Spektakle godne finału
W czterech spotkaniach Champions League padło osiemnaście goli. Każdy ćwierćfinalista choć raz trafił do siatki.
Jak u Hitchcocka – najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie będzie narastać. Ten kultowy cytat najlepiej obrazuje, jak wyglądały pierwsze ćwierćfinałowe starcia Champions League. Zazwyczaj, kiedy zespoły mają z tyłu głowy perspektywę rewanżowego starcia, głównym założeniem na pierwszy mecz jest nie stracić bramki i poczekać na to, co wydarzy się w drugim meczu. W tym tygodniu Liga Mistrzów była całkowitym zaprzeczeniem tej teorii, bo już od pierwszych minut każdego z czterech spotkań rywale ruszyli na siebie, jakby jutra miało nie być. W przedwczesnym finale, jak określane było starcie Realu Madryt z Manchesterem City, można było doświadczyć praktycznie wszystkiego. Od nieprzeciętnej urody bramek, po zwroty akcji i remis, który przed rewanżem większe szanse na awans daje Anglikom, którzy nigdy na swoim stadionie nie przegrali z Królewskimi.
Świetny występ „Lewego”
Najbardziej zadowoleni jednak mogą być piłkarze Barcelony. Blaugrana z Robertem Lewandowskim w składzie w drugiej połowie starcia z Paris St.-germain odwróciła wynik spotkania i czeka na rewanż z jednobramkową zaliczką. Polski napastnik rozegrał jeden z najlepszych meczów w tym sezonie i mimo że nie strzelił gola, został doceniony przez hiszpańskie media, gdzie obok Raphinhi (autora dwóch bramek) otrzymał najlepsze noty za swój występ. – Mam nadzieję, że ta forma pójdzie jeszcze do góry. Na pewno jednak cieszę się z tego, jak gram i jak wyglądam, bo to też sprawia mi radość. Wiadomo, że napastnik inaczej się czuje, jak ma sytuacje, odda strzał, wtedy jeszcze więcej może dać. Cierpliwość w naszej pracy popłaca i mam nadzieję, że w drugim meczu postawimy kropkę nad i – analizował Lewandowski.
Problemy Kiwiora
W gorszym nastroju mecz już po pierwszej połowie zakończył drugi z naszych reprezentantów w tej fazie rozgrywek, czyli Jakub Kiwior z Arsenalu. Polak był zamieszany w utratę bramek przeciwko Bayernowi i po przerwie nie wyszedł już na boisko. Nie była to jednak kara, a zmiana taktyki Kanonierów, który na lewej stronie potrzebował bardziej kreatywnego zawodnika w ofensywie.
Dla postronnego kibica najlepszy jest jednak fakt, że największe emocje dopiero się zaczną. Przed rewanżami w każdej z par kwestia awansu pozostaje otwarta, a to zwiastuje kolejne mecze godne finałów.