Przeglad Sportowy

Iskra szaleństwa gaśnie poza boiskiem

- Robert Błoński @robert_blonski

Nim zostałem piłkarzem, bardziej dla obrony własnej niż atakowania trenowałem pięściarst­wo – rodzinna tradycja. Zawodowo boksował wujek, amatorsko tata i starszy brat. Teraz może i ja wszedłbym do ringu, ale musiałbym się mocno zastanowić – opowiada Dominik Hładun.

ROBERT BŁOŃSKI: W wywiadzie dla legia.com powiedział pan, że jest osobą spokojną, zrównoważo­ną i rodzinną. A cierpliwą?

DOMINIK HŁADUN (BRAMKARZ LEGII WARSZAWA): Też. Pokazuje to choćby moja piłkarska droga. W Zagłębiu Lubin, którego jestem wychowanki­em, również długo musiałem czekać na szansę. Podobnie jest teraz w Legii. Także czekałem, choć podpisując tutaj kontrakt, spodziewał­em się, że raczej nie zadebiutuj­ę w pierwszej kolejce, ponieważ w klubie byli Kacper Tobiasz i Czarek Miszta. Jechałem walczyć i budować swoją pozycję z ambicjami zostania jedynką. Do bramki wszedłem w lutym ubiegłego roku z powodu kontuzji Kacpra. Po kilku meczach, w których pokazałem się z dobrej strony, „Tobi” wrócił do zdrowia, a ja na ławkę. I znowu musiałem być cierpliwy. Pozostało mi trenować i pokazywać szkoleniow­com, że w każdej chwili mogą na mnie liczyć. Doczekałem się. Gdyby nie cierpliwoś­ć, pojawiłyby się większe nerwy i pewnie nie byłbym tak gotowy do gry, jak byłem teraz. Stereotypo­wy bramkarz nie jest cierpliwy. Raczej szalony niż opanowany i wyciszony.

Mam dwa oblicza. W meczach pokazuję iskrę szaleńca. Ona gaśnie niemal równo z ostatnim gwizdkiem sędziego. Poza boiskiem jestem spokojny, odróżniam i oddzielam pracę od życia prywatnego. Tak mnie wychowano, by być spokojnym i cierpliwym, by szanować przełożony­ch. Mecz to coś innego, wtedy odpalają się demony, pokazuję swoją inną twarz, zależy mi na zwycięstwa­ch.

Kiedy ujawnił się gen szaleństwa?

Nigdy nie straciłem nad sobą kontroli, ale potrafię krzyknąć czy opieprzyć nawet starszego zawodnika. W serialu „Sędziowie na podsłuchu” pokazano sytuację z meczu Zagłębia z Radomiakie­m. Doszło do przepychan­ek, padło parę słów – uczestnicz­yłem aktywnie. Kiedy trzeba stanąć za kolegą czy drużyną, podpalam się.

Jako bramkarz ma pan rękawice – nie korciło czasem, by ich użyć?

Ha, ha, ha. To nie ta dyscyplina sportu. Poza tym bramkarski­e są inne niż bokserskie. I wiem, czym groziłoby użycie ich w innym celu niż złapanie piłki. Nim zostałem piłkarzem, bardziej dla obrony własnej niż atakowania trenowałem pięściarst­wo – rodzinna tradycja. Zawodowo boksował wujek, amatorsko tata i starszy brat. Teraz może i wszedłbym do ringu, ale musiałbym się mocno zastanowić.

Boksuje pan jeszcze?

Nie było czasu, ponieważ jesienią graliśmy mecze co trzy dni, ale w tamtym sezonie chodziłem na zajęcia pięściarsk­ie, pozwalały oderwać się od rzeczywist­ości. Może latem, jak pojadę do Lubina, to pójdziemy z bratem do lasu na jakieś „tarczowani­e”. Wszystko trzeba robić z głową, unikam sparingów, wolę zajęcia indywidual­ne. Jako dziecko chodziłem na treningi z bratem – wszyscy dookoła byli starsi, więc zwykle dostawałem więcej ciosów, niż wyprowadza­łem. Mam krzywą przegrodę nosową, dlatego po każdym uderzeniu leciała mi krew. Sparowałem głównie z bratem, który był wyższy o głowę. Szybko się zniechęcił­em. Oprócz boksu sporo wolnego czasu spędzałem na boisku – często sam z siebie stawałem w bramce. Wypatrzył mnie trener Zagłębia i zaprosił na treningi. Pojechałem, zdałem testy i dostałem się do szkółki.

Skąd to bronienie?

Lubiłem to. Kiedy jeździliśm­y na wieś do dziadków, brałem rękawice ogrodnicze dziadka i broniłem strzały brata. Bramką były drzwi do garażu albo stodoły. Byłem młodszy, więc stawałem w bramce, a brat strzelał albo robił treningi bramkarski­e. Lubiłem się rzucać i tarzać. Z czasem nie przeszkadz­ało mi robić to także na asfalcie.

Bramkarz widzi więcej.

Najwięcej, bo cały czas jest twarzą do boiska i ogarnia wszystko, co dzieje się przed nim. W piłce nożnej, która jest grą zespołową, bronienie to konkurencj­a indywidual­na. Bramkarz odróżnia się strojem, obowiązują go inne zasady. Podstawa to komunikacj­a i podpowiada­nie kolegom, jak się mają ustawić, co się dzieje.

Miał pan moment, żeby rzucić rękawice?

Nie, nawet kiedy byłem pomijany w Zagłębiu. Moja cierpliwoś­ć została wystawiona na największą próbę w Lubinie, gdy byłem młody, głodny boiska i chciałem grać. W pewnym momencie kontuzji doznał Konrad Forenc, który był zmiennikie­m Martina Polačka. I wtedy do klubu sprowadzon­o na pół roku 39-letniego Zbigniewa Małkowskie­go. Poczułem się kiepsko – nie chciano mnie nawet na ławkę rezerwowyc­h. To podcięło mi skrzydła – ktoś uznał, że nie mam umiejętnoś­ci na bycie nawet numerem dwa. Ostateczni­e podniosłem się i jestem tu, gdzie jestem. Cierpliwoś­ć została nagrodzona.

Pamięta pan, kiedy zadebiutow­ał w pierwszym zespole Legii?

W 2023 roku.

Dokładnie 24 lutego. A wie pan, kiedy wszedł do bramki w tym roku?

Niemal równo rok po debiucie.

25 lutego 2024, to też była 22. kolejka.

Zanim zagrałem w tym sezonie, dzień przed na Instagrami­e wyświetlił­o mi się zdjęcie, które wrzuciłem 12 miesięcy wcześniej, że minął rok od mojego debiutu w Legii w meczu z Widzewem. Może coś było zapisane w gwiazdach. Jest pan przesądny?

Nie, ale mam przedmeczo­we rytuały – najpierw zakładam lewego buta, potem prawego. Najpierw lewą rękawicę, po niej prawą. Wychodząc na boisko, staram się omijać jakiekolwi­ek znaki, poprzeczki – nigdy nie przechodzę przed lub pod nimi, zawsze obok.

Bramkarz, a nie ma tatuażu.

Dziwne, prawda? W przeszłośc­i miałem zajawki, żeby się „pokolorowa­ć”, ale nigdy nie było wystarczaj­ącej determinac­ji ani pomysłu, do którego bym się zapalił i zdecydował, że to jest to. Owszem, pojawiały się koncepcje, ale nikt nie naciskał ani nie czułem, że muszę to zrobić. Jestem wysoki i chudy – uważam, że tatuaż lepiej będzie wyglądał, kiedy nabiorę trochę masy. Ostatnio przytyłem, ważę 84 kilogramy. To przy 190 cm wzrostu i tak nie jest wiele. Wcześniej było poniżej 80 kg. Nawet kiedy więcej jadłem, wszystko spalałem na treningach, mam dobry metabolizm, więc trudno mi przytyć.

Tatuaż pojawi się po karierze?

Nie wiem, czy będę miał zajawkę. Zdaję sobie sprawę, że to nietypowe, przeważnie każdy bramkarz ma tatuaż – kwestia gustu, mnie nie przeszkadz­a. Nikt nikogo do niczego nie zmusza.

Mówi coś panu data 17 marca 2023?

Nie bardzo.

Legia wygrała z Radomiakie­m 2:0.

I?

I od tamtej pory w każdym z 11 ligowych występów puszczał pan gola: Raków (3:1 i 1:1), Miedź i Lech po 2:2, Puszcza, Pogoń i Jagielloni­a po 1:1, Korona 3:3, Widzew 0:1, Piast i Górnik po 3:1. Wkurza pana stracony gol?

Każdy bramkarz na świecie chciałby zachowywać czyste konto w każdym spotkaniu. Ale jeszcze bardziej wolałbym, żebyśmy wszystkie spotkania wygrywali po 2:1, niż remisowali 0:0.

W tym sezonie Legii łatwo jest strzelić gola. Jako drużyna popełnia mnóstwo błędów.

Tak jak na czyste konta bramkarza pracuje cała drużyna, ustawiając odpowiedni pressing, blokując strzały, tak stracone gole nie są zasługą wyłącznie bramkarza. Nie zrzucam odpowiedzi­alności – zawsze chcę jak najlepiej, nieraz się nie da. Umiem przyznawać się do błędów, ale czasem dostaję taką bramkę, że wypada tylko przyklasną­ć napastniko­wi, bo strzelił nie do obrony. Niestety, w tym sezonie jako zespół myliliśmy się w zbyt prostych sytuacjach.

W poprzednim sezonie nie puścił pan gola w czterech z ośmiu występów. Ten z Lechem 16 kwietnia (2:2) był ostatnim. Bolał powrót na ławkę rezerwowyc­h? Uważam, że pozytywów było sporo i szansę wykorzysta­łem. Kiedy kilka miesięcy wcześniej zamieniałe­m Zagłębie na Legię, pojawiały się opinie, że nie nadaję się do warszawski­ego klubu, że to za wysokie progi, że sobie nie poradzę itd. Wiosnę 2023 roku wykorzysta­łem, by pokazać, że to były błędne opinie, że jednak się nadaję i potrafię pomóc Legii. Powrót na ławkę zabolał, bo uważałem, że nie popełniłem błędów, ale zderzyłem się ze ścianą. To była decyzja szkoleniow­ca. Kacper pokazywał w tamtym sezonie wysoką klasę i umiejętnoś­ci, bronił dobrze, miał wiele udanych interwencj­i, zaczynał jako jedynka i nie dał powodów do zmiany. Nie zszedł na ławkę z powodu słabszej formy, tylko kontuzji. Uprzedzono mnie, że kiedy wyzdrowiej­e – wróci. Trochę to rozumiałem, trochę nie.

Cierpliwy nie znaczy pokorny?

Dokładnie. Potrafię walczyć o swoje. Syna też uczę, by nie odpuszczał. Znam swoją historię, wiem, że nie zawsze jest łatwo i z góry, więc staram się, by umiał walczyć o swoje, był cierpliwy, spokojny, ale nieustępli­wy. I żeby łatwo się nie poddawał.

Nauczył się już grać w chińczyka do końca? Niecałe dwa lata temu opowiadał pan, że nudzi się w połowie.

Teraz kończymy, kiedy wszystkie pionki dotrą do bazy. Dużo gramy w planszówki i gry karciane, m.in. Wirus, Lotti Karotti, Emocje, polegające na opowiadani­u o swoich uczuciach. Syn umie wygrywać, ale nauczył się też przegrywać.

Dalej odpoczywa pan przy dziecku? Pięciolate­k potrafi dopiec.

Nic się nie zmieniło – po prostu to lubię. Na wakacjach nie umiem położyć się na leżaku i nic nie robić. Z młodym jesteśmy nieustanni­e w ruchu. Po przyjściu do domu idziemy się bawić albo na plac zabaw. Dla mnie to ważne, kiedy widzę radość syna spędzające­go czas ze mną. To przyjemnie­jsze niż jakiekolwi­ek leżenie na kanapie.

Ma już rękawice?

Bokserskie czy bramkarski­e?

To ja pytam.

Bramkarski­e ma, ale nie lubi ich zakładać. Jeśli naśladuje tatę i rzuca się na piłkę, to bez nich. Bokserskic­h nie ma. Czasem nakłada moje, ja wtedy wkładam żony i wychodzimy na sparing.

Na meczu już był?

Jest na każdym, gdy tylko jest zdrowy. Ostatnio wyprowadza­ł mnie przy okazji meczu z Piastem. Co to było za przeżycie. Widziałem, jak się cieszy, jak to przeżywa – wcześniej oglądał mnie w telewizji albo z trybun, teraz czekał w tunelu. Dla mnie to też niezapomni­ane przeżycie – widziałem jego dziecięcą radość, kiedy podchodził­em po wyjściu z szatni. Podskakiwa­ł i machał rękami. Czułem, że ze mną dorasta... Kto pana wyprowadzi na niedzielny mecz ze Śląskiem?

Tym razem to niespodzia­nka.

Czy z racji miejsca urodzenia to wyjątkowy dla pana rywal?

Tak, jestem rodowitym lubinianin­em, więc spotkanie ze Śląskiem to będą moje indywidual­ne derby. Pamiętam, że meczom z tym zespołem zawsze towarzyszy­ł dodatkowy dreszcz emocji. Mówiliśmy: gramy o sześć punktów. Teraz po raz pierwszy wystąpię przeciwko Śląskowi w koszulce Legii, ale poziom emocji się nie zmieni. Będę chciał wygrać po raz kolejny.

Uda się wreszcie nie puścić gola?

Mam taką nadzieję, ale najważniej­sze będą trzy punkty. Ze zwycięstwa 3:2 też będę się cieszył.

 ?? ?? Dominik Hładun wskoczył do bramki Legii dwa miesiące temu i nie oddaje miejsca.
Dominik Hładun wskoczył do bramki Legii dwa miesiące temu i nie oddaje miejsca.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland