Bez Hiszpanów ani rusz
W tym roku Śląsk Wrocław wygrał tylko dwa spotkania, ale ciągle jest poważnym kandydatem do mistrzostwa Polski.
Zwycięstwo w meczu nad Wartą Poznań (2:1) zapewnione dopiero w doliczonym czasie gry uwypukliło znamienną cechę Śląska – w ofensywie zespół Jacka Magiery uzależnił się od Hiszpanów. Jeżeli słabszy dzień mają Erik Exposito i Nahuel Leiva, nie ma szans, by zespół strzelał gole i wygrywał spotkania. Szkoleniowiec zdiagnozował to już przed startem sezonu i nie zamierzał na siłę zmieniać. Słusznie uznał, że należy z tego uczynić potężny atut, bo obaj piłkarze – biorąc pod uwagę warunki PKO BP Ekstraklasy – mają tak wiele jakości, że warto to maksymalnie wykorzystać. Zadziałało od początku rozgrywek. Rywale zazwyczaj nie potrafili skutecznie przeciwdziałać ich aktywności. Leiva – w istocie nawet nie Hiszpan, a Argentyńczyk, który w tym kraju się urodził i tam zaczynał grać w piłkę – dzięki swojej technice i szybkości umiejętnie nakręcał akcje Śląska, a gdy już piłka docierała do Exposito, ten doskonale wiedział, co z nią zrobić.
Najlepszy sezon
W pierwszych tegorocznych meczach to się zmieniło. Lider klasyfikacji strzelców wszedł gorzej w wiosenne rozgrywki, co w jego przypadku nie mogło być zaskoczeniem. W Śląsku jest już od pięciu lat i do tej pory nigdy nie zdarzyło mu się, by cały sezon utrzymywał formę na równym, wysokim
MECZÓW
trwała seria Śląska bez gola strzelonego w pierwszej połowie. W spotkaniu z Wartą zakończył ją Nahuel Leiva. poziomie. Jego atutem stała się swoista nieobliczalność, bo trzeba przyznać, że jeżeli nawet rozmazywał się w przeciętności, w każdej chwili potrafił zaimponować brawurową akcją, jednym magicznym dotknięciem, które może odmienić losy meczu. Exposito znalazł się w mocno niekomfortowej sytuacji, bo nie dość, że już w lutym został uruchomiony licznik minut bez gola, to uważni obserwatorzy niekoniecznie złośliwie zaczęli sugerować, że na boisku porusza się w taki sposób, jakby miał parę zbędnych kilogramów. Poza tym, niczym uczeń ze złą opinią, która zamieniła się już w trudny do zwalczenia szkolny stereotyp, mierzył się z komentarzami kibiców i ekspertów wskazujących, że nie potrafi się maksymalnie skoncentrować na futbolu, bo przecież już latem kończy mu się kontrakt. Niewątpliwie docierają do niego oferty z innych klubów, a i Śląsk na miarę swoich finansowych możliwości (a nawet ponad miarę) próbuje go zainteresować przedłużeniem pobytu we Wrocławiu. W przypadku wielu innych piłkarzy nie miałoby to większego wpływu na formę, ale akurat Exposito w przeszłości pokazał – jak wtedy, gdy dostał transferową ofertę z Chin – że w takich sytuacjach potrafi być rozkojarzony. Ostatnio znowu zaczął trafiać do siatki. Mecz z Wartą jest drugim z rzędu, w którym pokonał bramkarza. Na koncie ma już 16 goli i konsekwentnie zmierza po koronę króla strzelców. W wieku 28 lat osiągnął najlepszą sportową formę. Nigdy wcześniej nie miał tak istotnego wpływu na grę Śląska i okazuje aby się, że to wystarcza, wrocławianie poważnie liczyli się w walce o mistrzostwo Polski.
Z miasta Messiego
Z kolei Nahuel Leiva trafił do Polski z drugiej ligi hiszpańskiej tylko dlatego, że w 2021 roku zerwał więzadła w kolanie i gdy już się wykurował, to właśnie w Śląsku postanowił odbudować formę. Wcześniej zagrał 41 meczów w Lalidze, a na jej zapleczu zaliczył 98 występów, strzelił w nich 12 goli i miał 11 asyst. Z Hiszpanią zdobył mistrzostwo Europy U-19, strzelając gola w finale z Rosją (2:0). Jego partnerami z drużyny byli m.in. Rodri i Marco Asensio. Pochodzący z argentyńskiego Rosario (tak jak... Leo Messi) piłkarz potrzebował trochę czasu, by w Śląsku i w ogóle na polskich boiskach zacząć się wyróżniać. Temu poświęcił poprzedni sezon. W obecnych rozgrywkach jest już zdecydowanie czołowym piłkarzem. Siedem bramek i dwie asysty nie oddają jego rzeczywistego wkładu w grę w drużyny; doskonale widać, dlaczego doceniano go w Hiszpanii i jak bardzo jego karierze zaszkodził nieszczęsny uraz kolana.
Wykartkowany napastnik
W obecnym sezonie Leivę przyhamował incydent z jesiennego meczu z Cracovią (1:0), kiedy nie zapanował nad boiskowymi emocjami i uderzył przeciwnika głową. Został ukarany pauzą w czterech meczach, co wybiło z dobrego rytmu nie tylko jego, ale także całą drużynę. Wiosną wrócił i znowu pomagał, choć inni z formą nie dojeżdżali. Gdy po kiepskich trzech starciach, w których Śląsk wyrwał zaledwie jeden punkt i koniecznie potrzebował zwycięstwa z Widzewem, Leiva wziął sprawy w swoje ręce, jak na lidera przystało. Strzelił gola z rzutu karnego i z akcji, a Śląsk wygrał wówczas 2:1. I to również on otworzył wynik w spotkaniu z Wartą Poznań, trafiając do siatki efektowanym uderzeniem zza pola karnego.
Ta pierwsza bramkowa akcja zaczęła się od rzutu rożnego, który wywalczył Exposito. W sobotnim meczu długo pokazywał – a nie było to pierwsze takie spotkanie – że nie musi być zachłanny na gole w każdym warunkach, bo chętnie pracuje na okazje strzeleckie kolegów.
Ale gdy wrocławianie okrutnie potrzebowali celnego strzału, by pokonać grającego niemal przez całą drugą połowę w liczebnym osłabieniu rywala, w doliczonym czasie gry pomóc im był w stanie tylko Exposito.
Z powodu nadmiaru żółtych kartek zabraknie go teraz w wyjazdowym starciu z Górnikiem Zabrze, ale dzięki temu – oczywiście jeżeli wyzdrowieje, bo mecz kończył z urazem – będzie gotowy na arcyważne spotkanie z Legią w Warszawie.