Piękny, ale dziurawy jacht na mieliźnie
Wsporcie najtrudniej zaakceptować porażki, a najłatwiej przyzwyczaić się do sukcesów. W przypadku porażki kibice i dziennikarze szybko wskazują winnego i najczęściej odpowiedzialność spada na jedną osobę. Sukces uzależnia jak narkotyk i tworzy naturalną przestrzeń do kreowania bohaterów. W całej tej układance najważniejsza jest jednak powtarzalność. Nie dotyczy to tylko graczy, liderów drużyn, sztabów szkoleniowych, ale całego klubu jako organizacji. Ostatnie lata dla Grupy Azoty ZAKS-Y Kędzierzynkoźle to pasmo gigantycznych sukcesów i zapisanie się na stałe w historii polskiej i europejskiej siatkówki. Wyczyn, jakim jest trzykrotne wygranie Ligi Mistrzów, wydaje się praktycznie nie do powtórzenia. Niestety z tej pięknej historii zostają tylko cudowne wspomnienia i puchary w gablocie. Obecny sezon jest bolesną weryfikacją, której nikt się nie spodziewał. Dzisiaj drużyna przypomina pięknie wyglądający jacht. Szkoda, że podziurawiony i osiadający na mieliźnie. Winę za to ponoszą wszyscy, zaczynając od samej góry. Odwołany prezes, zwolniony trener i gwiazdy, które podpisały kontrakty w innych miejscach. Wierzę, że ta piękna jednostka pływająca, która wzbudzała zachwyt w całej Europie, trafi do stoczni remontowej. Do wymiany jest praktycznie wszystko. Kadłub można połatać i pięknie polakierować. W tym procesie najważniejsze jest jednak zaokrętowanie odpowiedniej ekipy. Jeżeli medialny szum okaże się prawdziwy, kibice mogą być spokojni. Bartek Kurek do roli kapitana pasuje idealnie.