Zmiany niekoniecznie na złe
„Super Express”: – Pandemia koronawirusa i jej konsekwencje: przymusowe zamknięcie w domu i problemy gospodarcze miały swój wpływ na polskie rodziny? Czy wpływ koronawirusa na „podstawową komórkę społeczną” jest znikomy?
Ewa Woydyłło: – Bez wątpienia pandemia zmieniła relacje w polskich rodzinach, choć jest jeszcze za wcześnie, by ocenić, czy na trwałe.
– I pytanie, czy zmieniła na lepsze, czy na gorsze.
– Nie ma na to prostej i jednoznacznej odpowiedzi. W zależności od poszczególnych rodzin i ich członków zmiany są bardzo zniuansowane i dotyczą każdej rodziny w różnym stopniu. Nie jest tak, że jeśli zmiany zaszły na gorsze, to koniecznie musiały skończyć się rodzinnym dramatem. Zmiany na lepsze też nie muszą oznaczać, że rodziny są jeszcze szczęśliwsze, niż były przed pandemią. Choć, jest pewna prawidłowość. – Jaką pani dostrzega?
– Jeśli jakaś rodzina była szczęśliwa, a relacje w niej partnerskie i pełne wzajemnego szacunku, to pula szczęścia się tylko powiększyła. Złe relacje rodzinne, niestety, tylko się wzmocniły.
– Ponieważ, jak pisał Lew Tołstoj, szczęśliwe rodziny są podobne do siebie, a nieszczęśliwe są nieszczęśliwe każda na swój sposób, co możemy o tych drugich powiedzieć?
– W nieszczęśliwych rodzinach ich członkowie potrafili znaleźć sobie przed pandemią drogi ucieczki z domu, takie jak: częste wyjazdy, późne powroty, unikanie częstych spotkań. Życie jakoś się w nich toczyło i było na swój sposób stabilne. Kiedy jednak pojawiła się konieczność bycia razem i dzielenia każdej chwili, mogła nasilić napięcia, stresy, nieporozumienia, niezgody. To nie mogło nie pozostać bez wpływu na życie rodzinne. Zresztą prawnicy już mówią o tym, że wzrosła liczba rozwodów.
– Osoby zajmujące się problemem przemocy domowej wskazywały, że i ta wzrosła.
– Powody tego są oczywiste. Zamknięcie w jednym domu, niemożność ucieczki przed agresją, nasilenie problemów psychologicznych, brak umiejętności radzenia sobie z sytuacją zamknięcia, niestety, musiały mieć też ten negatywny wpływ na życie rodzinne i wzrost przemocy domowej. Z tą sytuacją jako społeczeństwo nigdy sobie nie radziliśmy, a w tak niecodziennych warunkach jak pandemia, było to jeszcze trudniejsze.
– Czy da się zmierzyć, czego było więcej w polskich rodzinach: zacieśnienia więzi czy raczej rozpadu rodzin? – Nie mam na to żadnych twardych danych, ale z moich obserwacji wynika, że nie jest tak źle, jakby się mogło to wydawać. W bardzo wielu przypadkach udało się zmienić styl życia na taki, który więzi raczej cementuje. Weźmy choćby posiłki. Wiele rodzin po raz pierwszy miało okazję, by nie tylko jadać razem wszystkie posiłki, lecz także wspólnie je przygotowywać. To bez wątpienia buduje relacje rodzinne i wcale nie było takie rzadkie w czasie pandemii. Oczywiście, na ile to wszystko zostanie z nami, trudno dziś przewidzieć. Nie wiemy jeszcze, co nam pandemia przyniesie, nie wiemy, jak zmienią się nasze nawyki w pracy i czy będziemy mieć znów tyle czasu dla siebie, ile mamy go od wybuchu pandemii. Jedno jest pewne: rodziny to najlepszy miernik tego, jak pandemia wpływa na nasze społeczeństwo. Warto to obserwować.
Rozmawiał TOMASZ WALCZAK
GGdy byłem dzieckiem, obchodziliśmy przedszkolną Barbórkę. Mieliśmy czapki z kartonu z dwoma skrzyżowanymi młotkami. W rodzinie nie miałem nikogo pracującego na dole. Nie rozumiałem wtedy nawet, że to dzięki pracy górników mam w domu ciepło i jasno. Wpojono mi jednak poczucie głębokiego szacunku dla górniczej pracy.
A potem przyszły przemiany roku 1989. Zaczęto nas przekonywać, że przemysł to jakiś balast. Przestarzały, irytujący i niepotrzebny. A górnicy to już byli najgorsi. Nienawidzono ich tym bardziej, im bardziej bezbronne i niezdolne do przeciwstawienia się wilczym prawom kapitalizmu były inne grupy społeczne. Bo górnicy umieli się skrzyknąć i zawalczyć o swoje. Zamiast się od nich uczyć, szydzono więc z nich niemiłosiernie i mówiono, że cieszą się niezasłużonymi przywilejami.
Opamiętanie nastąpiło dopiero niedawno. Trzeba było trzech dekad boksowania się z realnym kapitalizmem, by zrozumieć, że przemysł to nie jest jakiś tam zbędny tłuszczyk, który należy jak najszybciej zrzucić, by być bardziej europejskim krajem. Zaczęto rozumieć (przynajmniej taką mam nadzieję), że sprawny przemysł jest podstawą rozwoju, dobrobytu i sprawiedliwości. Niestety, dla górników nie nastały wcale