Nikt nie będzie mi m mam się pakować
Super Express”: – Część rolników nie zawsze była panu przychylna. Zeszłotygodniowy protest ukazał jednak, że rolnicy nie chcą pańskiego odejścia z resortu. Nie brak głosów, że „Piątka dla zwierząt” to tylko pretekst, aby usunąć pana z urzędu.
Jan Krzysztof Ardanowski: – Nie wiem, czy to był pretekst. Cieszy mnie jednak, że rolnicy, choć nie zawsze się ze mną zgadzali, finalnie docenili moją pracę. Wielokrotnie musiałem podejmować trudne decyzje. Również biorąc pod uwagę m.in. możliwości finansowe i politykę UE. Mimo tego zawsze starałem się pomagać polskim rolnikom. I pierwszy raz w historii rolnicy protestują przeciw odwołaniu swojego ministra.
– Wiadomo było, że zagłosuje pan przeciwko „Piątce dla zwierząt”. Pan wiedział, że łamiąc dyscyplinę partyjną, będzie pan na przegranej pozycji.
– Byłem całkowicie świadomy, że zostanę usunięty z PiS, choć jestem w tej partii prawie 20 lat. I wyjątkowo ciężko na jej sukces pracowałem. Wiedziałem też, że będę wyrzucony z funkcji ministra. Natomiast nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że jestem „na przegranej pozycji”. Służba Polsce to moje życie, a nie gra. Powiem za św. Pawłem: „W dobrych zawodach uczestniczyłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”. To ważniejsze niż posada.
– Prezes PiS powiedział panu osobiście, że głosując zgodnie z własnym sumieniem, ściągnie pan na siebie konsekwencje?
– Wszyscy członkowie klubu zostali poinformowani (...), że to możliwość utraty przynależności do partii oraz stanowisk z rekomendacji PiS. Wiedziałem, co mnie czeka. I choć byłem lojalny wobec PiS w nawet najtrudniejszych głosowaniach, to przy tej ustawie, absolutnie szkodliwej dla polskiego rolnictwa, nie mogłem postąpić inaczej. Opinia rolników jest dla mnie ważniejsza niż opinia kierownictwa partii niemającego żadnej wiedzy o skutkach stanowionego prawa. Wszyscy rolnicy jednoznacznie negatywnie oceniają tę ustawę. W sprawach sumienia (...) żadnej dyscypliny partyjnej być nie może.
– PiS właśnie udowodniło, że może.
– Tylko Bóg osądzi, czy jesteśmy dobrzy, czy źli. Podkreślę raz jeszcze: w polityce tego typu sprawy nie mogą być przedmiotem dyscypliny. Tej dyscypliny nie było w PiS, gdy była dyskusja o aborcji, a narzucono ją w sprawie zwierząt! Argumenty tzw. obrońców zwierząt są oparte, moim zdaniem, na fałszywej aksjologii, zaprzeczającej religii i tradycji chrześcijańskiej Europy. Wszystkie religie Księgi mówią, że człowiek ma prawo korzystać ze zwierząt, zapewniając im jak najlepsze warunki życia. Trzeba być konsekwentnym. Wielu z obrońców ustawy uważa się za katolików, a udaje, że nie wie, co mówi o tym katechizm Kościoła katolickiego. (...) Zresztą rolnicy zawsze dbali i będą dbać o swoje zwierzęta.
– Próbował pan przekonać prezesa Kaczyńskiego do swoich racji?
– Nie tylko ja, ale i wiele innych osób próbowało przedstawić mu logiczne argumenty dotyczące konsekwencji wejścia w życie tej ustawy. Nie przyjął tych argumentów. (…) A „Piątka dla zwierząt” daje np. ludziom, którzy nie mają żadnego przygotowania, możliwość zabierania zwierząt od właścicieli! Dodatkowo członkowie organizacji prozwierzęcych mogą wejść do naszego domu przy asyście policji, aby właściciel przypadkiem nie upomniał się o poszanowanie prawa własności. Jednego z praw, które państwo powinno chronić. Moim obowiązkiem było przedstawienie wszystkich skutków ustawy.
– Rząd na początku epidemii mówił, że będzie chronił każde miejsce pracy. Rolnicy są wściekli. Twierdzą, że ta ustawa kosztować będzie wiele miejsc.
– (…) W mediach próbuje się przedstawić, że ustawa, o której rozmawiamy, dotyczy tylko zwierząt futerkowych. Hodowców próbuje się przedstawić jak zorganizowaną mafię, lobbystów, którzy walczą o swoje interesy i mają niecne związki z Radiem Maryja. Tymczasem to są osoby, które prowadzą legalną działalność. Prócz tego w Polsce norki zjadają kilkaset tysięcy ton produktów ubocznych z uboju drobiu i innych zwierząt. Jak nie zjedzą (ekologicznie) tego norki, to trzeba będzie zapłacić za ich spalenie w zakładach utylizacyjnych. To będzie wysoce nieekologiczne i kosztować będzie ok. 1 mld zł rocznie. Ręce zaciera niemiecka firma utylizacyjna, która niedawno weszła do Polski. Wszyscy zapłacimy drożej za mięso.
– Mówi pan, że temat ferm futrzarskich to tylko część ustawy. Jako główną część wskazywano ubój religijny. Polska ma podobno z tego duże korzyści z eksportu.
– Ubój według oczekiwań muzułmanów i żydów to ogromna część produkcji mięsa w Polsce. (…) Rynki muzułmańskie to ok. 1,6 mld ludzi na świecie. Dane sprzed siedmiu lat, które mają uspokoić zwolenników ustawy, że jak nie sprzeda się mięsa muzułmanom, to kupią je kraje unijne, są nieprawdą. Bogaty świat jest nasycony żywnością. Nie ma innych nowych, chcących kupować mięso grup, niż kraje muzułmańskie lub muzułmanie w Unii. (...) Rolnictwo nie zarobi tych utraconych środków na eksporcie zboża, cukru ani mleka. (...)
– Po podjęciu decyzji o pańskim odejściu z rządu miał pan okazję porozmawiać z prezesem Kaczyńskim lub premierem Morawieckim?
– Odchodzę nie ze względu na planowaną rekonstrukcję rządu, tylko dlatego, że miałem własne zdanie. Oceny mojej pracy dokonali rolnicy, gremialnie głosując na PiS i prezydenta Dudę. Rozmawiałem z premierem, którego cenię za sprawność. Podziękowałem mu za zaufanie dwa lata temu. Przypominam jednak, że to mnie poproszono o to, bym został ministrem i ratował pogarszający się obraz PiS na wsi. Myślę, że z zadania się wywiązałem, o czym świadczą wyniki wyborów na wsi. A że nikt nie podziękuje? Cóż…
– Nie podziękowano panu za te ponad dwa lata?
– Najważniejsze, że rolnicy uznali, że starałem się najlepiej, jak potrafiłem. To istotniejsze niż jakakolwiek ocena polityczna.
– Naprawdę nikt się do pana nie odezwał i nie powiedział słowa?
– Proszę następne pytanie.
– Nowym ministrem rolnictwa został Grzegorz Puda, obrońca „Piątki dla zwierząt”. Rolnicy skandowali na proteście: „Kim jest Puda?”. Kim jest?
– Znam prawie wszystkich, którzy mają jakąś wiedzę i kompetencje w zakresie rolnictwa. Posła Pudę znam, ale nic nie wiem o jego kompetencjach rolniczych. Nie jest mi wiadome, by o sprawach wsi i rol
TTo zdanie, wygłoszone przeze mnie niedawno w TV, wywołało wiele gorących reakcji. Uświadomiły mi one, jak wielkie spustoszenia poczyniło 30 lat wtłaczania do głów neoliberalnych zabobonów. Głoszących, że dług publiczny to „nieszczęście”. Po co nam państwo? Przede wszystkim po to, by dbać o dobra wspólne: darmową edukację, dostępną służbę zdrowia, tanie połączenia kolejowe albo bezpieczeństwo na ulicach. Dzięki tym zasobom obywatele mogą realizować swoje potrzeby i po prostu godnie żyć.
Ale to nie jest przecież tak, że gdyby państwa nagle zniknęły, to zniknęłyby również te potrzeby. Różnica byłaby jednak zasadnicza. W świecie bez państwa każdy musiałby te dobra kupić sobie na wolnym rynku. Zamożnych byłoby na to stać. Robili tak przez wieki. Słali dzieci do prywatnych szkół, mieli osobistych lekarzy, flotę transportową i ochronę. A pozostali? Pozostali ALBO godzili się z tym, że szczytem ich marzeń o godnym życiu jest egzystencjalne minimum. ALBO mogli próbować realizować te potrzeby, sięgając po mechanizm zadłużenia. Tak jest właśnie w dzisiejszym rozwiniętym świecie. A sektor gospodarki zarabiający na wpychaniu ludzi w spirale zadłużenia jest ogromny i lukratywny: od lichwiarskich parabanków po kredyty hipoteczne w obcych walutach. Tak właśnie rośnie dług prywatny. To