Kolejne skarby Pogoni
Siedemnastoletni Adrian Przyborek zadebiutował w PKO BP Ekstraklasie w lutym 2023 roku, a osiemnastoletni Patryk Paryzek dwanaście miesięcy później. Obaj są przyszłością Portowców.
Pogoń Szczecin prawdopodobnie nie wypełni w tym sezonie limitu 3000 minut przeznaczonych dla gry młodzieżowców. W tej chwili rezultat Portowców to niespełna 60 procent i pod tym względem gorzej wypada tylko Raków Częstochowa. Mimo to jeśli chodzi o promowanie młodych piłkarzy, obecne rozgrywki przy Twardowskiego nie będą spisane na straty – coraz więcej szans gry w pierwszym składzie dostaje Adrian Przyborek, a ekstraklasowej publiczności przedstawił się również Patryk Paryzek.
Musiał obejść się smakiem
30 sierpnia 2023 roku. Pogoń rozgrywa w Szczecinie zaległy mecz 3. kolejki ze Śląskiem Wrocław. Portowcy prezentują się przeciętnie, przegrywają 0:1. Mający wówczas 16 lat Adrian Przyborek na ostatnie pół godziny zmienia Efthymiosa Koulourisa. To jego szósty występ na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Kwadrans przed końcowym gwizdkiem nastolatek doprowadza do remisu przepięknym strzałem zewnętrzną częścią stopy. Przy Twardowskiego zrozumiała euforia, Pogoń wraca do gry, a wprowadzony przez Jensa Gustafssona młodzian cieszy się z pierwszego trafienia w elicie. Niestety kilka chwil później na stadionie w Szczecinie słychać jęk rozczarowania. Sędziowie dopatrują się wcześniejszego faulu Kamila Grosickiego i po analizie VAR dochodzi do anulowania bramki. W końcówce Śląsk strzela na 2:0 i zgarnia trzy punkty. Przyborek ostatecznie kończy mecz bez gola, ale daje jasny sygnał, że można na niego liczyć, choć dopiero 1 stycznia 2024 roku będzie obchodził swoje 17. urodziny. Pogoń potrzebowała wtedy czasu, aby wydostać się z trudnego momentu. Pod koniec sierpnia na Pomorzu Zachodnim wrzało: Portowcy przegrali cztery ligowe spotkania z rzędu i w żadnym z nich nie zdobyli bramki. Po przerwie na reprezentację od połowy września Gustafsson postawił na żelazną jedenastkę. Dokonywał w niej zmian tylko wtedy, gdy musiał. Nie znalazł tam miejsca dla żadnego młodzieżowca, co niespecjalnie podobało się w klubowych gabinetach, bo już wtedy stało się jasne, że Pogoń może mieć duże kłopoty z wypełnieniem wspomnianego limitu. Na dodatek nie od dziś wiadomo, że przy Twardowskiego chcą wyrobić sobie jak najlepszą markę, jeśli chodzi o promowanie młodych i zdolnych piłkarzy.
Po niezłym występie ze Śląskiem i późniejszej szansie otrzymanej w starciu z Zagłębiem (0:1) Przyborek tylko z boku przyglądał się meczom z Koroną Kielce (3:1), Cracovią (5:1) i Legią Warszawa (3:4). Gustafsson dał mu ponownie zaprezentować się na początku października, kiedy z ławki wszedł w spotkaniu z Lechem. Portowcy rozbili Kolejorza 5:0, a ich młodzieżowiec doskonale wykorzystał swoje pięć minut gry, asystując do Mariusza Fornalczyka (obecnie Korona Kielce) przy trafieniu ustalającym rezultat. Dla Przyborka tamta asysta była wyjątkowa nie tylko dlatego, że okazała się pierwszą na poziomie PKO BP Ekstraklasy, lecz także ze względu na rywala. Kilka lat wcześniej niewiele brakowało, a zawodnik zamiast do Szczecina trafiłby do Akademii Lecha. – Kolejorz długo był jego pierwszym wyborem. Interesowała się nim również Legia. Można powiedzieć, że dopiero w ostatnim momencie postawił na Pogoń – wspomina Piotr Stołowski, który prowadził Przyborka w latach 2016–2021 w Bałtyku Koszalin.
– Już wcześniej, gdy trafiał w 2016 do nas z naszego klubu partnerskiego SAS Sianów, wzbudzał zainteresowanie wielkich firm. Jak na swój wiek wyróżniał się dosłownie w każdym elemencie. Kiedy tworzyliśmy klasy sportowe, to on trafił do rocznika 2006, który trenował także z chłopcami z rocznika 2005. Nie było jednak widać żadnej różnicy – dodaje Stołowski.
„Zaczyna grać jak 30-latek”
Niedawno dużą część jednej ze swoich konferencji prasowych na temat Przyborka poświęcił Gustafsson. – W ubiegłym roku nie reagował zbyt dobrze, gdy pewne rzeczy nie szły po jego myśli. To była dla niego ważna lekcja, bo w sytuacji, gdy coś idzie nie tak, nie można zacząć narzekać, tylko trzeba się poprawić i iść dalej. Adrian przyw szedł do nas w wieku 16 lat. To naturalne, że wcześniej nie miał zbyt wielu trudnych sytuacji w życiu i nie potrafił na nie reagować – mówił Szwed po pierwszym meczu rundy wiosennej przeciwko Śląskowi, gdy wystawił Przyborka do gry od pierwszej minuty. Nawiązywał wówczas do sytuacji z jesieni, kiedy młodzieżowiec faktycznie często ulegał frustracji i okazywał swój grymas nawet podczas treningów.
To, co jest widoczne u Przyborka w ostatnich tygodniach, to właśnie rosnąca dojrzałość, dzięki której ma znacznie większe szanse na grę w podstawowym składzie. W tej rundzie uzbierał już pięć występów od pierwszej minuty. Do tego po niedawnym sukcesie w postaci awansu do finału Pucharu Polski znów nawiązał sam Gustafsson. – Patrząc na Przyborka w obecnej formie, to wydaje się, że ma 30 lat, a nie 17. Na myśli mam podejmowanie decyzji i poświęcenie dla drużyny – mówił szkoleniowiec.
Przyborek w czasie gry dla Bałtyku Koszalin wyróżniał się właśnie dojrzałością boiskową, ale zazwyczaj czuł się też zdecydowanie jednym z najlepszych piłkarzy w drużynie, a to jednak nie to samo co gra w czołowym zespole PKO BP Ekstraklasy. – Zawsze wiedział, co jest najlepsze dla drużyny. Charakteryzował się też tym, że nie odpuszcza i czasem zbyt przesadnie podchodził do niektórych rzeczy poza boiskiem – wspomina Stołowski. – Pamiętam sytuację, w której kłócił się ze starszym kolegą o miejsce w autobusie. Starszy podsiadł go w ostatniej chwili. „Przybor” na początku nie wiedział, co zrobić, ale kilka sekund później usiadł mu na kolanach. Nie odpuścił i ostatecznie kolega oddał mu to miejsce – opowiada z uśmiechem nasz rozmówca.
Stołowski liczy, że historia Przyborka w Szczecinie może być podobna do tej Kacpra Kozłowskiego, który do Pogoni też dołączał z Bałtyku Koszalin. – Nie chciałbym zapeszać, ale Adrian ma wszystko, aby w przyszłości zostać sprzedany do ligi zagranicznej. Cieszę się, że o nas pamięta. Byliśmy z grupą z naszej akademii na jednym z ostatnich meczów przy Twardowskiego i nie zapomniał o nas, poświęcając nam trochę czasu – kończy Stołowski.
Odrzucenie i kontuzja
Gdyby zapytać trenerów, co powinno cechować prawdziwych napastników, to wielu z nich zapewne odpowiedziałoby, że instynkt strzelecki. I tak o młodym snajperze Pogoni Patryku Paryzku często wypowiada się Gustafsson. Szwed jest wręcz zauroczony talentem 18-latka urodzonego w Opalenicy. Zimą zabrał go na obóz przygotowawczy, podczas którego Paryzek strzelił dwa gole. W lutym dał mu zadebiutować PKO BP Ekstraklasie i już w swoim premierowym występie młodzian zdobył bramkę przeciwko Radomiakowi Radom.
– Nie zdziwiło mnie to, w jaki sposób Patryk zdobył tę bramkę. To typowe trafienie dla niego. Znalazł się w polu karnym, piłka trafiła do niego, gdy był tyłem do bramki, a on w takich sytuacjach odnajduje się świetnie – mówi nam Mateusz Kamiński, trener Akademii Reissa, który prowadził Paryzka przed jego przenosinami do Szczecina. – Rozpoczynał swoją przygodę u nas, potem trafił do Lecha, ale tam w pewnym momencie mu podziękowano i wrócił. Dla niego było to ogromne rozczarowanie. Kolejorz dokonywał w tym czasie dużej selekcji. Tylko niektórzy zawodnicy przechodzili przez pewien etap i kontynuowali swoją przygodę w akademii Lecha we Wronkach – dodaje Kamiński. Mimo to tuż po powrocie do AP Reissa w rundzie jesiennej Centralnej Ligi Juniorów U-15 Paryzek stał się najlepszym strzelcem zespołu, który zajął 3. miejsce w tych rozgrywkach. Niestety kilka miesięcy później, w styczniu, złamał rękę. – To był dla niego bardzo trudny czas. Odbudował się po tym, gdy musiał poradzić sobie z odrzuceniem przez Lecha. To mu się udało i nagle przyszła ta kontuzja. Przeżywał to niezwykle mocno, mówił nawet, że to pewnie dla niego koniec. Patryk zawsze był osobą, która podchodziła do wszystkich spraw z pozytywnym nastawieniem, ale wtedy faktycznie lekko się załamał – opowiada nasz rozmówca.
Na szczęście słowa samego zawodnika nie okazały się prorocze, bo gdy wrócił do sprawności, szybko odzyskał swoją dyspozycję. Jego ogromne możliwości dostrzegła Pogoń Szczecin, do której dołączył w 2022 roku. – Rodzice byli bardzo świadomi i przekonywali, że świat nie kończy się na Lechu. Cieszę się, że zgłosiła się po niego Pogoń i z tego skorzystał – mówi Kamiński.
Trener widzi w nim dziewiątkę
W Szczecinie jednym z trenerów, który prowadził Paryzka, zanim ten trafił do pierwszego zespołu, był Robert Skok. – Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, kiedy mowa o Patryku, to świetne uderzenie z lewej nogi i to, że jest niezwykle silny. Znakomicie potrafi też dryblować – opowiada. – Powiedziałbym, że jego wizytówką jest drybling, zejście do lewej nogi i strzał – dodaje Skok. W oczach Gustafssona Paryzek to jednak typowa dziewiątka i to właśnie na tej pozycji Szwed ma stawiać na zawodnika. – Regularnie spotykamy się z trenerem pierwszej drużyny i mamy do siebie zaufanie. Jeżeli trener prosi nas o wskazanie zawodników, którzy mają największe możliwości, to wie, że potrafimy to robić. Tak też było w przypadku Patryka. Sufit jego możliwości jest bardzo wysoko, ale potencjał i ciężka praca to jedno, a odnalezienie się w tym wszystkim to drugie – twierdzi Skok.
W przypadku Paryzka – tak samo jak u Przyborka – kluczową rolę powinna odegrać głowa. Różni ich jednak to, że ten pierwszy trudne momenty w przygodzie z futbolem zdążył już przeżyć. Gustafsson też niejednokrotnie podkreślał, że jest pod wrażeniem tego, jak świadomie zachowuje się jego podopieczny w tak młodym wieku. – Strzelił gola z Radomiakiem i powiedział: „Muszę pracować dalej”. Zostanie dobrym piłkarzem często zajmuje dużo czasu. Ja zrozumiałem, że on nie odfrunie po zdobyciu bramki w debiucie i nie będzie rozczarowany, jeżeli w kolejnych meczach nie dostanie minut. Reakcja na sukces pozwala poniekąd przewidzieć, jak będzie wyglądała czyjaś przyszłość – przekonywał 45-letni opiekun Portowców.