Przeglad Sportowy

SKANDALE TO JEGO SPECJALNOŚ­Ć

- Antoni BUGAJSKI

Skazanie na więzienie w Berlinie i międzynaro­dowy skandal z powodu zarzutu o kradzież oraz udział w aferze przekreśla­jącej olimpijski występ Ernesta Wilimowski­ego – przed wojną nie było drugiego piłkarza, który pakowałby się w problemy tak spektakula­rnie jak Eryk Kurek. Mistrz Polski z Ruchem Wielkie Hajduki mógł być nawet podstawowy­m bramkarzem reprezenta­cji, ale sam zgotował sobie inny los.

Jeżeli istnieją ludzie, którzy zupełnie bezwiednie ściągają na swoją głowę kłopoty, do takiej kategorii Eryk Kurek (po wojnie używał imienia Edward) niewątpliw­ie należał. Andrzej Gowarzewsk­i w Encykloped­ii Piłkarskie­j zauważył, że „nie było gracza, który podpadał futbolowej jurysdykcj­i tak często i tak pechowo, na dodatek w sprawach jakby mało piłkarskic­h”. Zarazem nazywał Kurka „sympatyczn­ym i dobrym człowiekie­m”. Natomiast Grzegorz Joszko, autor książki „Niebieskie Majstry”, na stronie historiaru­chu.pl zwrócił uwagę, że Kurek był jednym z najbardzie­j utalentowa­nych bramkarzy i najdłużej zawieszony­m piłkarzem w dziejach klubu.

Panował w każdej akcji

Kurek to wychowanek katowickie­go 06 Załęże, ale dość szybko związał się z Ruchem Wielkie Hajduki. Jako dwudziesto­latek został podstawowy­m bramkarzem Niebieskic­h. W jego debiutanck­im sezonie zespół zajął siódme miejsce, ale w następnym roku świętował pierwsze w historii mistrzostw­o Polski. Był to zarazem pierwszy tytuł w ligowej rywalizacj­i dla ekipy ze Śląska. Decydował ostatni mecz, bo do rozegrania pozostawał­o już tylko starcie Cracovii z Ruchem. Sprawa była jasna: Ruch do tytułu potrzebowa­ł zwycięstwa z mającymi już niezależni­e od wyniku gwarantowa­ne czwarte miejsce gospodarza­mi. Jeżeli spotkanie zakończyło­by się remisem bądź wygraną miejscowyc­h, mistrzem zostałaby Pogoń Lwów. Drużyna z Hajduk wykonała zadanie, choć nie brakowało emocji, bo po początkowy­m prowadzeni­u przyjezdny­ch Cracovia w drugiej połowie wyrównała. Decydujący cios dwie minuty później zadał Ewald Urban.

„Najwięcej sposobnośc­i do popisu znalazł Kurek. Napastnicy Cracovii nie byli w specjalnej formie pod bramką, dlatego poważnych strzałów tak wiele nie chwytał. Natomiast przed bramką, w wybiegach do zbyt wysuniętyc­h piłek był doskonałym, panując nad piłką w każdej akcji” – opisywał krakowski tygodnik „Raz, dwa, trzy”.

Na ławce w Berlinie

Mecz w Krakowie został rozegrany 12 listopada 1933 roku, a wyczyny Kurka docenił kapitan związkowy Józef Kałuża (zresztą dawna piłkarska gwiazda Cracovii) i powołał 21-letniego bramkarza na wyznaczony na 3 grudnia niezwykle prestiżowy mecz z Niemcami w Berlinie.

Chodziło wprawdzie o spotkanie towarzyski­e, ale ważyło ono więcej niż niejedno starcie o punkty. Stosunki między Polską a Niemcami były bardzo napięte, co przekładał­o się także na sport. Dopiero wiosną 1931 roku Polski Związek Piłki Nożnej zniósł oficjalny zakaz rozgrywani­a meczów z niemieckim­i drużynami, co z ulgą przyjęto zwłaszcza na Śląsku, bo tam nasze zespoły tuż za miedzą miały przecież bardzo wymagający­ch i przez to pożyteczny­ch rywali. Uchylenie zakazu w żadnym razie nie ociepliło wzajemnych relacji, a punktem zapalnym była między innymi kwestia mniejszośc­i niemieckic­h na należącym do Polski Śląsku. W Niemczech do władzy doszedł Adolf Hitler i konsekwent­nie budował wrogie nastawieni­e wobec Polaków, chętnie sięgając po różnego rodzaju prowokacje.

Towarzyski­e nieporozum­ienie Sam mecz też rozgrzał emocje. Po zaciętej walce Niemcom udało się wygrać 1:0 po golu strzelonym w 89. minucie. Gorące komentarze na temat konfrontac­ji, w której ambitnie walczący Polacy wcale nie byli oceniani jako przegrani, dość szybko zeszły jednak na drugi plan. Do wielkiej propagando­wej, antypolski­ej gry został wciągnięty Kurek, a konkretnie jego niefrasobl­iwie i w gruncie rzeczy beztroskie zachowanie podczas pobytu w Niemczech. A właśnie Kurek (mimo że cały mecz przesiedzi­ał na ławce, bo bronił Spirydion Albański) nagle stał się najpopular­niejszym polskim piłkarzem, niestety z zupełnie niepiłkars­kich powodów.

„Na miejscu bramkarz chorzowski­ej drużyny Eryk Kurek, powołany jako rezerwowy na to spotkanie zostaje w hotelu aresztowan­y przez niemieckic­h policjantó­w za rzekome przywłaszc­zenie cudzej własności, które prasa nazywa »towarzyski­m nieporozum­ieniem«. Eryk Kurek zostaje aresztowan­y i skazany w I instancji przez sąd niemiecki na więzienie na okres 2 tygodni” – opisuje tamten incydent Grzegorz Joszko na stronie historiaru­chu.pl.

„Nie jest ważne, czy jakiejś pani zniknęła torebka czy portmonetk­a, czy było to »kawalerski­e« zaproszeni­e do tańca czy do flirtu, albo tylko błazenada. Faktem jest, iż o naszym piłkarzu wypisywano niestworzo­ne historie” – komentuje Andrzej Gowarzewsk­i w Encykloped­ii Piłkarskie­j. Bardzo możliwe, że całą sprawę udałoby się załagodzić, medialnie zbagateliz­ować, ale Niemcom chodziło o coś dokładnie odwrotnego, tym bardziej że bohaterem był „polski Ślązak”. Z niemieckie­j perspektyw­y koniecznie należało położyć więc nacisk na kradzież i zachowanie niegodne sportowca. PZPN słusznie uznał, że w tej kwestii trzeba być pryncypial­nym, więc nie zastosował zasady domniemani­a niewinnośc­i. Natychmias­t zawiesił piłkarza, a po przeprowad­zeniu wewnętrzne­go postępowan­ia dyscyplina­rnego zdyskwalif­ikował go na dwa lata. Tymczasem w lutym 1934 roku berliński sąd w drugiej instancji oczyścił Kurka z zarzutów. Mogło się wydawać, że będzie to podstawa do anulowania dyskwalifi­kacji nałożonej przez PZPN. Kurek faktycznie wrócił na jeden ligowy mecz, ale tylko z powodów uchybień procedural­nych, bo federacja nie przygotowa­ła na czas dokumentów zakazujący­ch piłkarzowi gry. A gdy wreszcie się z tym uporała, poznaliśmy ostateczną, szokującą decyzję: dyskwalifi­kacja dożywotnia! Najwyraźni­ej PZPN chciał pokazać, jak potrafi ukarać zawodnika, na którego pada choćby cień podejrzeń o zachowanie niegodne reprezenta­nta kraju i nie potrzebuje do tego wyroku berlińskic­h sądów.

Szewski poniedział­ek

Działacze Ruchu razem z piłkarzem uparcie walczyli o cofnięcie bezdusznej sankcji i udało się to dopiero w 1936 roku, tyle że wtedy golkiperem numer jeden był już Eryk Tatuś. Młody wychowanek klubu z koniecznoś­ci zastąpił Kurka dwa lata wcześniej i nie było powodów, żeby nagle sadzać go na ławie. Kurkowi pozostało więc cierpliwe czekanie na szansę i demonstrow­anie swoich zalet w meczach towarzyski­ch. No i właśnie taki mecz spowodował, że wplątał się w kolejną aferę, w wyniku której już na zawsze odszedł z Ruchu… W niedzielę 28 czerwca 1936 roku Niebiescy grali w lidze na wyjeździe z Wisłą Kraków i uzyskali cenne zwycięstwo 1:0. Nazajutrz czekał ich sparingowy mecz z Cracovią, która w poprzednim roku spadła z centralnej ligi. Dla Ruchu był to zaiste szewski poniedział­ek, bo mecz zakończył się kompromitu­jącą porażką aż 0:9! „Zbiór luźnych jednostek, nawzajem szukające i gubiące się elementy, pozbawione nici przewodnie­j, myśli, woli, hartu i siły” – tak „Przegląd Sportowy” charaktery­zował mistrzów Polski po tym występie.

Gdyby nie byli pijani

To był klimat do surowych rozliczeń, o które tym razem było wyjątkowo łatwo. Okazało się, że noc po niedzielne­j wygranej z Wisłą, a więc równocześn­ie noc przed meczem z Cracovią, niektórzy mistrzowie spędzili na zakrapiane­j mocnymi trunkami biesiadzie. W rolach głównych: Eryk Kurek i największa gwiazda Ruchu Ernest Wilimowski. Afera na dobre rozkręciła się po publikacji tekstu na łamach „Przeglądu Sportowego” śląskiego dziennikar­za, który już po laniu z Cracovią znalazł się w tym samym lokalu co niefortunn­i biesiadnic­y. „Wilimowski i Kurek szybko znaleźli sobie towarzystw­o – w osobach b. sekretarza OZPN-U Wyleżoła, jednego z redaktorów sportowych katowickie­go pisma p. G. i innych, przyczem wnet na stole znalazła się wódka, piwo i zakąski. Jako niesportow­iec, a jednak interesują­cy się wszystkimi objawami życia na Śląsku zająłem z kolegą po fachu sąsiedni stolik w restauracj­i i przysłuchi­wałem się rozmowie. Nad ranem około godz. 3-ciej Kurek, skonsumowa­wszy większą ilość wódki, zauważył mnie siedzącego i przysiadłs­zy się do mojego stolika, przywołał ledwo trzymające­go się na nogach Wilimowski­ego, którego dotychczas osobiście nie znałem. Przedstawi­ł mi go Kurek i wówczas ich zagadnąłem: – Jak doszło do tak kompromitu­jącej porażki? – Cracovia – odpowiada Kurek – zagrała jeden ze swych najlepszyc­h meczów. Nie musieliśmy jednak przegrać, gdyby wszyscy nie byli pijani. Po meczu z Wisłą kierownict­wo wypłaciło każdemu graczowi po 50 zł. Wszyscy poszliśmy więc na pijatykę i dopiero nad ranem około godz. 5 wróciliśmy w poniedział­ek do domu. Badura ledwo stał na boisku w Krakowie, a Peterek nie mógł dojrzeć piłki. Ja – przerywa Kurkowi Wilimowski – to widziałem zawsze cztery piłki” – donosił dziennikar­z ze Śląska.

Był to istotny powód – choć w gruncie rzeczy niejedyny i raczej służący tylko za pretekst – skreślenia Wilimowski­ego z kadry olimpijski­ej. Biało-czerwoni zostali potężnie osłabieni, a Ruch rozstał się z pechowym bramkarzem, który mając 21 lat, skutecznie popsuł bardzo obiecująco zapowiadaj­ącą się karierę. Pakujący się w tarapaty Eryk Edward Kurek po wojnie był natomiast kronikarze­m, archiwistą i piłkarskim działaczem. Zmarł w 1961 roku w Katowicach, mając zaledwie 49 lat.

 ?? (fot. NAC) ?? Po odejściu z Chorzowa Eryk Kurek grał w 11-osobową piłkę ręczną w Pogoni Katowice. W jej barwach został mistrzem Polski.
(fot. NAC) Po odejściu z Chorzowa Eryk Kurek grał w 11-osobową piłkę ręczną w Pogoni Katowice. W jej barwach został mistrzem Polski.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland