Modliłem się o potknięcie Rakowa
Jakub Kamiński w kościele szukał wsparcia na drodze po mistrzowski tytuł Lecha
To ostatnia prosta w rywalizacji o mistrzostwo Polski. Najkrótszą do niego drogę ma lider – Lech. Dla Jakuba Kamińskiego (20 l.), gwiazdy Kolejorza, dwa ostatnie mecze sezonu – w tym sobotnie derby z Wartą – to gra o spełnienie marzeń przed wyjazdem do VFL Wolfsburg.
„Super Express”: – Niemal dokładnie rok temu w szkolnej ławce pisałeś na języku polskim maturalne wypracowanie z „Lalki”. Który egzamin dojrzałości jest bardziej stresujący: ten prawdziwy czy boiskowy, zdawany w tym roku? Jakub Kamiński: – Rok temu było zdecydowanie trudniej! Stawką było średnie wykształcenie. Udało się, co mnie oczywiście wtedy ucieszyło i wciąż cieszy. A teraz to raczej sprawdzian; też ważny i trudny, ale zdawany w szerszym gronie, ze wsparciem kolegów. No i najlepiej, żeby został zdany „na szóstkę”, czyli na sześć punktów na murawie. – Trener Maciej Skorża chwalił was ostatnio za „dobrą reakcję po przegranym finale Pucharu Polski”. Ta porażka była najtrudniejszym doświadczeniem w twoim życiu piłkarskim?
– Frustracja, zdenerwowanie, złość na to, że nie podołaliśmy pierwszemu z dwóch najważniejszych w tym sezonie zadań – takie uczucia zdarzają się po porażkach, ale tym razem były wyjątkowo intensywne.
– Co pomogło na odreagowanie? – Rozmowy z przyjaciółmi. Ale najbardziej – chyba z tatą. Widział, że jestem wkurzony, i potrafił znaleźć dobre słowa. Przypomniał mi, że sport niesie skrajne uczucia. Że przeciwnik chce wygrać równie bardzo jak ty. I że mamy jeszcze jeden ważny cel do realizacji, więc trzeba patrzeć w przód. „Raków nie wygra wszystkich trzech meczów” – przekonywał.
– Pomogło?
– Pomogło. Mocno skupiałem się na myśli, że muszę dobrze zagrać w Gliwicach. Modliłem się o wygraną i o potknięcie Rakowa. I tak się stało! Wszystko odwróciło się o 180 stopni. Znów my wyznaczamy kurs na mistrza!
– „Modliłem się o wygraną” – to tylko przenośnia?
– Nie. Jestem chrześcijaninem, osobą wierzącą, chodzę do kościoła. W niedzielę też w nim byłem. Prosiłem o to, by cały zespół dostał wsparcie z góry. I o potknięcie Rakowa też!
– Osobiście dostałeś jeszcze od opatrzności przepięknego gola. Podobno zaskoczył nawet ciebie? – Coś musiałem przed tymi kamerami powiedzieć, żebym nie wyszedł na pewnego siebie samoluba! (śmiech) Był strzał, była fajna bramka i... tyle. – Jesteście liderem tabeli. Niektórzy mówią jednak, że utrzymanie się na tronie jest trudniejsze od wdrapania się na niego. Co ty na to? – Owszem, niby zawsze lepiej jest gonić, niż być gonionym. Ale w tym przypadku, kiedy mamy swój los w swoich rękach, jest to zdecydowanie nasz atut. Dobre jest nawet to, że w sobotę gramy przed Rakowem. Zróbmy swoją robotę w derbach w Grodzisku i... poczekajmy, co z tego wyniknie.
– Jesteś zawiedziony brakiem nominacji do miana pomocnika sezonu w plebiscycie ekstraklasy?
– Nie. Cieszę się, że rozgrywam dobry sezon z dobrymi liczbami – asystami i bramkami, i że nadal jestem w grze o mistrzostwo. Dzięki temu mój wyjazd do Niemiec może zostać poprzedzony czymś wyjątkowym, niesamowitym, spełnieniem moich marzeń.