PROBLEM FINAŁOWEJ BUTELECZKI
Piękna wiosenna pogoda. Słońce przygrzewa, wiaterek, drzewa się zielenią. Cudowna przejażdżka. I nagle: pisk hamulców, huk, krzyki i jęki. Kolarze wypadają z szosy, walą się w krzaki, między kamienie. Jedni wstają, rozglądają się oszołomieni, inni się wiją, leżą nieprzytomni. Podarte koszulki i spodenki, krew. Zjeżdżają się karetki. To czwarty etap Wyścigu Dookoła Kraju Basków. Jonas Vingegaard (zwycięzca Tour de France z 2022 i 2023 roku) ma złamany obojczyk, kilka żeber, odmę płucną. Remco Evenepoel (mistrz świata i triumfator Vuelta a Espana z 2022) też obojczyk i żebra, do tego prawą łopatkę. Jay Vine (dwa wygrane etapy Vuelty) uszkodzony kręgosłup, pęknięte dwa kręgi. Lider wyścigu Primož Roglič (złoty medalista olimpijski, zwycięzca 19 etapów wielkich tourów) bez złamań, ale musiał się wycofać. Następnego dnia leży Mikel Landa, również ze złamanym obojczykiem. Kilka dni wcześniej w wyścigu we Flandrii wyłożyło się kilkunastu cyklistów, a wszystkich zszokował przerażający wrzask Wouta van Aerta (dziewięć wygranych etapów Tour de France) – złamany obojczyk i żebra, pęknięty mostek. Razem z nim połamało się trzech kolarzy, a poważnie poturbowanych zostało jeszcze czterech. Na miesiąc przed startem Giro d’italia z sześciu najlepszych kolarzy świata czterech się leczy. Co się dzieje?
Kraksy to nieodłączna część historii kolarskich wyścigów. Ale jest ich więcej i z coraz poważniejszymi konsekwencjami. Czołowi kolarze (Mathieu van der Poel, Pello Bilbao i Luis Angel Mate) winią zawodników, którzy szarżują w najbardziej niebezpiecznych obszarach (zjazdy, zakręty, zwężenia, ronda). Triumfator Tour de France z 2006 Oscar Pereiro oskarża młodych. – W peletonie jest coraz więcej niedoświadczonych. Mają mniej strachu i instynktu samozachowawczego. Kiedyś nie jechałeś na sto procent od początku do końca, a teraz to robią. Evenepoel, Vingegaard i Roglič polegli, bo poszli na wojnę na 30 kilometrów przed metą. To coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem – uważa Hiszpan. Wtóruje mu inny były świetny kolarz Carlos Barredo. – Dzieciaki nie znają ograniczeń. Nie przeszli oni dobrego treningu w niektórych aspektach. Nie wiedzą nawet, jak trzymać butelkę, nie pojadą z tyłu, nie przesuną się na bok. W peletonie nie ma już hierarchii, stracono szacunek, jest tylko brawura – mówi. Inni tłumaczą częstsze kraksy coraz lepszym sprzętem, krótszą drogą hamowania, hałasem (krzyki widzów, helikoptery, samochody, motory), a kolejni... brakiem dźwięków (słuchawki na uszach z poleceniami dyrektorów ekip). Słuch to jedno, wzrok drugie. – Jedziesz w tłoku, widzisz tylko plecy kogoś przed sobą. Zagapisz się, sięgniesz po bidon, otrzesz pot i już lecisz owczym pędem za innymi w pobocze – dodaje Samuel Sanchez (mistrz olimpijski z 2008 roku).
To na pewno jedne z powodów częstszych kraks. Nieoczekiwanie wrzucił bombę do tego ogródka Lilian
Calmejane. Napisał, że w 80 procentach wypadków odpowiada za nie „finałowa buteleczka”! O co chodzi? Aktywni kolarze, trenerzy i lekarze wolą nie wypowiadać się na ten temat, choć niektórzy przyznają, że obecnie „codziennie może z niej korzystać 120 kolarzy. Teraz wszyscy myślą, że mogą wygrać”. To mała buteleczka (50 do 75 ml) zawierająca skoncentrowane węglowodany ze stymulantami, kofeiną, tauryną. A do tego jeszcze ketony, przepalające tłuszcz na energię. Daje to natychmiastowego kopa jak magiczny napój Panoramiksa. Ale najpierw może wywołać krótkotrwałe oszołomienie jak u komiksowych Galów. Wcześniej dodawano do tej mieszanki tramadol – już zakazany. – Nie czułem bólu nóg. Wprawiało mnie to w euforię, ale były problemy z koncentracją – mówił Michael Barry, były kolarz ekipy Sky. Tramadol skreślono, organizm oszukuje się innymi środkami przeciwbólowymi, jeszcze niezakazanymi. Może czas znów zajrzeć do buteleczki?