Chińskie innowacje: czy są potrzebne ludzkości?
Naukowcy Państwa Środka badają nowe koronawirusy, tworzą narzędzia do edytowania genów i pracują nad robotycznymi nianiami dla... embrionów.
Ostatnie tygodnie przyniosły sporą dawkę informacji na temat postępów chińskich badaczy w dziedzinie biomedycyny. Zamiast jednak napawać optymizmem, budzą one poważne wątpliwości i wywołują międzynarodową debatę na temat bezpieczeństwa i kwestii etycznych prowadzonych eksperymentów. Pierwsze z kontrowersyjnych badań dotyczy koronowirusa GX_P2V, który po raz pierwszy odkryto w 2017 r. wśród łuskowców z Malezji. Wirus ten został wyizolowany z tych ssaków, sklonowany, a potem w warunkach laboratoryjnych ewoluował, przyjmując coraz zjadliwszą formę. Mutanta wstrzyknięto odpowiednio zmodyfikowanym genetycznie myszom (posiadają ludzki gen o nazwie ACE2, kodujący białko receptorowe dla koronawirusów), by sprawdzić, jak wirus mógłby podziałać na organizm człowieka. Początkowo myszy wykazywały objawy przeziębienia, które zdawały się ustępować po kilku dniach. W 7. dniu następowało drastyczne pogorszenie stanu ich zdrowia. Objawy obejmowały całkowite zbielenie oczu, zmiany w mózgu, zmęczenie i utratę wagi. Śmiertelność? 100%! Badanie jest krytykowane na całym świecie za brak wartości naukowej i potencjalne ryzyko. Podnosi się obawy o bezpieczeństwo biologiczne, porównując je do badań w Wuhanie, które mogły przyczynić się do pandemii COVID-19.
Drugi projekt ma być prowadzony przez kontrowersyjnego naukowca He Jiankui, który w 2018 r. zasłynął z genetycznych modyfikacji ludzkich embrionów celem nadania im odporności na HIV. Procedura ta była pierwszym znanym przypadkiem edycji genów ludzkich embrionów, co doprowadziło do narodzin genetycznie zmodyfikowanych dzieci. Ten eksperyment spotkał się z międzynarodowym oburzeniem, a sam naukowiec trafił na 3 lata za kratki. Resocjalizacji jednak nie można uznać za udaną. He Jiankui właśnie zapowiedział, że zamierza dalej pracować nad modyfikacją embrionów w celu nadania im odporności na alzheimera. Badania będzie prowadzić najpierw na mysich zarodkach, a później ludzkich. Zaklina się przy tym, że nie dojdzie do fazy implantacji w macicy. Może jednak wcale nie potrzebować ochotniczek skłonnych nosić pod sercem genetycznie „udoskonalone” dzieci. W Państwie Środka trwają przecież prace nad sztuczną macicą, a także robotami mającymi doglądać umieszczonych w nich zarodków. Czyżby Chińczycy znaleźli rozwiązanie na tragiczną sytuację demograficzną w swoim kraju? (JJ)