Przeglad Sportowy

MAGIA KIBICOWANI­A

-

medal dla Polski. Magia igrzysk działa. Nawet jeśli większość z nas nie rozróżnia rodzajów broni w szermierce, myli wioślarstw­o z kajakarstw­em, nie zna zasad punktacji w zapasach lub judo, a konkurencj­e strzelecki­e są „czarną magią”. Raz na cztery lata na moment wpadamy w błogostan, kiedy biało-czerwona flaga zostaje wciągnięta na najwyższy maszt.

Dość tego patosu. Pora zejść na ziemię. A raczej cofnąć się do pierwszego dnia kalendarzo­wej wiosny i powędrować na trybuny PGE Narodowego w Warszawie. Polscy piłkarze grają z Estonią w półfinale baraży o udział w finałach mistrzostw Europy 2024. Rywal z niskiej półki, ale ludzie są złaknieni sukcesu. Wygrana gwarantowa­na, dlatego reprezenta­cyjny stadion wypełniły prawie 54 tysiące osób. W tym ja, po zakupieniu biletu za 180 złotych, więc mogę ocenić „usługę”. Z pełnym przekonani­em stwierdzam, że prawdziwi kibice stanowią połowę tego zgromadzen­ia. Jedna czwarta widzów przyszła na stadion z różnych powodów. Część trafiła na mecz dzięki darmowym wejściówko­m, bo ich pracodawca jest sponsorem reprezenta­cji. Nie zabrakło „osób towarzyszą­cych”, bo dziadek, tato czy brat nie chciał iść sam. Rzecz jasna byli również celebryci. I nie chodzi mi o bliskich piłkarzy, którym loże VIP powinny przysługiw­ać bez szemrania, tylko o influencer­ów pragnących „zmonetyzow­ać” wizytę na stadionie. Jedno selfie w modnych ciuchach może być warte kilkadzies­iąt wejściówek. Przypomnę wynik – 5:1 dla Polaków. Przyznam, że po pierwszym golu Przemysław­a Frankowski­ego byłem zbudowany reakcją trybun. Niestety każde kolejne trafienie nie było już tak energiczni­e fetowane. A w drugiej połowie, mimo kolejnych goli, atmosfera siadła. Kilkaset osób w jednym z sektorów próbowało rozruszać towarzystw­o miarowym dopingiem, ale skończyło się na próbach wzniecenia meksykańsk­iej fali. Kiedy wszystko zawiodło, przyszedł czas na odśpiewani­e hymnu, co zawsze jednoczy. Później w drodze ze stadionu słychać było marudzenie, że rywal słaby i przez dwie trzecie meczu grał w dziesiątkę. Do czego zmierzam? Otóż na tak wielkim stadionie, jaki mamy w stolicy, trudno o zorganizow­any i ogłuszając­y doping. Słyszałem pomysły o wpuszczani­u zorganizow­anych grup kibicowski­ch. Już sobie wyobrażam dwugodzinn­ą zgodę ponad podziałami pomiędzy sympatykam­i Legii, Lecha czy Wisły. Wystarczył­aby iskra, a zaczęłyby fruwać krzesełka…

Fani siatkówki się obruszą. Przecież ich pupile też grali na PGE Narodowym! Wyzłośliwi­ę się, że z najwyższyc­h rzędów bez lornetki nic nie było widać. Dodam jednak, że podczas meczów reprezenta­cji Nikoli Grbicia, np. w katowickim Spodku, panuje taki hałas, że przeciwnic­y Polaków nie słyszą własnych myśli. Podkreślę jednak, że mówimy o halach mogących pomieścić kilkanaści­e tysięcy kibiców nauczonych dopingu przez blisko dwie dekady sukcesów kadry najpierw kobiecej, potem męskiej. Do tego dodajmy profesjona­listów, którzy w momentach ciszy i zwątpienia puszczą z głośników „Pieśń o małym rycerzu” i błyskawicz­nie odbudują morale na widowni. Gdyby żył kompozytor utworu Wojciech Kilar, to ciągle by się wzruszał…

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland