Przeglad Sportowy

Z dyskontu do delikatesó­w

- Marcin Dobosz rozmawia

MARCIN DOBOSZ:

Bayer Leverkusen w pięknym, niezwykle efektownym stylu zaklepał sobie mistrzostw­o Niemiec, pierwsze w historii. Nadal jest to klub bliski pana sercu?

RADOSŁAW KAŁUŻNY (BYŁY REPREZENTA­NT POLSKI, KOMENTATOR „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO”):

Zdecydowan­ie. W lepszym nie było dane mi zagrać. Chłopak z Lubina na dwa lata trafił do raju. Kiedy z Zagłębia Lubin przeszedłe­m do bogatej Wisły Kraków, której właściciel­em był Bogusław Cupiał, pomyślałem: nieźle! Gdy odszedłem z niej do Bundesligi do Energie Cottbus, to było „wow!”, a kiedy z Cottbus wykupił mnie Bayer, znalazłem się w siódmym niebie. Trafiłem do świetnej drużyny, z kapitalnym­i piłkarzami – gdzie się człowiek nie obrócił na treningu, miał do czynienia z reprezenta­ntami swoich krajów. Powiedzieć, że był to klub perfekcyjn­ie zorganizow­any, to mało. Wypłaty przychodzi­ły przed czasem, a szef klubu Reiner Calmund częściej niż z nami rozmawiał z żonami i kobietami piłkarzy, dopytując, czy w domu wszystko w porządku, czy w czymś pomóc, czy mąż się dobrze prowadzi. (śmiech) Czapki z głów przed Bayerem, bo żeby tak owinąć wokół palca Bundesligę: Bayern Monachium, RB Leipzig czy Borussię Dortmund – trzeba być wielkim zespołem. I taki właśnie stworzył trener Xabi Alonso. W Leverkusen osiągnął nieśmierte­lność i za ten pierwszy tytuł na wieki wieków pozostanie w tym mieście legendą, choć złośliwi mawiają, że Leverkusen to dzielnica Kolonii.

DOBOSZ:

Jedyne, co mogło pana uwierać podczas pobytu w Bayerze, to fakt, że mało pan grał.

KAŁUŻNY:

To prawda. Miałem piekielną konkurencj­ę, a umiejętnoś­ci takie sobie. Kiedyś trener Klaus Augenthale­r poradził mi, jak mam uporać się z rywalami z „mojej” pozycji: „Radek, weź ich wyp..., powycinaj na treningu!”. I raczej nie żartował. Tyle że co to za rozwiązani­e… Nie przyszło mi do głowy kaleczyć kolegów.

DOBOSZ:

Ale zagrał pan w Lidze Mistrzów.

KAŁUŻNY:

Z Bayerem Leverkusen poznałem jej smak i choć wyniki były gorzkie – przeżycie ogromne.

DOBOSZ:

Barwnie mi o tym pan opowiadał, warto przypomnie­ć: „Kiedyś nasz trener, Niemiec Thomas Hörster dostał w papę od Polaka, który pielęgnowa­ł trawę na boiskach Bayeru. Hörster gnoił mnie, co widocznie było jego małą zemstą za łomot od mojego nerwowego rodaka. A dodatkowo wymierzał »karę«, wystawiają­c mnie w meczach Ligi Mistrzów, bo w spotkaniac­h Bundesligi wyganiał mnie na trybuny albo sadzał na ławie”. O co poszło z Hörsterem?

KAŁUŻNY:

Zdążył mnie pan poznać i wie pan, że nigdy nie obwiniałem trenerów za to, że nie gram. I nie miałbym pretensji do Hörstera za to, że nie wystawiał mnie, lecz za to, że mnie upokarzał. Powoływał na mecz dziewiętna­stu piłkarzy i jednego odsyłał na trybuny. Niemal zawsze byłem to ja. A kiedy któregoś dnia powiedział przy wszystkich przed meczem, że mogę już iść do domu... Gdyby Oliver Neuville nie złapał mnie za rękę, mój pobyt w Bayerze dobiegłby końca, bo Hörster oberwałby po pysku. Pięść już miałem zaciśniętą.

DOBOSZ:

Wracając do pana wspomnień z Ligi Mistrzów: „No i pobiegałem sobie za Barceloną, Interem Mediolan i Newcastle. Wybiegamy z tunelu stadionu Newcastle, oczywiście gwizdy. Za chwilę zamieniły się w owację, bo wyszli gospodarze, ale huragan zerwał się, kiedy kilka sekund po całej ekipie Newcastle na murawę wkroczył Shearer. »Shearer! Shearer!« – niosło się. Angielscy kibice dosłownie zwariowali. Włosy na rękach z wrażenia stanęły mi na baczność. A ich ukochany napastnik wychodzi, jak hollywoodz­ki gwiazdorek pozdrawia tłumy, machając rączką. Zanim się obejrzeliś­my, po kwadransie dostawaliś­my 0:2, dwie bramki władował nam oczywiście Shearer, a jeszcze przed przerwą dołożył trzecią. Najlepsze, że trener mnie pochwalił po tym spotkaniu. Miałem szczęście, że nie pilnowałem Shearera, bo pochwały raczej bym nie dostał. Nim zajmował się Brazylijcz­yk Cris. Bayer zapłacił za niego koszmarne pieniądze, lecz okazało się, że to jedyny »drewniany« Brazylijcz­yk. Zero techniki. Shearer kręcił go jak barana i trener po pół godzinie Crisa zdjął”.

Przejrzałe­m też rozdział „Bayer Leverkusen” w pańskiej biografii i natknąłem się na kilka smaczków. Pierwszy z nich: „Trochę mnie wkurzał Ulf Kirsten. Typowy Ddr-owiec. Cham, bardzo nieprzyjem­ny. Nawet Niemcy mówili, że to kawał ch... i dziada, a był kapitanem Bayeru”.

KAŁUŻNY:

To był beznadziej­ny, antypatycz­ny typek. Z każdym z drużyny mogłem się zakumplowa­ć, ale nie z nim. Nikt go w szatni nie lubił, choć natłukł dla Bayeru milion goli.

DOBOSZ:

Neuville, Kirsten, Lucio, Jens Nowotny – to skrawek gwiazdozbi­oru Bayeru.

KAŁUŻNY:

Diego Placente, Bernd Schneider, Roque Junior, Juan i Dimityr Berbatow. Na treningu Bułgar podwijał spodenki i jazda! Kręcił wszystkimi jak właściciel karuzeli. Jak mówiłem – co kumpel, to poważne, piłkarskie nazwisko. Bardzo miło mi się zrobiło, kiedy pod koniec mojego pobytu w Bayerze nieoczekiw­anie zagrałem w meczu przeciwko mistrzowi – Werderowi Brema. Tradycyjni­e nie ociągałem się, a walczyłem na całego. No i w szatni trener pochwalił mnie za to, że na koniec nie odwaliłem chałtury, choć wszyscy wiedzieli, iż żegnam się z Bayerem. Pochwalił mnie też Calmund. I to było najlepsze z możliwych zakończeń. Nie przeszkadz­ało mi wcale, że zawodnicy Werderu zagrali w tamtym meczu pijani.

DOBOSZ:

Pijani?

KAŁUŻNY:

Tak. No, może solidnie podpici. Widocznie nie wytrzeźwie­li jeszcze po świętowani­u mistrzostw­a, które zapewnili sobie wcześniej. W ostatniej kolejce wygraliśmy na ich stadionie 6:2. My się ucieszyliś­my, a oni nie zmartwili. Werder wywalczył złoto, a my dojechaliś­my do mety na trzecim miejscu. A transfer do Leverkusen załatwił mi Andrzej Juskowiak, kumpel z Energie Cottbus. W meczu z Bayerem uszkodził i to konkretnie ich defensywne­go pomocnika – Jensa Nowotnego. To nie było złośliwe. „Józio” go przyblokow­ał, choć finał okazał się taki, że Jens z zerwanymi więzadłami poszedł na długie L4.

Nocą zadzwonił do mnie mój menedżer i mówi:

– Jestem razem z Reinerem Calmundem i coś chcemy ci powiedzieć. – Nie zawracaj mi d... żartami. Jestem zmęczony, śpię. Wyłączyłem telefon. Szybko odezwał się aparat byłej żony.

– Ty, oni naprawdę dzwonią z Leverkusen!

– Tu Reiner Calmund. Wpłaciliśm­y pieniądze za twój transfer. O 6 rano masz u nas badania.

A po podpisaniu kontraktu Andrzej Juskowiak się odezwał. – „Tata”, spodziewam się trochę euro za zrobienie ci miejsca w składzie Bayeru! – zażartował. Wyłożyli za mnie 1,2 miliona euro, a ja przeskoczy­łem z dyskontu, jakim – bez obrazy – było Energie, do delikatesó­w. Trzy dni nosiłem torby ze sprzętem z klubu do hotelu. Jeden na Ligę Mistrzów, drugi na Bundesligę, cywilne ciuchy z klubowym logo. Inny świat. Tych wspomnień nikt mi nie odbierze.

 ?? ?? W niedzielę były klub Radosława Kałużnego Bayer Leverkusen świętował zdobycie mistrzostw­a Niemiec.
W niedzielę były klub Radosława Kałużnego Bayer Leverkusen świętował zdobycie mistrzostw­a Niemiec.
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland