Wisłę było stać na więcej
Orlen Wisła Płock postawiła się w rewanżu 1/8 finału paryżanom (33:34), ale z Ligą Mistrzów już się pożegnała.
Ten sezon w Champions League do tej pory przebiega dość przewidywalnie. Zwłaszcza jeśli chodzi o występy polskich zespołów. Industria Kielce wskutek dużych kłopotów zdrowotnych nie zdołała wprawdzie awansować z grupy bezpośrednio do najlepszej ósemki, ale w 1/8 finału spokojnie poradziła sobie z mistrzem Danii GOG Gudme (33:25 oraz 33:28) i na przełomie kwietnia i maja czeka ją bitwa o Final Four z broniącym tytułu SC Magdeburg. Orlen Wisła Płock natomiast zawaliła pierwszą część sezonu i podobnie jak rok temu do końca musiała drżeć o wyjście z grupy. A jak już wyszła, trafiła w 1/8 finału na Paris Saint-germain i w tej konfrontacji była bez szans (26:30 oraz 33:34).
Unikać takich przeszkód
O kielczanach będzie jeszcze okazja wspomnieć, za to można już podsumować europejskie występy Nafciarzy. I przyznajmy szczerze, po tym jak rok temu ekipa Xaviera Sabate otarła się o Final Four, można było liczyć na więcej. Nie chodzi oczywiście o to, by żądać wyeliminowania takiej drużyny jak PSG, ale raczej o to, by takich przeszkód… unikać. A to było realne – pomimo mocno asekuranckich wypowiedzi hiszpańskiego trenera Nafciarzy trzeba powiedzieć,
że płocki zespół dysponuje składem, który stać na wyprzedzenie w grupie takich ekip jak Gudme czy nawet Montpellier.
Najsłabszy, ale za to drogi
Inna sprawa, że w tym składzie stanowczo zbyt często zawodziło najważniejsze ogniwo. Wiśle brakuje solidnego bramkarza. Nie wybitnego, lecz właśnie solidnego, takiego, który w większości meczów odbije 33 procent rzutów. Tymczasem Marcel Jastrzębski (średnio 23 procent obron) dopiero może się takim stać, na razie 21-latek ma w sezonie dwa– –cztery mecze znakomite i dwa albo trzy razy tyle bardzo słabych. Gdy trafia się ten znakomity – drżyjcie potęgi! Gdy zdarza się słabość, Wisła praktycznie gra bez bramki, bo zmiennik Marcela Mirko Alilović to jeden z najsłabszych bramkarzy w historii Wisły (średnio 22 procent obron). Dodajmy przy tym, że jednocześnie jeden z najlepiej zarabiających w niej zawodników w dziejach bez podziału na pozycje. Trzydziestoośmioletni Chorwat nawet nie jest chimeryczny, lecz po prostu słaby i trudno sportowymi względami uzasadnić przedłużenie z nim kontraktu na kolejny sezon. No chyba że wygra w maju Wiśle mistrzostwo Polski, wtedy w Płocku cały ten jego beznadziejny sezon pójdzie w zapomnienie. Może jednak w klubie powinni się zastanowić, czy tych kilkunastu tysięcy euro miesięcznej wypłaty nie warto było przeznaczyć na jakiegoś naprawdę dobrego bramkarza albo rozgrywającego, bo niestety, ale nazwiska zawodników, którzy mają przyjść do Wisły od nowego sezonu, nie obiecują radykalnej poprawy jakości zespołu.