Czerwona latarnia nie składa broni
Łodzianie na swoim stadionie pokonali Radomiaka i po prawie 200 dniach opuścili ostatnie miejsce w tabeli.
Wtrakcie przedmeczowej konferencji prasowej trener Radomiaka Maciej Kędziorek stwierdził, że ŁKS – jak każdy zespół walczący o życie – jest nieobliczalny. Rzeczywistość była jednak zupełnie odmienna. ŁKS nie tylko grał schematycznie, lecz także robił to na tyle dobrze, że bez problemu radził sobie z defensywą Radomiaka i już przed przerwą mógł rozstrzygnąć losy spotkania. Łodzianie rozegrali jeden z najlepszych meczów w sezonie i gdyby częściej prezentowali taką formę, nie musieliby do ostatnich kolejek drżeć o pozostanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.
To jest inna drużyna
Od kiedy Rycerzy Wiosny prowadzi Marcin Matysiak, zespół zdobył jedenaście punktów w ośmiu spotkaniach. A analizując wrażenia wizualne, można stwierdzić, że łodzianom znacznie bliżej do boiskowej filozofii, jaką zaszczepiał w nich jeszcze wcześniej Kazimierz Moskal, a nie poprzednik Matysiaka Piotr Stokowiec. ŁKS nie jest drużyną nastawioną na defensywę.
W starciu z Radomiakiem już statystyka posiadania piłki, wynosząca do przerwy 60 proc., pokazywała, kto chce dyktować warunki. Przeszywające podania Daniego Ramireza
raz po raz sprawiały mnóstwo kłopotów defensywie gości. Hiszpan jest pod tym względem najlepszym piłkarzem w lidze. Nikt tak często jak on (16 razy) nie decydował się na boiskach PKO BP Ekstraklasy na zagrywanie prostopadłych podań na połowie przeciwnika. Przygotowując zespół do niedzielnego spotkania, Kędziorek nie mógł nie zwrócić na to uwagi, a mimo to żaden z pomocników Radomiaka nie był w stanie powstrzymać Hiszpana. – Spodziewaliśmy się trudnego meczu, trener nas przed tym uczulał. Wiedzieliśmy, jakie wyniki w ostatnich tygodniach notował ŁKS. Nie potrafiliśmy się jednak temu przeciwstawić – przyznawał jeszcze przed otrzymaniem w 57. minucie czerwonej kartki Rafał Wolski. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy może być fakt, że w poprzednich kolejkach Radomiak musiał bronić się przed zespołami, które zagrożenie stwarzały w bocznych sektorach boiska. Precyzja w zagraniach do wychodzących środkiem za plecy obrońców atakujących gospodarzy zaskoczyła Zielonych, bo oprócz graczy środka pola ogromne problemy miał też duet stoperów. Raphael Rossi i Luka Vušković nie potrafili kontrolować odległości między sobą, w wyniku czego rywale mieli wręcz autostradę w kierunku bramki Gabriela Kobylaka.
Niedużo brakowało jednak, aby cały trud, jaki łodzianie włożyli w pierwsze trzy kwadranse, poszedł na marne. Boiskowa naiwność, która nęka ŁKS przez cały sezon, znów dała o sobie znać, bo trudno inaczej skomentować bierność defensywy z bramkarzem włącznie przy wyrównującej bramce. W przeciwieństwie jednak do większości poprzednich spotkań tym razem Rycerze Wiosny potrafili się otrząsnąć i trzymając się planu na to spotkanie, zostali nagrodzeni za cierpliwość oraz konsekwencje w postaci kolejnych bramek.
Zmiana, która rozbiła zespół
Pomysłem Kędziorka na niedzielny mecz miało być przesunięcie Wolskiego nieco niżej, skąd miał rozgrywać piłki w kierunku skrzydłowych. Plan ten kompletnie nie wypalił, bo nie dość, że pomocnik Radomiaka nie był w stanie nic wnieść do gry, to jeszcze nie wychodziło mu egzekwowanie stałych fragmentów. – Ta zmiana to dla mnie bardziej hamulec niż pomoc. Nie jest to moja optymalna pozycja i nie mogę pokazać pełni umiejętności. Trener mnie przesunął niżej i będę starał się pokazać, co mogę najlepszego. Ale widzimy, jak to wygląda – mówił w przerwie pomocnik Radomiaka. A kiedy nie potrafi się wykorzystać umiejętności takiego zawodnika jak Wolski i dojdzie do tego najgorszy mecz w naszej lidze trzymającego dotychczas w ryzach defensywę Radomiaka Vuškovicia, to przepis na katastrofę gotowy. I jeżeli młody Chorwat będzie kiedyś wspominał czasy gry w Polsce, to nazwisko Tejan z pewnością będzie chodziło mu po głowie jako tego, który pokazał mu, ile jeszcze musi się nauczyć, aby być klasowym środkowym obrońcą.