MARCIN KOMOROWSKI
wszystko widzi i docenia, a ja muszę być cierpliwy. Presja na wynik, jak to w Legii, była wówczas ogromna. Po tym występie w Chorzowie trzech legionistów przesunięto do rezerw. Trener zapytał mnie, czy mógłbym zagrać na środku obrony. Grałem już tak u Jana Urbana, więc czemu nie. Z Lechią przegraliśmy jednak 0:3… Myślę sobie: „O Boże, dostałem szansę, a tu taka porażka”. Ale nie, trener zostawił mnie w składzie i zacząłem grać.
Pan mi wisi stówkę
Z Legią mieliśmy fajną przygodę w Lidze Europy. W 2011 w walce o awans do fazy grupowej wyeliminowaliśmy Spartaka Moskwa. Na Łazienkowskiej było 2:2, a w Moskwie zdołaliśmy zwyciężyć 3:2! W rewanżu nie grałem z powodu żółtych kartek. W dniu tego meczu przyjechałem pociągiem do Warszawy, wsiadłem do taksówki. Kierowca był rozmowny, na dodatek kibic, ale mnie nie rozpoznał. Zapytał, czy będę oglądał mecz ze Spartakiem. „Ja oczywiście też. Tylko że dużych szans nie widzę, bo nie zagrają Komorowski, Manu, Radović”. Zacząłem go przekonywać, że i tak wygra Legia, ale był sceptyczny. „W takim razie jak w Moskwie wygramy, to pan mi wisi stówkę”. Zgodził się.
Na rano znowu zamówiłem taryfę, bo wybierałem się do klubu. Patrzę, przyjeżdża ten sam taksówkarz! Cały uśmiechnięty. Przyznał, że wczoraj mnie nie poznał, ale tylko na początku.
„Sam bym cię wykupił”
W Legii zasłużyłem na transfer do Tereka Grozny. Pojechałem tam dla pieniędzy, nie będę tego ukrywał. Wcześniej była oferta z Chin i ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ale odmawiałem. Gdy pojawiła się opcja z Rosji, uznałem, że dobra, do trzech razy sztuka. Wybrałem się tam sam, w Polsce została rodzina, ale żona często mnie odwiedzała. Taki układ był lepszy, w końcu byłem tam tylko w pracy, nie zamierzałem zostawać na dłużej.
Trener Skorża upewniał się, czy muszę odchodzić, bo wolałby, żebym został. Wytłumaczyłem mu, że trudno odrzucić ofertę na takim poziomie finansowym. W umowie z Legią miałem wpisaną stosunkowo niską sumę odstępnego, co ułatwiło transfer. „Gdyby wiedział, że masz taką kwotę w kontrakcie, to sam bym cię wykupił” – zażartował szkoleniowiec. Zawsze zachowywał się wobec mnie bardzo w porządku i wtedy też przyznał, że mnie rozumie.
Lenczyk nie miał wyczucia
O ile Macieja Skorżę wspominam bardzo dobrze, o tyle nie mogę tego powiedzieć o Oreście Lenczyku, z którym zetknąłem się wcześniej w Bełchatowie. Byłem w jego drużynie od początku, aż do wicemistrzostwa Polski. Problem polegał na tym, że praktycznie u niego nie grałem. Nie dostałem od niego szansy. Nie rozumiem, dlaczego był do mnie negatywnie nastawiony. To była dziwna osoba w polskiej piłce, mam prawo oraz podstawy do takiej oceny. Jeżeli chodzi o szkołę piłkarską, to z ręką na sercu przyznaję, że niczego się od niego nie nauczyłem. Pod względem taktycznym był najgorszym trenerem, z jakim kiedykolwiek współpracowałem. Z kolei pod względem przygotowania fizycznego był jednym z najlepszych. To jest paradoks. Po jego treningach czułem się bardzo dobrze, ale pomysł taktyczny, podejście do młodego człowieka – to wszystko mogę nazwać katastrofą.
W końcu zrozumiałem, że jest do mnie uprzedzony i choćbym biegał na rzęsach, u niego w lidze nie będę grał. Psychicznie czułem się u Lenczyka wykończony. Gdy miałem z nim indywidualną rozmowę, był do rany przyłóż. A gdy wychodziło się na trening i zaczynał wygłaszać te swoje mądrości, maska opadała. Ja wiem, że czasem trzeba piłkarza zdrowo opieprzyć, bo nie może być za słodko i za kolorowo. Są jednak ludzie, którzy w trudnych chwilach potrzebują od trenera wsparcia i to trener musi potrafić ich potrzeby rozpoznać, jak dobry psycholog. Tak działali Leo Beenhakker, Maciej Skorża, Adam Nawałka – gdy wymagała tego sytuacja, umieli ochrzanić, ale też wiedzieli, kiedy należy piłkarza podbudować. Lenczyk nie miał tego wyczucia.
Powołanie od Leo Beenhakkera Żałuję, że tak późno zdecydowałem się na odejście z Bełchatowa, bo w wieku 22–23 lat traciłem cenny czas. Szczęście w nieszczęściu, że mogłem trenować z piłkarzami, którzy dużo umieli, aspirowali do kadry narodowej. Ale uświadomiłem sobie, że muszę grać. To był priorytet. Dlatego trafiałem do klubów z problemami, lecz zarazem do takich, które dawały mi możliwość występów w Ekstraklasie – w ŁKS, Zagłębiu Sosnowiec, Polonii Bytom. Wcale nie byłem pewien, że w Bytomiu sobie poradzę, bo na lewej obronie grał Wałerij Sokołenko, kapitan drużyny. Podjąłem wyzwanie. Pokazałem się na lewej pomocy, a gdy Wałerij musiał pauzować za kartki, to wskoczyłem na jego pozycję. I wygryzłem go ze składu. W końcu strzeliłem te trzy gole Lechii i trener Marek Motyka już w ogóle się we mnie zakochał.
Grając w Polonii Bytom, dostałem pierwsze powołanie do reprezentacji Polski, od Leo Beenhakkera. W dniu ogłoszenia nominacji wracałem wieczorem do domu i odebrałem telefon. W słuchawce
Urodzony 17 kwietnia 1984 roku w Pabianicach; obrońca; kluby: PTC Pabianice (do 2002), Piotrcovia Piotrków Trybunalski (2003), Stal Głowno (2003– 04), Pelikan Łowicz (2005), RKS Radomsko (2005), Sokół Aleksandrów Łódzki (2005), GKS Bełchatów (2006–07, 2 mecze/0 goli), ŁKS Łódź (2007, 12 meczów/1 gol), Zagłębie Sosnowiec (2008, 11 meczów/1 gol), Polonia Bytom (2008, 14 meczów/3 gole), Legia Warszawa (2009–12, 53 mecze/1 gol), Terek Grozny (2012–15, 77 meczów/5 goli)* Zdobywca Pucharu Polski 2011, 2012 Reprezentacja: 13 mecze/1 gol (*uwzględnione są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkowej w danym kraju). usłyszałem znajomy głos. Trener Orest Lenczyk… Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Pogratulował mi powołania. Nie wiem, czy go sumienie ruszyło, bo się na mnie nie poznał, nie mam zielonego pojęcia. W każdym razie zadzwonił. Poczułem dużą satysfakcję, ale to nie znaczy, że nagle wymazałem z pamięci całą złą przeszłość. To, jak mnie traktował, już się wydarzyło i nie da się tego wykreślić.
Trochę blefowałem
Polonia okazała się dla mnie trampoliną nie tylko do kadry, ale również do Legii. Skontaktował się ze mną dyrektor sportowy Mirosław Trzeciak. Przyznał, że rozważają moją kandydaturę oraz Krzyśka Króla z Jagiellonii Białystok. Widać wybrali mnie. Do Polonii dołączył Jerzy Brzęczek jeszcze jako czynny zawodnik, wyjechaliśmy na zgrupowanie do Turcji i szczerze rozmawialiśmy o mojej sytuacji. Przestrzegał mnie, że w Legii będę musiał ciężko walczyć o skład, pod wielką presją, ale też zgadzał się z moim argumentem, że właśnie po to przyszedłem do Bytomia, by zasłużyć na taką szansę. Z Turcji poleciałem prosto na obóz Legii.
Polonia zalegała mi z wypłatą należności, lecz chciała od Legii całą transferową kwotę i obiecywała, że z tego ureguluje rachunek wobec mnie. Nie zgodziłem się. Powiedziałem, że albo dostaną pomniejszoną kwotę o równowartość długu, albo ja przez pół roku mogę w ogóle nie grać, ale już teraz podpiszę kontrakt i po sezonie odejdę za darmo. Trochę blefowałem, bo gdybym nie miał wyjścia, to bym się zgodził. Warto było jednak tak postawić sprawę, ponieważ w tym samym czasie paru chłopaków poszło do Górnika Zabrze, zgodzili się na taki układ i nie dostali z Polonii swoich pieniędzy.
Historyczny gol na Narodowym Swoją drogą mnie trener Henryk Kasperczak też chciał w Górniku, a zabrzanie oferowali znacznie wyższy kontrakt niż Legia. Dobrze, że się jednak nie dałem skusić, bo przypominam, że Górnik sensacyjnie spadł wtedy z Ekstraklasy.
Trafiłem do klubu, który przewyższał moje wcześniejsze pod każdym względem. W Legii wreszcie mogłem skupić się na piłce, w dobrych warunkach. Leo Beenhakker też był zadowolony z tego transferu. On z kolei mnie lubił i wspierał. Dostawałem od niego powołania do kadry nawet wtedy, gdy nie grałem w Legii. Bardzo mi pomógł. W kadrze zagrałem trzynaście razy, lecz oczywiście byłoby tych meczów więcej, gdyby nie kontuzje. W historii jednak się trochę zapisałem. Strzeliłem gola w meczu z RPA w 2012 roku za kadencji Waldemara Fornalika. Wygraliśmy 1:0 i było to pierwsze zwycięstwo reprezentacji Polski na nowym Stadionie Narodowym.
Pracy mi nie brakuje
Nie działam w futbolu, nie mam na to czasu. Mieszkam w Pabianicach, w moim rodzinnym mieście. Już kiedyś inwestowałem w nieruchomości, zawsze mnie taki biznes interesował, dużo się uczyłem, czytałem na ten temat. I zacząłem w tym działać, realizuję kilka inwestycji. Pracy mi nie brakuje. Oglądam też mecze Legii, reprezentacji Polski. Czasem jak ktoś zadzwoni, zabiorę głos, ocenię. Najważniejsze, że już jako czterdziestolatek cieszę się zdrowiem. Lubię też zagrać w piłkę, ale trzeba uważać przy sprintach, dynamicznych wyskokach, bo wtedy odzywa się ten mój prawy Achilles. Na szczęście nie muszę już tak grać – kończy swoją opowieść Marcin Komorowski.