Podzieleni przez tragedie
ZZa nami 11. rocznica katastrofy smoleńskiej. Nie trzeba być wielkim znawcą meandrów krajowej polityki, by zauważyć, że od tego czasu podziały w społeczeństwie pogłębiły się do granic. Dzielące słowa „oni” i „my” wybrzmiewają głośno jak nigdy. Dwa obozy, gotowe w każdej chwili rzucić się sobie do gardeł. A przecież, gdy 10 kwietnia 2010 r. doszło do tragedii, wydawało się – chociaż przez krótką chwilę – że w obliczu dramatu zjednoczymy się. Że zanikną spory, że mimo dzielących nas różnic, będziemy umieli znaleźć drogę do dialogu. Przecież 11 lat temu na Krakowskim Przedmieściu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 członków jego delegacji opłakiwali i młodzi, i starzy, i „wykształciuchy”, i ci z wykształceniem podstawowym. Ale w końcu nastąpiło tąpnięcie. Zaczęło się dzielenie ludzi na tych „z sekty smoleńskiej” i tych, co za Tuskiem, którego ci pierwsi określili mianem „zdrajcy”. Trwa to zresztą do dziś. Ale czy tylko Smoleńsk nas dzieli?
Nie. Patrząc na to, co dzieje się w Polsce, trudno niestety oprzeć się wrażeniu, że ostatnio dzielą nas niemal wszystkie tragedie. Schemat jest zawsze ten sam: najpierw narodowy smutek, pozorne zjednoczenie, na końcu awantura. Cofnijmy się choćby do stycznia 2019 r. Paweł Adamowicz zostaje zamordowany. Naród pogrążony w szoku i smutku. Pojawia się nadzieja, że to wydarzenie już naprawdę odmieni politykę. I nas. Czyżby? Wkrótce po tym wydarzeniu ponownie zaczęła się awantura: o to, jaką telewizję oglądał zabójca, o oświadczenia majątkowe zmarłego prezydenta Gdańska. Ba! Zaczęły nawet krążyć pogłoski, jakoby Adamowicz wcale nie zginął, z czym musiała rozprawiać się pogrążona w żalu rodzina… I znowu pojawiły się dwa obozy: tych, którzy śmierć tę przeżywają, i tych, którzy podkreślają, że Adamowicz żadnym bohaterem nie był.
A najgorsze jest to, że dzielić może nas nie tylko śmierć polityka czy polityków. Wczoraj pożegnaliśmy Krzysztofa Krawczyka. Śmierć artysty w Poniedziałek Wielkanocny wywołała oczywiście ogromne poruszenie, jednak w pewnym momencie zamiast refleksji, która powinna towarzyszyć przemijaniu, pojawiła się narodowa awantura o to, kto jakie kondolencje złożył i które pokolenie Krawczyka ceniło.
Co musi się stać, byśmy chociaż w takich chwilach zarzucili spory?