PO nie pokona PIS samo dzielnie
Osłabienie pozycji Polski będzie jeszcze trwało przez lata. Będzie się pogłębiać i będzie bardzo trudno każdemu następnemu rządowi tę pozycję odbudować.
„Super Express”: – Czeka nas zderzenie ze ścianą i zamrożenie środków unijnych z Funduszu Odbudowy?
Grzegorz Schetyna: – Jest takie niebezpieczeństwo, można powiedzieć, że ostateczność. Bardziej boleję nad tym, że sytuacja, którą obserwujemy już od kilku lat, jest konsekwentnym działaniem tej ekipy rządowej i samego Kaczyńskiego w kierunku ustawienia się na marginesie Unii Europejskiej, bezdecyzyjnym marginesie. Ciągle podkreślamy swoją wyjątkowość, podmiotowość, szczególność, nieustannie wypychając ze świadomości, że UE to jest wspólnota, dobrowolny związek 27 państw, które chcą ze sobą być, funkcjonować, egzystować, które umawiają się na współpracę na pewnych zasadach. To przeprowadzanie swoich krajów, całej Wspólnoty, przez trudy codziennego życia po to, żeby budować swoją pozycję i się bogacić. Ten rząd sobie nie zdaje z tego sprawy i przestaje to traktować poważnie. Obecność Polski w Unii to jest marzenie wielu pokoleń Polaków, które o to walczyły. Teraz ekipa PIS stara się tłumaczyć Polakom, że to nie jest ważne, i mówi: „to my jesteśmy najważniejsi, nasza rola jest kluczowa i musimy patrzeć na koniec swojego nosa”. To błąd, który prowadzi do naprawdę poważnych problemów, jeśli nie do katastrofy.
– Czym jest ta „katastrofa”? Przecież nikogo z Unii wyrzucić nie można.
– W Wielkiej Brytanii też nikt nie zdawał sobie sprawy, że wyjście z Unii jest możliwe. Nikt nie brał tego na poważnie pod uwagę.
– Tylko w Polsce ok. 80 proc. społeczeństwa to euroentuzjaści. Sądzi pan, że polityka prowadzona przez obecny rząd spowoduje, że poparcie Polaków dla Unii Europejskiej zacznie spadać?
– Nie sądzę. Dokładnie 83 proc. jest za obecnością Polski w UE. Tylko że Polacy zaczynają się obawiać i analizować, czy ta nasza obecność, to ciągłe wszczynanie awantur, ciągła niezgoda, walka z tymi, z którymi powinniśmy współpracować, jest czymś normalnym. Przyzwyczajamy się niestety do tego, że tak wygląda polityka i debata publiczna, że tu wszyscy ze wszystkimi się muszą kłócić, że w relacjach politycznych i międzyludzkich dominuje agresja. To jest ciąg zdarzeń, który pokazuje, że my z Unią nieustannie walczymy. Walczymy z instytucjami europejskimi, Komisją Europejską, Trybunałem Sprawiedliwości. Przez cały czas są konflikt i budowanie relacji na złych emocjach, agresywnych odpowiedziach, niezgodzie i braku akceptacji. Tymczasem polski rząd powinien zajmować się tym, jak być bardziej skutecznym, stwarzać możliwości dla polskich firm, przedsiębiorstw, samorządów, inwestycji. Powinien pozyskiwać środki europejskie i sięgnąć po Fundusz Odbudowy. To jest dzisiaj wyzwanie dla polskiego rządu, a nie wszczynanie awantur i kłótnia ze wszystkimi. To jest droga, którą podjął kilka lat temu Orban, i my dokładnie zmierzamy tą węgierską drogą. Ustawiania się na marginesie Unii.
– PIS obrał twardy kurs nie tylko wobec Unii Europejskiej, lecz także Stanów Zjednoczonych poprzez projekt ustawy medialnej. Jeśli więc konflikt z Unią, konflikt z USA, to co nam zostaje?
– Pewnie Węgry, Salvini, te partie, z którymi Kaczyński podpisuje umowy, a które są akolitami Putina i Rosji. – Chce pan powiedzieć, że Jarosław Kaczyński wpada w ramiona Władimira Putina?
– Tak prowadzi swoją politykę. Jeśli Polska nie jest otwarta na Zachód i nie robi wszystkiego, żeby na nim być, to odwraca się na Wschód. Tak było zawsze w polskiej historii i teraz też tak jest. Kaczyński, konfliktując się ze wszystkimi, dla których ważne są wolności obywatelskie, praworządność, demokracja i prawa mniejszości, zwraca się do tych, którzy tak jak on tego nie akceptują. Siłą rzeczy zwraca się więc do prezydenta Putina. Nawet nie zdając sobie sprawy z konsekwencji.
– Jakie będą realne konsekwencje takiej polityki, jeśli chodzi o naszą obecność w Unii Europejskiej?
– Nikt nie będzie przywiązywał uwagi do naszego zdania. Nasza pozycja będzie coraz słabsza, (…) przez konflikt z USA nie mamy już ambasadora i partnera w polityce zagranicznej, któremu będzie zależeć na tym, żebyśmy byli w niej obecni. Dlatego że my robimy kłopot, tworzymy problemy, jesteśmy troublemakerem. Nie budujemy relacji, rozmowy, która wytłumaczy nasze intencje. My ciągle chcemy coś narzucać. My ciągle mamy rację. My ciągle czegoś żądamy. Taka polityka musi zbankrutować. Tylko to będzie trwać, to nie jest kwestia, która się rozstrzygnie w przyszłym roku. Osłabienie pozycji Polski będzie jeszcze trwało przez lata. Będzie się pogłębiać i będzie bardzo trudno każdemu następnemu rządowi odbudować pozycję Polski.
– Ustawa medialna ma szansę przejść przez parlament?
– Długo jestem w tym Sejmie i już nic mnie nie zdziwi. Ta ustawa jest tak absurdalna i tak szkodliwa… zresztą już zrobiła szkody i będzie robić dalej, (…) wydaje mi się, że o większość będzie bardzo trudno, ale nigdy nie mówi się nigdy. Jeśli zagraniczny kapitał zacznie się wycofywać z polskiego rynku medialnego, to będzie to wielki uzysk Kaczyńskiego i PIS. Oni o tym marzą.
– Według badań może to powstrzymać tylko zjednoczenie opozycji. Pan tworzył Koalicję Europejską, ale ona jest różnie oceniana. Donald Tusk to jest osoba, która sprawi, że nagle wszyscy będą chcieli ze sobą współpracować?
– Koalicja Europejska była dobrym pomysłem, ale nie weszło do niej ugrupowanie Roberta Biedronia, poszli przeciwko opozycji. I to oczywiście było kluczem do porażki. Ale zjednoczenie zafunkcjonowało w pakcie senackim, wszyscy się umówiliśmy i wygraliśmy te wybory. Co teraz? Teraz trzeba rozmawiać. We wzajemnym zaufaniu wszystkich liderów. A powrót Donalda Tuska musi pomóc. Zresztą już pomaga opozycji, bo daje ludziom nadzieję. Ludzie wierzą, chcą zmiany i jak najszybszych wyborów, wiedzą, że PIS pro
wadzi Polskę na manowce i że konsekwencje tej ich drugiej kadencji będą fatalne. Ludzie chcą od opozycji współpracy i wyborczego zwycięstwa. Ale trzeba poświęcić temu sporo czasu i być przekonanym, że nie ma alternatywy dla bycia razem.
– Czeka nas powrót słynnego „U2”, czyli duetu Tusk-schetyna? Czy wydarzyło się między wami zbyt wiele trudnych rzeczy?
– U2 to czterech muzyków (śmiech). Uważam, że potrzebujemy szerszej współpracy, nie tylko Tuska, mojej czy nawet Platformy Obywatelskiej. Potrzebujemy nowych środowisk, ludzi spoza polityki, potrzebujemy młodych, samorządowców. Potrzebujemy tej werwy, która była w kampanii Rafała Trzaskowskiego.
– Czyli sama Platforma nie wystarczy. – Ona jest niezbędna. Ale będzie bardzo ciężko, żeby jedna partia pokonała PIS. PO ma być osią tej większej, zwycięskiej konstrukcji.
– Od kiedy pan wiedział, że Tusk wraca? Było zaskoczenie?
– Nie było. Jeśli byłem zaskoczony, to jego determinacją. To było imponujące, że jemu bardzo zależało na tym, żeby wrócić, naprawdę chciał to zrobić. Zostawił Brukselę i podjął wielkie wyzwanie.
– A co z Rafałem Trzaskowskim?
– Jest wiceprzewodniczącym, prezydentem stolicy, miał świetną kampanię. To ogromny kapitał i potencjał. Dla wszystkich jest miejsce. Musimy opierać relacje na elementarnym zaufaniu. Wtedy wszystkim będzie łatwiej. Wszyscy się zmieścimy. Sternik jest jeden, ale zwycięstwo musi być wspólne.