Lewy i Kiwior odpadli
Paris Saint-germain i Real Madryt osiągnęły historyczne wyniki i zmierzą się z niemieckimi drużynami.
Obecna edycja najważniejszych europejskich rozgrywek już jest wyjątkowa. Po raz pierwszy od czterech lat żaden przedstawiciel Premier League nie zakwalifikował się do najlepszej czwórki. Na etapie półfinałów nie zobaczymy też już żadnego z reprezentantów Polski (Marcel Lotka jako rezerwowy bramkarz będzie jedynie na ławce Borussii Dortmund), choć Barcelona z Lewandowskim na boisku miała wszystko pod kontrolą do czerwonej kartki Ronalda Araujo.
Pokaz siły PSG
Przed rewanżem Duma Katalonii była w uprzywilejowanej pozycji. Korzystny wynik przywieziony z Paryża i najlepsza forma na przestrzeni ostatnich miesięcy sprawiły, że podopieczni Xaviego awans mieli na wyciągnięcie ręki. I przyznać trzeba, że do czasu bezmyślnego faulu Araujo wszystko szło po ich myśli. Jednak grając w przewadze jednego zawodnika, PSG pokazało Katalończykom miejsce w szeregu i zasłużenie strzeliło aż cztery gole. Był to wyjątkowy wieczór dla Luisa Enrique. Szkoleniowiec paryżan, który wcześniej święcił triumfy z Barceloną (m.in. potrójna korona w 2015 roku), pierwszy raz w karierze trenerskiej pokonał Blaugranę. – Jakże trudno było mi grać przeciwko Barcy... Starałem się kontrolować swoje emocje. W pierwszym meczu nie zasłużyliśmy na przegraną, ale przegraliśmy, nie zasłużyliśmy na przegrywanie w 12. minucie, ale przegrywaliśmy. Piłkarze następnie przenieśli grę tam, gdzie chcieliśmy. To oczywiste, że czerwona kartka odgrywa ważną rolę, ale wynik jest sprawiedliwy – zapewniał Enrique.
I tak jak po pierwszym spotkaniu hiszpańskie media zachwycały się postawą Lewandowskiego, opisując, że choć bramki nie zdobył, to zagrał jeden z najlepszych meczów w sezonie, tak za rewanż można mieć do Polaka pretensje. Napastnik Barcelony jeszcze w pierwszej połowie nie wykorzystał świetnej okazji na podwyższenie prowadzenia, a pod koniec meczu, gdy gospodarze mogli doprowadzić do dogrywki, zamiast obsłużyć lepiej ustawionych kolegów, kopnął wprost w ustawionego przed nim obrońcę. „Nie był nawet blisko tego „Lewego” z Paryża. Wygrał znacznie mniej pojedynków i zmarnował dwie okazje: strzał nad bramką i kolejna próba, po której błysnął Gianluigi Donnarumma” – napisał kataloński „Sport”, który ocenił grę Lewandowskiego na 4 (skala 1–10). Najsłabszą wystawioną notą była dwójka, a otrzymał ją Joao Cancelo.
Dwumecz godny finału
Podobnie jak PSG historyczny wynik osiągnął Real Madryt. Królewscy dopiero po serii rzutów karnych wyeliminowali Manchester City w dwumeczu, który trzymał w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. – Myśleliśmy, żeby grać trochę inaczej, ale przez to, że strzeliliśmy gola, to za nisko obniżyliśmy ustawienie. Wtedy City miało większą kontrolę, ale City zawsze ma kontrolę i uważam, że broniliśmy bardzo, bardzo dobrze. Wręcz świetnie! – chwalił swój zespół szkoleniowiec Królewskich.
I choć historia nie była po stronie Los Blancos (City nigdy dotąd nie odpadło z Ligi Mistrzów po remisie w pierwszym meczu na wyjeździe), to podopieczni Carlo Ancelottiego napisali jej kolejny, bo nie nowy rozdział. Z włoskim szkoleniowcem
Real po raz trzeci wyeliminował w fazie pucharowej obrońców tytułu Champions League (w 2014 roku Bayern, w 2022 Chelsea). Prowadzony przez Ancelottiego trzeci raz również wygrał (tym razem po rzutach karnych) na stadionie, gdzie nie udawało mu się to nigdy wcześniej w Lidze Mistrzów. W obu poprzednich przypadkach kończyło się to zwycięstwem w całych rozgrywkach. Niewątpliwie jednak stroną dominującą w rewanżu byli aktualni mistrzowie Anglii. Gdyby byli odrobinę bardziej skuteczni, nie byłoby mowy o dogrywce, bo mecz rozstrzygnęliby na swoją korzyść w podstawowym czasie gry. Jednak trener The Citizens nie uważa, żeby jego piłkarzom zabrakło szczęścia.
– Johan Cruyff mawiał, że szczęście nie istnieje. Ja dosyć mocno się z tym zgadzam. Na końcu nie udało nam się strzelić gola, tyle. Zrobiliśmy wszystko, by to zrobić. Taka porażka boli, ale czy jest lepszy sposób, by przegrać? Jasne, że to boli. Czujemy się źle, będziemy źle spać i jutro musimy się podnieść. Nie zawsze możesz wygrywać, ale próbujesz. My spróbowaliśmy. Co mam powiedzieć piłkarzom, gdy jesteśmy tu od takiego czasu i to robimy? Znowu pokazaliśmy siebie w starciu z taką drużyną jak Real Madryt. Tyle... Co mogę powiedzieć? Wytłumaczenie? Nie wiem... Nie wiem, co więcej możemy robić. No OK, możemy dopracować więcej szczegółów, być dokładniejszymi w strefach z 7–8 zawodnikami... Nie wiem jednak, co mieliśmy zrobić lepiej. Do tego ten margines, którym przegraliśmy w karnych: 3:4. Tego nam zabrakło, nie ma nic więcej – tłumaczył boiskowe wydarzenia Pep Guardiola.