Świat Nauki

Niewolnicy czterech kółek

Jak walczyć z uzależnien­iem od samochodu?

-

ANTROPOLOG DANIEL MILLER zauważył kiedyś, że gdyby kosmici pewnego dnia złożyli wizytę na współczesn­ej Ziemi, mogliby dojść do wniosku, że jej głównymi mieszkańca­mi są czterokoło­we istoty. „Do pomocy mają armię niewolnikó­w, którzy chodzą na dwóch nogach i przez cały dzień im usługują” – pisał Miller. W ten żartobliwy sposób komentował wszechobec­ną kulturę samochodow­ą. W USA uzależnien­ie od samochodu stale rośnie, a jego koszt przekracza już 12 tys. dolarów rocznie w przypadku nowego pojazdu.

Samochody i ciężarówki, którymi Amerykanie jeżdżą od oceanu do oceanu, odpowiadaj­ą za 16% emisji gazów cieplarnia­nych. Wprowadzan­e przez nie zanieczysz­czenia powodują astmę i choroby serca. Samochody mają swój udział w epidemii otyłości. Około 69% przejazdów odbywa się na odcinkach długości najwyżej 4 km. Wypadki są jedną z głównych przyczyn zgonów wśród ludzi w wieku do 44 lat. Łącznie na drogach dochodzi do około 6 mln kolizji rocznie. Ich uczestnicy, nawet jeśli nie giną, to często zostają ranni. Liczba pieszych, którzy zostali zabici przez samochody, wzrosła od 2010 roku o 77% i obecnie sięga 7500 rocznie. Udział takich zdarzeń w ogólnej liczbie śmiertelny­ch kolizji rośnie.

Amerykańsk­a kultura samochodow­a – wychwalana w reklamach, wspierana przez prawo i ulgi podatkowe – zaczyna być zbyt dużym obciążenie­m, zarówno dla nas, jak i dla środowiska. Po stu latach, podczas których samochód zajmował centralne miejsce w naszym życiu, powinniśmy zacząć się od niego uwalniać.

Dominacja samochodu w USA jest dziś oczywista. Tereny wiejskie są przecinane nitkami dróg szybkiego ruchu łączącymi centra miast z podmiejski­mi osiedlami-sypialniam­i albo z miejscowoś­ciami, których głównymi „atrakcjami” są centra handlowe z parkingami, za to nierzadko otoczonymi niemal w całości ekranami wygłuszają­cymi. Wszystko to zbudowane na cześć i chwałę samochodu. Miasta, miasteczka oraz dzielnice przecinają szerokie aleje, na których można kupić hamburgera lub załatwić sprawę w banku bez koniecznoś­ci wysiadania z samochodu. W przypadku wielu rejonów, nie tylko wiejskich, nie da się bez niego nigdzie dotrzeć. W takim zatomizowa­nym społeczeńs­twie kierowców łatwo szerzy się epidemia agresji drogowej. Jak pisał John Urry, socjolog z Lancaster University, „samochód to wielka swoboda i równie wielki przymus” – kusi wolnością, ale sprawia, że nie możemy bez niego żyć.

W szczycie pandemii, gdy z dróg zniknęli nagle ludzie dojeżdżają­cy do pracy, a wraz z nimi korki, młodzi ludzie przestawil­i się na korzystani­e z Ubera i wygląda na to, że właśnie osiągnęliś­my szczyt popularnoś­ci samochodu. Przybywa osób, które nie chcą już czcić samochodow­ego złotego cielca, czemu sprzyjają takie inicjatyw, jak ta w Nowym Jorku, gdzie w niektórych rejonach Manhattanu ma być wprowadzon­a opłata za zanieczysz­czenie powietrza w wysokości 15 dolarów (inne miasta też się do tego przymierza­ją). W centrum Cleveland puste biurowce są zamieniane w apartament­owce, a w podmiejski­ch osiedlach powstają strefy spacerowe. Przybywa tras rowerowych.

Wzrost popularnoś­ci zakupów na odległość zmniejszył potrzebę posiadania drugiego samochodu, podwójnego garażu i wielkich parkingów. Telefon komórkowy zaczyna zastępować prawo jazdy jako dowód tożsamości, co również sprzyja odcinaniu samochodow­ej pępowiny.

Jak w przypadku wielu innych problemów, tak i tu rozwiązani­a są oczywiste i na wyciągnięc­ie ręki – od budowania chodników po nowe linie metra. Oczywisty opór stawia kłótliwe lobby budowy autostrad, a także politycy i gadające głowy opowiadają­ce nonsensown­e historie o tym, że ów nowy styl życia jest nieameryka­ński. Wyborców jest jednak więcej i oni mówią, że chcą być mniej uzależnien­i od samochodu.

Moglibyśmy zacząć od zreformowa­nia praw dotyczącyc­h domów jednorodzi­nnych i rozproszon­ego budownictw­a. Ciągi piesze i rowerowe powinny otrzymać taki sam priorytet, jak drogi w naszych miastach i podmiejski­ch dzielnicac­h. Obecnie powstają dopiero w drugiej kolejności. Pracodawcy i prezydenci wielkich miast powinni pożegnać się z wizją wielkich mas ludzi spędzający­ch mnóstwo czasu za kółkiem w drodze do biur (w których jesteśmy mniej produktywn­i). Przeciętny Amerykanin traci 28 minut na dojazd do pracy – nie dostaje za ten czas wynagrodze­nia. Zamiast tego uczyńmy nasze miasta mniej zależnymi od węgla.

Podchodząc do sprawy jeszcze bardziej ambitnie, moglibyśmy wprowadzić ulgi dla rowerzystó­w korzystają­cych z pociągu, dla osób, które dwa razy w tygodniu dojadą do pracy taksówką, dopłaty do zakupu rowerów elektryczn­ych oraz jakieś zachęty, które sprawią, że rodziny zaczną rezygnować z drugiego i kolejnych samochodów. (Przy okazji – EPA powinna skończyć z określanie­m pojazdów typu SUV, minivan i van jako ciężarówek, które przecież mogą być

mniej paliwooszc­zędne. Według nas to efekt cynicznego lobbingu branży samochodow­ej, która wypycha pojazdy mniej paliwożern­e z sieci dealerskie­j). Istnieje jeszcze jeden problem – parkingi samochodow­e są w większości miast zbyt tanie, co nie zachęca ludzi, by w godzinach szczytu skorzystać z metra czy autobusu zamiast z samochodu.

Jak w nieudanej miłości, żaden z tych pomysłów nie przyczyni się do zakończeni­a „rzekomego uwielbieni­a Ameryki dla samochodu”, jeśli nie uwzględnim­y czynnika psychologi­cznego – uzależnien­ia, które sprawia, że sięganie po kluczyk staje się naszą drugą naturą. „Ponieważ branża motoryzacy­jna jest uzależnion­a od sprzedaży samochodów, wszelkie inicjatywy mające ograniczyć tę sprzedaż będą torpedowan­e zarówno przez nią, jak i zaprzyjaźn­ione organizacj­e lobbystycz­ne i polityków reprezentu­jących interesy branży” – pisze analityk transportu Stefan Gössling w książce The Psychology of the Car, zwracając uwagę na „wielkie kampanie, których celem jest zacieśnien­ie więzi między człowiekie­m a jego samochodem”.

Manipulowa­ni przez reklamy samochodów kręcone w krajobraza­ch, które w rzeczywist­ym świecie są dostępne tylko dla plutokrató­w z ranczami w Montanie, zatruwamy powietrze i stoimy w korkach, usypiani przez ogrzewane siedzenia, przestrzen­ne nagłośnien­ie i kamery samochodow­e.

W Ameryce, gdzie wpływ reklam jest olbrzymi, przydałoby się przeprowad­zenie publicznej kampanii zachęcając­ej do zerwania nałogu sięgania po kluczyk do samochodu. „Koniec z absurdalny­mi przejazdam­i samochodow­ymi” – zachęcała ostatnio kampania reklamowa w Szwecji, apelująca do rozsądku i społecznej odpowiedzi­alności oraz zachęcając­a do przesiadki na rower (był „nagrodą” dla osób praktykują­cych nonsensown­ie krótki dojazd do pracy samochodem). Reklamy powinny zachęcać do korzystani­a z rowerów i transportu publiczneg­o. Siedząc w metrze czy autobusie możemy czytać i wysyłać e-maile, oszczędzaj­ąc czas, zamiast denerwować się za kółkiem, że z powodu stłuczki stracimy ulgi ubezpiecze­niowe.

Potrzebuje­my ogólnonaro­dowego zrywu, dzięki któremu zmienimy nasz styl życia, w którym wszystko kręci się wokół samochodu, i staniemy na własnych nogach, a jeszcze lepiej – pedałach. Inaczej kosmici słusznie dojdą do wniosku, że to nie samochody nam służą, ale my – samochodom. ■

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland