Jubileusz legendy Jagi
Sobotni mecz przeciwko Zagłębiu Lubin będzie 300. występem Tarasa Romanczuka w barwach Dumy Podlasia na poziomie PKO BP Ekstraklasy.
Wdzisiejszych czasach coraz trudniej znaleźć piłkarzy, którzy przywiązują się do klubowych barw i spędzają w jednym miejscu całą lub znaczącą większość kariery. Tym, który zapracował sobie na status legendy dzięki wielu sezonom spędzonym w jednej drużynie, jest Taras Romanczuk. Kapitan Jagiellonii nie tylko znajduje się przed olbrzymią szansą, aby sięgnąć ze swoim zespołem po mistrzowski tytuł, lecz także czeka go jubileusz w postaci 300. meczu na boiskach Ekstraklasy.
Siedlce zamiast Białegostoku
Przygoda Romanczuka w Polsce rozpoczęła się w 2012 roku. Wówczas trafił on do Legionovii z MFK Kowel. – Legionowo ma kilka miast partnerskich, jednym z nich jest Kowel. To pomogło nam w transferze. Przed przenosinami do Legionovii Taras przechodził testy w Wołyniu Łuck, ale ostatecznie tam mu podziękowano. Można powiedzieć, że wykorzystaliśmy swoją okazję. Trener Marek Papszun nie miał wówczas wątpliwości, aby go zostawić w drużynie – wspomina w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Michał Kusiński, czyli ówczesny dyrektor sportowy klubu, a potem menedżer Romanczuka.
Po dwóch latach gry dla Legionovii Romanczuk przeprowadził się do Białegostoku, gdzie zaufał mu trener Michał Probierz. Co ciekawe, wówczas piłkarz był bardzo bliski przenosin do Pogoni Siedlce. – Mieliśmy jechać na testy do tego klubu. Tymczasem Jagiellonia, pod wodzą Michała Probierza, wcześniej rozpoczęła przygotowania do sezonu. Zadzwoniłem do jej prezesa Cezarego Kuleszy, a on wyraził zgodę, by Taras przyjechał na trening podczas obozu i się sprawdził – wspomina Kusiński.
– Tak, miałem trafić do Siedlec, ale wówczas kluby z niższych lig nie rozpoczęły jeszcze treningów – potwierdzał Romanczuk w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”. O tym, aby pozostawić 22-letniego wtedy pomocnika w zespole, bardzo szybko zdecydował sam Probierz. Jagiellonia w tym czasie interesowała się innym piłkarzem Legionovii Antonio Calderonem. Hiszpan trafił jednak do Arki Gdynia, na Podlasiu postawiono na Romanczuka.
Początki Tarasa w Białymstoku nie były łatwe. Już na samym początku, po kilku tygodniach spędzonych w nowym otoczeniu, u piłkarza pojawiły się wątpliwości, czy da radę na dłuższą metę podołać wyzwaniu, jakim jest gra na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. Otuchy do tego, aby się nie poddawać, dodali mu Kusiński oraz Papszun. – Były szkoleniowiec Rakowa powtarzał mi: „Spokojnie, przyzwyczaisz się do obciążeń. Teraz jesteś 25. w hierarchii, za miesiąc będziesz 20., później załapiesz się do meczowej osiemnastki”. Wszystko się potwierdziło – wspominał Romanczuk w wywiadzie z Łukaszem Olkowiczem. Debiut Romanczuka w Jagiellonii przypadł 14 sierpnia 2014 roku w przegranym 0:3 spotkaniu z Legią Warszawa.
W tamtym sezonie Jaga do samego końca rozgrywek walczyła o mistrzowski tytuł właśnie ze stołeczną drużyną oraz Lechem Poznań. Ostatecznie ukończyła tamten wyścig na trzecim miejscu, a najlepszy okazał się Kolejorz.
Europa, ale też walka o utrzymanie
W swoim pierwszym sezonie w Ekstraklasie Romanczuk rozegrał 27 meczów. Od tamtej pory przeżył w Białymstoku niemal wszystko. Jagiellonia jeszcze dwukrotnie rzuciła wyzwanie największym w walce o mistrzostwo Polski – sezony 2016/17 i 2017/18 kończyła na drugim miejscu za Legią, ale wyprzedziła Lecha. W 2019 roku grała w finale Pucharu Polski, lecz przegrała z Lechią Gdańsk (0:1 po dogrywce). Z Romanczukiem w składzie Duma Podlasia wystąpiła też w europejskich pucharach, gdzie potrafiła wyeliminować portugalskie Rio Ave. Właśnie ten dwumecz w eliminacjach Ligi Europy i szalony remis 4:4 (w pierwszym meczu Jagiellonia wygrała 1:0) w Portugalii był dla 32-latka jednym z najmilszych momentów podczas całej kariery. Nie brakowało też trudniejszych chwil – białostoczanom zaglądało w oczy widmo spadku. Zwłaszcza w sezonie 2015/16, który zakończyli na 11. miejscu. To dla obecnego kapitana Dumy Podlasia był najbardziej wymagający ze wszystkich momentów. – Przez te wszystkie lata spędzone w Białymstoku Taras na pewno nabrał sporo pewności siebie. Ale co do jednego nie mam wątpliwości: zawsze był wspaniałym człowiekiem i takim pozostał. Pod tym względem absolutnie się nie zmienił – mówi Kusiński.
Obaj panowie cały czas utrzymują świetne relacje. – Kontaktujemy się co najmniej raz w tygodniu. Chociaż w piłce nożnej nie pracuję już od jakiegoś czasu, to z Tarasem za każdym razem miło jest porozmawiać i podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Zawsze był wobec mnie lojalny i wykazywał się zaufaniem. Na przestrzeni wielu lat ciągle szliśmy razem. On jest dla mnie jak syn, mamy naprawdę znakomity kontakt – przekonuje w rozmowie z nami.
W Białymstoku koniec kariery?
W obecnym sezonie Romanczuk razem z Portugalczykiem Nene stanowią o sile środka pola w drużynie trenera Adriana Siemieńca. Pod koniec stycznia 32-latek przedłużył umowę z Jagą do końca sezonu 2025/26. „Taras Romanczuk to niekwestionowana ikona Jagiellonii. Symbol największych sukcesów klubu, w tym dwóch tytułów wicemistrzowskich i brązowego medalu mistrzostw Polski” – reklamowano go na oficjalnej stronie białostockiej drużyny. Sam piłkarz chciałby na Podlasiu zakończyć karierę i tym samym sprawić, że licznik występów w żółto-czerwonej koszulce na poziomie PKO BP Ekstraklasy sięgnie nawet 400. Po sobotnim meczu z Zagłębiem pomocnikowi do tego osiągnięcia będzie brakowało równo stu spotkań. W meczu z Miedziowymi celem Jagi będzie oczywiście zdobycie trzech punktów, które pozwolą Jadze pozostać na fotelu lidera. – Jagiellonia cały czas jest w sytuacji, w której tylko może zdobyć tytuł, a niczego nie musi. Taras i drużyna podchodzą do tego bardzo spokojnie, ale to normalne, że im dłużej utrzymuje się na tak wysokiej pozycji, tym większa pojawia się presja – kończy Kusiński.