Miedź ciągle gra o awans
Póki jest szansa na baraże, to trzeba o to grać, ale jednocześnie skupimy się także na innych aspektach. Chcemy rozwijać drużynę pod kątem przyszłego sezonu – mówi Ireneusz Mamrot, który został nowy trenerem Miedzi.
KAROL BUGAJSKI: Przejmując Miedź w takim momencie, musi być pan bardziej taktykiem czy jednak psychologiem?
IRENEUSZ MAMROT: Wiadomo, że na tym etapie sezonu na pierwszym miejscu będzie aspekt mentalny. Miedź to nie jest zespół przypadkowy, w wielu elementach, jeśli chodzi o taktykę, funkcjonował dobrze. Nie było takich wyników, jakich klub oczekiwał, więc pewnie z tego powodu zdecydowano się na zmianę szkoleniowca. Nie zamierzam jednak opierać się tylko na mentalności, ale chcę też wprowadzać własne pomysły na grę, wszystko będzie ważne.
Długo się pan zastanawiał, czy przyjąć propozycję z Legnicy?
Nie, wcale. Dlaczego miałbym się zastanawiać? Było wiele przesłanek za tym, żeby się na to zdecydować. Stabilny klub, z ambicjami, którego celem zawsze będzie awans do PKO BP Ekstraklasy. W tym sezonie to będzie już trudniejsze, ale są przecież baraże, więc w dalszym ciągu jest się o co starać. Klub jest dobrze poukładany organizacyjnie, więc to są rzeczy najważniejsze. A co już mniej istotne, ale także mające pewne znaczenie, po raz pierwszy od czasów pracy w Chrobrym Głogów będę miał okazję prowadzić zespół blisko domu. Podkreślam, że nie tym się kierowałem, jednak to też był jakiś czynnik, który wziąłem pod uwagę.
Właśnie ze względu na dolnośląskie związki, o których się mówiło, miał pan takie poczucie, że wcześniej czy później jednak będzie pracował w Miedzi? Rozmawiałem z klubem już wcześniej, ale wtedy trafiłem do PKO BP Ekstraklasy. Później, kiedy znowu rozważano moją osobę na stanowisko trenera, to albo ja gdzieś pracowałem, albo decydowano się na inne kandydatury i tak nasze drogi do tej pory się rozmijały. Cieszę się, że w końcu tutaj trafiłem. Klub ma dobrą opinię, jeśli chodzi o pierwszoligowe środowisko. Jestem świadomy, w jakim miejscu będę pracować. A kiedy pojawił się kontakt ze strony właściciela klubu Andrzeja Dadełły? Wiosną, po serii słabszych meczów, mniejsza o konkretny moment. Dostałem sygnał, żeby analizować, przyglądać się zespołowi, jednak podobało mi się też, że podkreślono pełne zaufanie wobec trenera Radosława Belli i wiarę, że z nim na ławce uda się osiągnąć zakładane cele. Decyzja została podjęta po ostatnim meczu z Odrą Opole (0:0), wtedy wszystko już potoczyło się bardzo szybko. Byłem w drodze do studia jednego z programów na temat Ekstraklasy, zawracałem przed samą Warszawą, bo pojawiło się zaproszenie na rozmowy. Dzięki temu, że kontakt ze strony Miedzi był już wcześniej, mogłem spokojnie przyjrzeć się drużynie.
Był pan w Opolu na ostatnim meczu Miedzi?
Nie, nie byłem na żadnym, oglądałem w telewizji albo Internecie. Wolę jeździć na mecze klubów, w których nie jestem brany pod uwagę, bo nie lubię takich sytuacji, że ktoś później komentuje, że pokazuję się, czyli wpycham do pracy. Odkąd pojawił się temat mojej pracy w Miedzi, nie oglądałem żadnego jej spotkania na stadionie.
I jakie są wnioski z tych obserwacji legniczan? To, co widać gołym okiem, to seria trzech meczów bez zdobytej bramki, a jakie problemy wychwycił pan? Trochę sam pan odpowiedział na to pytanie, bo faktycznie tych sytuacji Miedź ostatnio stwarzała zbyt mało. Każdy zespół w poszczególnych okresach sezonu ma swoje problemy. Przytrafiło się też trochę urazów, ale tego czynnika akurat nie wyolbrzymiam. Mam swoje wnioski, jeżeli chodzi o ostatnie mecze, jednak kluczem będą dla mnie treningi. Zobaczę wszystkich zawodników na boisku, także tych, którzy grali mniej. Będę miał też porównanie, jak ktoś wygląda w warunkach meczowych, a jak podczas zajęć. Każdy trener ma swój pomysł, nie chciałbym zbyt wiele zdradzać. Wolałbym więcej mówić o pozytywach, tutaj można wskazać grę w defensywie czy taktykę, bo to było na dobrym poziomie.
Istnieje coś takiego jak efekt nowej miotły?
Nie wierzę w takie rzeczy, chociaż zawsze kiedy jest zmiana trenera, to w ciągu pierwszych dni czy nawet tygodni da się wyczuć pewne pobudzenie wśród piłkarzy. Najważniejsze będzie jednak uzyskanie takiego efektu, żeby zespół pracował tak przez cały czas, a to jest nie tylko rolą trenera. Zawodnicy muszą czuć, że oni na koniec także są rozliczani z wyników, a nie jedynie ci, którzy ich prowadzą. Dzisiaj to dotyczy tylko szkoleniowców i nie mówię tutaj o Miedzi, lecz o wielu innych polskich klubach.
Miał pan okazję porozmawiać ze zwolnionym trenerem Bellą albo taka rozmowa jest planowana w najbliższym czasie?
Nie, ponieważ chcę mieć swoje spojrzenie. W Górniku Łęczna przejmowałem zespół po Marcinie Prasole i nawet on powiedział, że na niektóre tematy ma już wyrobione zdanie, więc nie chce nic sugerować, bo może ja będę miał inne. Uważam, że to jest dobre. Nie ma się co kierować tym, co było. Będę widział każdego zawodnika w treningu, więc sam będę chciał poddać ich ocenie.
Pański debiut przypadnie na wyjazdowy mecz z Chrobrym Głogów, czyli klubem, który doskonale pan zna. Dobrze się składa, że derby, a jednocześnie takie sentymentalne spotkanie trafia się na początek?
Zobaczymy. To będzie dla mnie na pewno trochę trudniejsze, bo spędziłem tam wiele lat, jednak z pewnością podchodziłbym do tego inaczej, gdyby taki powrót zdarzył się tuż po zakończeniu mojej pracy w Głogowie. Mam jak najlepsze zdanie o klubie i pracujących tam ludziach, obie strony wtedy sobie pomogły i nigdy nie można o tym zapomnieć, bez względu na to, gdzie się aktualnie pracuje. Będę miał te emocje z tyłu głowy, ale dzisiaj jestem w innym miejscu i tutaj też chciałbym popracować długo i z dobrym skutkiem. Zobaczymy, czy to się uda. Wiadomo, że z mojej perspektywy będzie to troszeczkę inny mecz, ale też mam świadomość, że jestem już doświadczonym trenerem, więc kilka lat wcześniej trochę gorzej bym to pewnie przeżywał.
I zna pan smak derbów na linii Legnica – Głogów jak mało kto, bo prowadząc Chrobrego, ani razu nie przegrał pan z Miedzią w lidze.
Prawda, to było niespotykane. Przegraliśmy tylko w Pucharze Polski w lipcu 2012 roku 1:2, a poza tym w I i II lidze za każdym razem były spotkania, w których prowadzony przeze mnie Chrobry potrafił punktować. To są derby, walka na boisku, mam nadzieję, że w sobotę uda się rozpocząć podobną serię po drugiej stronie.
Miedź na osiem kolejek przed końcem sezonu traci pięć punktów do strefy barażowej. Krótkoterminowym celem jest walka, by jednak dać sobie szansę na grę w PKO BP Ekstraklasie, czy ten sezon należy już potraktować spokojniej?
W pierwszej rozmowie z zespołem powiedziałem, że póki jest szansa na baraże, to trzeba o to grać, ale jednocześnie skupimy się także na innych aspektach. Chcemy rozwijać drużynę, obserwować zawodników pod kątem przyszłego sezonu, poznawać tych chłopaków. Jeżeli nie uda się awansować w bieżących rozgrywkach, to zdobędziemy cenne wnioski na przyszłość. Sprawdzimy się w meczach o punkty, pod presją i zobaczymy, co nam to da jeszcze w tym sezonie. Pamiętam, jak w zimie powiedziałem, że nawet jedenasty w tabeli GKS Katowice ma szanse na baraże i widzimy, że dzisiaj jest na pierwszym miejscu poza strefą bezpośredniego awansu. Dopóki jest szansa, musimy walczyć o PKO BP Ekstraklasę.