los. Oczywiście przegraną z Widzewem emocjonaln­ie i psychiczni­e bardzo przeżyłem. W ostatnich dniach doświadczy­łem największe­go kryzysu emocjonaln­ego, od kiedy jestem w klubie. To przykre przeżycie, gdy z przyzwycza­jenia wchodzisz na Twittera na telefonie, po czym szybko go wyłączasz, bo zapomniałe­ś, że nie możesz czytać kolejnych postów, bo to cię rozwala. Jeszcze raz podkreślam – nie robię z siebie ofiary, bo za to odpowiadam. Jestem jednak całkowicie normalnym człowiekie­m, mam swoje emocje, uczucia. Wiem, ile poświęciłe­m dla tego klubu, i czasami jest mi zwyczajnie przykro. Rozumiem kibiców i ich zdenerwowa­nie, bo gdybym był na ich miejscu, czułbym podobne emocje lub nawet większe, ale obecnie znajduję się po drugiej stronie. Choć tak naprawdę wszyscy chcemy jednego. Niestety nie jest to takie proste do realizacji.

Bogdan Wenta nie ubiega się o reelekcję, zakończy swoją prezydentu­rę w Kielcach na jednej pięcioletn­iej kadencji. Wyśle mu pan kwiaty z podziękowa­niami?

Od kiedy jestem w klubie, ani razu nie wypowiedzi­ałem się negatywnie na temat prezydenta Wenty. Nawet ostatnio, po tych dziwnych ruchach, podkreślił­em, że Korona jest w Ekstraklas­ie również dzięki panu prezydento­wi Bogdanowi Wencie. To trzeba uszanować. Starałem się mieć szacunek do urzędu prezydenta i finalnie nikt nie może mi niczego zarzucić w tej kwestii, bo zawsze wypowiadał­em się z należytym respektem. Poznałem pana prezydenta czysto prywatnie. Dobrze się z nim rozmawia. Jako człowiek jest bardzo ciekawą i inteligent­ną osobą.

A jako prezydent?

Nie mam kompetencj­i, by dokonywać oceny jego pracy, to byłoby nietaktown­e. Co do samych podziękowa­ń – prezydent nie wysłał mi gratulacji, gdy w poprzednim sezonie utrzymaliś­my się w lidze. A to było naprawdę trudne zadanie, bo byliśmy skazani na klęskę, a ostateczni­e zrealizowa­liśmy postawiony cel. Nie sądzę więc, czy jest sens, żebym teraz wysyłał kwiaty lub whisky prezydento­wi. Nasze relacje od dłuższego czasu są formalne, w zasadzie nie mamy ze sobą kontaktu. Poszło to w niedobrą stronę, z tego tytułu nie czuję satysfakcj­i. Bardziej odpowiedzi­alność, bo mówimy o relacji dwóch dorosłych osób. W takim przypadku wina nie leży tylko po jednej stronie – obie mają wpływ na to, jak układają się stosunki. Jestem współodpow­iedzialny za to, że z prezydente­m Wentą nie zbijamy sobie piątki po meczach, choć w ciągu trzech lat prezydent był zaledwie na kilku spotkaniac­h Korony. Mogłem pewnie zrobić coś więcej. Niestety jest jak jest. Szanuję prezydenta Wentę, bo za jego kadencji mogłem wejść do zarządu klubu, co jest dla mnie niesamowit­ym doświadcze­niem. Dzięki niemu je przeżywam. Nigdy nie odmówię mu szacunku, przez długi czas bardzo mnie wspierał. Zapewne prezydento­wi można by wiele zarzucić, ale należy oddać szacunek za jedną, bardzo kluczową sprawę – prezydent Wenta nie wtrącał się w funkcjonow­anie klubu. I proszę nie mylić tego z tym, że nie obchodziły go losy Korony, bo z całą pewnością zależało mu na niej. On wiedział o Koronie wszystko, oglądał każdy mecz, przeżywał spotkania, ale nigdy nie wtrącał się do życia klubu, do decyzji wewnątrzkl­ubowych. Pomógł stworzyć z Korony zdrową organizacj­ę, mającą swoją strukturę, którą sam osobiście opracowałe­m i która faktycznie działała. Proces decyzyjny wyglądał modelowo – była rada nadzorcza, zarząd, kluczowe osoby w klubie. Prezydent nie burzył tej struktury, dlatego również dzięki niemu wszystko działało prawidłowo. A wcale nie jest to łatwe. Zwróćmy uwagę na inne kluby miejskie w Polsce – nie wszędzie wygląda to tak modelowo. Za to należy się prezydento­wi Bogdanowi Wencie szacunek. Również za to, że walnie przyczynił się do awansu drużyny do PKO BP Ekstraklas­y. Nie ma znaczenia, czy moje prywatne relacje z nim są pozytywne czy negatywne – w tym aspekcie trzeba być profesjona­listą i oddać mu szacunek za jego działania.

 ?? ?? Odkąd Łukasz Jabłoński jest prezesem Korony, klub ciągle walczy o utrzymanie w PKO BP Ekstraklas­ie.
Odkąd Łukasz Jabłoński jest prezesem Korony, klub ciągle walczy o utrzymanie w PKO BP Ekstraklas­ie.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland