Wygrał sojusznik Polski, dobre relacje będą utrzymane
„Super Express”: – Obserwując reakcję sporej grupy obozu rządzącego i jego zaplecza na wybór Joego Bidena, mam wrażenie, że wielu obraziło się na werdykt Amerykanów i nie przyjmuje do wiadomości, że Donald Trump nie będzie już prezydentem USA. W Pałacu Prezydenckim są podobne odczucia? Czy wygrywa jednak realizm?
Krzysztof Szczerski: – Podchodzimy do sprawy realnie. Jeśli ktoś zapyta mnie, kto wygrał wybory w Stanach Zjednoczonych, odpowiem krótko: sojusznik Polski. Zwycięstwo Joego Bidena oznacza dla nas powrót do dobrych wspomnień z początku prezydentury Andrzeja Dudy, kiedy wspólnie z Barackiem Obamą i Joem Bidenem budowaliśmy konsensus w sprawie szczytu NATO w Warszawie.
– Niektórzy odebrali jednak gratulacje Andrzeja Dudy dla Joego Bidena jako chłodną reakcję na jego wybór. Prezydent nie gratulował zwycięstwa, ale dobrej kampanii.
– Gratulacje były adekwatne do rzeczywistości. Dziś cały czas głosy są liczone, z kilku stanów jeszcze nie ma oficjalnego komunikatu komisji wyborczych. Kiedy pojawią się oficjalne wyniki wyborów, pan prezydent wystosuje do zwycięzcy oficjalne gratulacje w imieniu państwa polskiego. Ten list jest już przygotowany i czekamy na to, by móc go przekazać. Taki jest standard i na wszystko przyjdzie czas. Tweet gratulacyjny pana prezydenta trzeba traktować jako adekwatny do stanu procedury wyborczej w Stanach Zjednoczonych.
– Polska dyplomacja była gotowa na ewentualność zwycięstwa wyborczego Joego Bidena? Czy wysyłaliśmy umyślnych do jego otoczenia? Nawiązaliśmy jakieś relacje z nimi?
– Oczywiście, mamy nie tylko pełne rozpoznanie, ale znamy też osoby, które są w otoczeniu Joego Bidena. Pamiętajmy jednak, że amerykańskie przepisy po kampanii z 2016 r. są bardzo restrykcyjne i nie pozwalają sztabom wyborczym utrzymywać w czasie kampanii relacji z przedstawicielami innych państw, by nie być oskarżonym o ingerencję zewnętrznych sił w amerykański proces wyborczy. W związku z tym my także na czas kampanii zawiesiliśmy nasze kontakty z oboma sztabami. Niemniej, jeśli potwierdzą się doniesienia co do składu administracji Joego Bidena, to świetnie ich znamy i nie będzie to dla nas żadne zaskoczenie.
– Obóz rządowy w polityce zagranicznej postawił wszystko na relacje nawet nie tyle ze Stanami Zjednoczonymi, co z Donaldem Trumpem. Po odejściu zostawi po sobie pustkę w polskich rachubach międzynarodowych?
– To błędna i niesprawiedliwa ocena. Oczywiście, w czasie prezydentury Donalda Trumpa relacje z USA były bardzo intensywne, ale niezależnie od tego, kto jest tam prezydentem, to nadal ten sam kraj, ten sam sojusznik wojskowy. Przypomnijmy zresztą, że rozwój współpracy militarnej zapoczątkował jeszcze tandem Obama – Biden. Co więcej, w trzech najważniejszych z punktu widzenia interesów Polski
Joe Biden pokonał w wyborach Donalda Trumpa i zostanie
46. prezydentem USA
obszarach: bezpieczeństwa militarnego i energetycznego czy w kwestii Trójmorza, jest w Stanach Zjednoczonych ponadpartyjny konsensus. Niezależnie od tego, czy rządzą Demokraci, czy Republikanie, będziemy mieli kontynuację strategicznej linii polityki amerykańskiej.
– Polskie władze mają obecnie na arenie międzynarodowej markę nieliberalnych. Donaldowi Trumpowi to w ogóle nie przeszkadzało, bo on patrzył na relacje międzynarodowe wyłącznie przez pryzmat relacji biznesowych. Joe Biden jest jednak politykiem, który nadal wierzy w demokrację liberalną i w rolę Ameryki jako liberalnego drogowskazu dla reszty świata. Nie zwiastuje to trudności w relacjach z nim?
– Z drugiej strony można zapytać, czy nasze środowiska lewicowo-liberalne nie czują się zagrożone przez fakt, że Joe Biden jest gorliwym katolikiem.
– Wiemy, że w swojej prezydenturze będzie się jednak kierował wartościami politycznymi, a nie religijnymi.
– Mówię to tylko po to, by wskazać, że można stworzyć zupełnie inną legendę Joego Bidena. A mówiąc poważnie, jest tak, że oba nasze kraje są demokracjami i wzajemnie szanujemy wybory, które nasze społeczeństwa dokonują. Nawet jeśli ideowo zwycięskie obozy polityczne w Polsce i w USA się różnią, to jest to sprawa drugorzędna w relacjach między naszymi państwami. Nasz sojusz i wspólne strategiczne interesy nie mają bowiem barw politycznych.
– Wielka Brytania już się zastanawia, jak źle mogą wyglądać relacje Bidena z Borisem Johnsonem, który podobnie jak PiS jest ideowo bliski Trumpowi. Naprawdę nie spodziewa się pan problemów? – Jest moment ogromnego szumu medialnego i każdy musi coś na temat wyborów w USA powiedzieć. A nie zawsze w tej gorącej atmosferze padają trafne diagnozy. Wystarczy przypomnieć sobie, co wielu ekspertów pisało cztery lata temu po zwycięstwie Donalda Trumpa i jak bardzo wiele z tego się nie sprawdziło. Naprawdę, nie ma powodów do obaw.
– Część polskiej prawicy jest przerażona wyborem Joego Bidena, widząc w nim człowieka miękkiego wobec Rosji, który będzie kontynuował politykę resetu z Putinem z początków prezydentury Obamy. Rzeczywiście spodziewa się pan, że relacje USA i Rosji będą prowadzone wbrew interesom Polski?
– Polityka Demokratów wobec Rosji w czasach administracji tandemu Obama – Biden to są tam dwie skrajnie różne rzeczywistości. W 2008 r. faktycznie była naiwna wiara, podzielana przez dużą część Zachodu, że reset z Rosją jest możliwy. Po agresji Rosji na Ukrainę nastąpiło jednak całkowite przemodelowanie amerykańskiej polityki wobec Kremla. Nie widzę żadnych symptomów zmiany kursu obranego już przez Baracka Obamę w 2014 r. W amerykańskiej polityce panuje ponadpartyjny konsensus, że trzeba budować odporność na imperializm rosyjski w naszej części Europy i powrotu do iluzji z 2008 r. nie będzie.
Rozmawiał TOMASZ WALCZAK
NNikt chyba już nie ma złudzeń. Zjednoczona Prawica jest coraz mniej zjednoczona. Mówi się, że do trzech razy sztuka, a właśnie jesteśmy świadkami trzeciego poważnego kryzysu w obozie władzy. Tylko w tym roku – dodajmy. Najpierw jedność wisiała na włosku, gdy ludzie Jarosława Gowina buntowali się przeciwko przeprowadzeniu wyborów 10 maja. Wtedy udało się finalnie dojść do porozumienia, choć początkowo prawdopodobne wydawało się, że ziścić się może scenariusz sojuszu Gowin–Koalicja Obywatelska.
Ledwie wiosenne „blizny” się zagoiły, a nastały jesienne niesnaski. Mało powiedziane – przez niezachowanie dyscypliny koalicyjnej przy głosowaniu ustawy o ochronie zwierząt bardzo wyraźnie kreśliła się perspektywa mniejszościowego rządu Prawa i Sprawiedliwości, o czym zresztą wprost mówili politycy Jarosława Kaczyńskiego. I kiedy wydawało się, że po rekonstrukcji rządu (jednak z udziałem Porozumienia i Solidarnej Polski) spory nieco przycichły, na scenę wkroczył Jan Krzysztof Ardanowski. Przed rekonstrukcją minister rolnictwa, zdecydowany przeciwnik głośnej „piątki dla zwierząt” i likwidacji ferm futerkowych. Tak więc nasz trzeci kryzys bezpośrednio wynika z drugiego. Mimo że „piątka dla zwierząt” trafiła do sejmowej zamrażarki, minister i kilku posłów Zjednoczonej Prawicy grożą odejściem i założeniem własnego koła. Nie od dziś wiadomo, że większość sejmowa ZP to większość krucha, a odjęcie kilku szabel mogłoby doprowadzić do przedwczesnych wyborów. Nie dziwi zatem przełożenie listopadowego posiedzenia Sejmu na drugą połowę miesiąca. Pytanie, czy prezes Kaczyński będzie skłonny do negocjacji z „buntownikami”, czy zastosuje ulubioną ostatnio taktykę „ani kroku wstecz”. Może nawet liczy, że – tak jak w przypadku dwóch wcześniejszych kryzysów – wszystko jakoś uda się załatać. Nawet jeśli tak, biorąc pod uwagę napięcia w obozie ZP, po czwartym kryzysie z obozu jedności nie będzie już pewnie czego zbierać. naukę hybrydową i rozgęszczenie klas. Poprzedni minister uznał, że takie środki bezpieczeństwa są niepotrzebne. Skutek widać po dwóch miesiącach – szpitale uginają się pod falą chorych, a dzieciaki wylądowały na nauczaniu zdalnym. Szkoły nadal zresztą nie są gotowe na lekcje zdalne, co boleśnie odczuwają zarówno uczniowie, jak i rodzice.
I tu wkracza pan Czarnek wraz z zespołem swoich doradców. Wystarczy rzucić, że protestujący uczniowie nie są Polakami albo że geje „nie są równi ludziom normalnym” – i już cała debata toczy się wokół takich bulwersujących słów. Nie trzeba odpowiadać na kłopotliwe pytania, ile dzieci wypadło z systemu albo dlaczego Librus znowu nie działa. Środowiska fanatyków religijnych i nacjonalistów obłaskawione, uwaga odwrócona od zapaści w szkołach... Radykał w Ministerstwie Edukacji to cwany ruch z punktu widzenia interesów PiS. Niestety, znacznie gorszy dla polskiej szkoły.
Rozsądny minister zająłby się teraz posprzątaniem po poprzedniku i szybką naprawą edukacji zdalnej. Zamiast tego dostaniemy kolejną krucjatę ideologiczną. PiS tak czy inaczej zapłaci rachunek za utrudnienie życia setkom tysięcy ludzi. Władza się od tego tak łatwo nie wykpi.